Translate :))

poniedziałek, 2 marca 2015

Chapter 56

Tydzień później...♥WALENTYNKI♥

_____________________________________________________

~~Pat~~
Włącz > to.

O nie dzisiaj Walentynki. Najgorszy dzień w całym moim życiu. Nigdy, ale to nigdy nie lubiłam tego święta. Nie szczęśliwa więc, że dzisiaj jest ten dzień wstałam z łóżka i ruszyłam na dół w poszukiwaniu Hazzy. O dziwo nigdzie go nie było. Zdziwiłam się trochę i już chciałam do niego dzwonić, jednak w domu rozległ się dźwięk dzwonka. Podeszłam więc do drzwi z nadzieją, że to właśnie Styles. Otwarłam drzwi a moim oczom ukazał się listonosz (?).
  • Pani Styles?- spytał na co ja prawie wybuchnęłam śmiechem.
  • Tak.- odpowiedziałam śmiejąc się.
  • Proszę tu podpisać.- podpisałam durną karteczkę i odebrałam paczkę żegnając się z facetem.
Zamknęłam drzwi i otworzyłam pudełko w którym były piękne kwiaty. W środku znajdowała się jeszcze mała karteczka, którą od razu wzięłam.
Podobają się kwiaty? :* To dopiero początek dzisiejszego dnia. W jadalni znajdziesz bilety na samolot do Paryża, który masz o 15. Do tego czasu przygotuj się wyjątkowo, ale spakuj też parę rzeczy. :*
Z lotniska odbierze Cię mój kierowca i zawiezie na miejsce. Tam się spotkamy :* Do zobaczenia. ♥ Mr. Styles 
O jeju. Jakie to słodkie. Poszłam więc szybko do kuchni, gdzie na stole leżał bilet do Paryża. Muszę kupić jakąś sukienkę. Czerwoną najlepiej. Jest dopiero godzina 10, więc mam 5 godzin na znalezienie idealnej kreacji. Postanowiłam jednak najpierw zjeść jakieś szybkie śniadanie. Zrobiłam więc szybko sałatkę, którą zjadłam od razu. Posprzątałam po sobie.
  • Just do it!- pstryknęłam i ruszyłam na górę. 
Znalazłam jakąś stylizację na szybko po czym ubrałam się w nią. Postanowiłam nie robić makijażu, zrobię go dopiero w samolocie lecąc do Paryża. Wzięłam kluczę od samochodu i parę potrzebnych rzeczy po czym wybiegłam z domu. Wsiadłam do Cadillac'a i ruszyłam w stronę centrum. Na moje nieszczęście w mieście panowały niezłe korki. Po 15 minutowej jeździe w końcu znalazłam jakiś parking, gdzie zostawiłam auto. Zamknęłam samochód i szłam w stronę sklepów, po drodze jednak zaatakowali mnie paparazzi. Szli właściwie ze mną robiąc mnóstwo zdjęć. Jeju, nigdy jeszcze tak im nie odwalało. Kiedy weszłam już do sklepu Chanel ochrona na szczęście ich zatrzymała. Zaczęłam się rozglądać za jakąś sukienką. Postanowiłam, że chcę czerwoną. Idealnie pasuję na dzisiejszy dzień. Po jakimś godzinnym szukaniu w końcu trafiłam na odpowiednią. Wzięłam ją i przymierzyłam. Była idealna. Do tego jeszcze znalazłam idealne czarne platformy. Zapłaciłam za wszystko i ruszyłam do samochodu. Na całe szczęście nie było nigdzie paparazzi, więc bezpiecznie dotarłam do samochodu. Kiedy chciałam już ruszać zadzwonił mój telefon. To była Kate.
  • No cześć Kate.- oznajmiłam.
  • Hej Pat, właśnie załatwiłam ci udział w reklamie.- dodała szczęśliwa.
  • O w końcu coś się będzie dziać. A jaka to reklama?
  • Calvin'a Klein'a.- dodała wybuchając śmiechem.
  • Co?!?! Mam reklamować bieliznę?- spytałam prawię płacząc ze śmiechu.
  • Tak, ale najdroższą na świecie i to w dodatku z Justin'em Bieber'em.
  • HAHAHAHAHAHAH.- wybuchnęłam śmiechem.- A kiedy to ma być?
  • Za 2 dni spotkamy się w tym budynku na Oxford Street.- dodała.
  • Okej, to do zobaczenia, pa.- uśmiechnęłam się.  
Skończyłam rozmowę i ruszyłam w stronę domu. Po kilku minutach byłam już na miejscu. Wzięłam zakupy i szybko wbiegłam do domu. Zegarek wskazywał już 12. 3 godziny. Muszę spakować sukienkę i buty, bo przebiorę się w samolocie, albo w sumie lepiej będzie jak polecę już gotowa. To muszę się przebrać. Pobiegłam szybko do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic. Po skończeniu owinięta ręcznikiem ruszyłam do pokoju, aby wziąć kosmetyki. Kiedy już je wzięłam wróciłam do łazienki, gdzie zabrałam się za robienie makijażu. Po skończeniu wyglądał całkiem nieźle. Następnie wysuszyłam swoje włosy po czym postanowiłam je zakręcić. Po skończeniu moje czarne włosy wyglądały świetnie. Następnie wróciłam do pokoju, gdzie ubrałam na siebie sukienkę i szpilki. Kiedy myślałam już, że jestem gotowa spojrzałam w lustro. OMG. Moje paznokcie. Miałam jechać do kosmetyczki a zapomniałam. Wzięłam swój telefon i zadzwoniłam do kosmetyczki, która ma się zjawić za jakieś 15 minut. W między czasie ubrałam na siebie jeszcze naszyjnik, bransoletkę i kolczyki z perłami. Kobieta zjawiła się po 15 minutach po czym zabrała się za robienie moich paznokci. Po 25 minutach były już gotowe. Pożegnałam się z kobietą po czym przejrzałam się w lustrze. Wyglądałam całkiem nieźle. Coś czuję, że ten wieczór będzie niesamowity. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał już godzinę 13:30. Za godzinę jadę na lotnisko, a muszę jeszcze spakować parę rzeczy. Wróciłam więc szybko do sypialni i wyciągnęłam walizkę po czym zaczęłam się pakować. Kiedy już skończyłam zeszłam powoli na dół i odstawiłam walizkę wracając po mój mały bagaż podręczny, gdzie znajdowały się moje wszystkie potrzebne rzeczy. Wzięłam swojego Iphone'a i zamówiłam taksówkę, która odwiezie mnie na lotnisko. Założyłam na siebie jeszcze kurteczkę do podróży. Wzięłam wszystko po czym wyszłam przed dom i zakluczyłam go. Akurat podjechała taksówka do której od razu wsiadłam. Kierowca ruszył w stronę lotniska i już po 10 minutach byliśmy na miejscu. Podziękowałam i weszłam do środka. Przeszłam przez odprawę i kilka minut później siedziałam już w samolocie. Nie mogłam przestać myśleć o tym co Harry przygotował. Wystartowaliśmy równo o 15, za godzinę będziemy w Paryżu i będzie tam wtedy 17 :(. 
Lot minął bardzo szybko. Wylądowaliśmy w Paryżu i opuściłam lotnisko razem z walizką. Znalazłam się przed budynkiem, gdzie miał czekać na mnie jakiś kierowca Hazzy. Nie myliłam się...mężczyzna ubrany w garnitur podszedł do mnie uśmiechając się i wręczając bukiet czerwonych róż.
  • Dziękuję.- oznajmiłam podziwiając kwiaty.
  • Pan Styles miał rację, jest pani na prawdę bardzo śliczna.- dodał uśmiechając się a ja jak każda dziewczyna zaczerwieniłam się.
  • Dziękuję, ale czy możemy już jechać?
  • Zapraszam.- powiedział po czym otworzył mi drzwi do swojego luksusowego Mercedesa.
Jechaliśmy w ciszy przez Paryż, aż w końcu zatrzymaliśmy się pod Ogromnym Hotelem. Aż przykro mi było opuszczać ten cudowny samochód. Wyszłam z niego a mężczyzna wraz z moją walizką ruszył przede mną. Ja jednak szłam z gracją bo miałam bardzo wysokie szpilki. Wjechaliśmy windą na samą górę, kiedy winda się otworzyła ujrzałam uśmiechniętego Harry'ego.
  • Hej.- powiedziałam zatrzymując się przed nim.
  • Cześć, gotowa na cudowny wieczór? - spytał ciągle się uśmiechając, myślałam, że tam zemdleje. 
  • Tak.- uśmiechnęłam się po czym chłopak złapał mnie za rękę i nie wiem dokąd prowadził.
Po kilku minutach weszliśmy chyba do naszego wspólnego pokoju, bo stała tam moja i Hazzy walizka. Zatrzymaliśmy się dopiero pod ogromnym oknem, które było zasłonięte. Chłopak zasłonił mi oczy po czy chyba otworzył balkon i wyprowadził mnie powoli na zewnątrz, gdzie było ciepło. Odsłonił mi oczy i ujrzałam przecudowny i chyba najlepszy widok mojego życia.


  •   Harry, sam to wymyśliłeś? - spytałam podekscytowana podziwiając wieżę Eiffla na którą mieliśmy idealny widok.
  • Tak, usiądźmy.- oznajmił odsuwając mi krzesło.
  • Dziękuję.- dodałam.
Chwilę później na naszym balkonie pojawiła się kelnerka i kelner. Przynieśli nam naszą kolację i czerwone wino, a białe zostawili w pokoju. Kelner nalał nam wino do kieliszków i życząc smacznego opuścił pomieszczenie. Zabraliśmy się więc za jedzenie cudownej kolacji podziwiając idealnie oświetlony Paryż. Po kolacji przynieśli nam jeszcze słodziutkie desery. Zjedliśmy je z wielkim smakiem. Po skończeniu posiedzieliśmy jeszcze trochę na balkonie. Było tu tak ślicznie, że aż nie chciało się wychodzić. Jednak Harry wstał po czym złapał mnie za rękę i weszliśmy do ciepłego pomieszczenia. Na zewnątrz było już niestety zimno. Usiedliśmy na łóżku po czym wznieśliśmy toast i wypiliśmy po kieliszku.  Albo wcześniej nie zwróciłam uwagi, ale po całej sypialni leżały płatki róż i poukładane były świece zapachowe. Spojrzałam się na chłopaka, który uśmiechnął się do mnie i odłożył kieliszek. Spojrzał się ponownie na mnie po czym zbliżył swoją twarz do mojej i mnie pocałował. Nie był to jednak taki pocałunek jak ostatnio. Był bardziej zachłanny. Całując go, czułam jak się uśmiecha. 
~~Harry~~       

Zacząłem całować dziewczynę coraz namiętniej. Nie mogłem już dłużej czekać. To było moim marzeniem od czasu kiedy się w niej zakochałem.
Z uśmiechem na ustach przenieśliśmy się na łóżko. Ściągnąłem jej sukienkę, potem ściągnąłem swoją bluzkę i spodnie. Całowałem ją po szyi a ona pomrukiwała cicho co bardzo mi się podobało. Błądziłem dłońmi po jej ciele, które było idealne. Nie mogłem jednak znieść tego, że kiedyś na moim miejscu był ten kretyn. Wszystko potoczyło się bardzo szybko, to nawet dobrze. Cieszyłem się, że to się w końcu stało. Kochałem ją. 
Po tej cudownej chwili oboje zasnęliśmy.   
_____________________________________________________


~~Alex~~

Włącz ~> to.


Dziś są Walentynki. Przyznam, że kiedyś uwielbiałam ten dzień. Ale teraz? No cóż… jakoś niekoniecznie. Mam za dużo tajemnic przed moim bliskimi. Tak nie powinno być. Najgorsze jest to, że jeśli chcę ich chronić to nie mogę puścić pary z ust. Przykro mi, że musze okłamywać Cody’ego. To chyba najbardziej mnie boli…

Mój piesek wskoczył na łóżko i chciał się bawić. Pogłaskałam go a potem wstałam z łóżka dziwnie obolała i zeszłam cichutko na dół. Kiedy weszłam do salonu i zobaczyłam Emetta, Agnes, Steven’a i Paula to próbowałam sobie przypomnieć… Jak trafiliśmy do mnie? I dlaczego tego nie pamiętam? Potem zaczęłam się zastanawiać gdzie jest mój narzeczony, ale w drodze do kuchni znalazłam go śpiącego za kanapą razem z moim psem. Właśnie! Muszę go jakoś nazwać! Tylko… jak? Ech… pomyślę o tym potem, a teraz śniadanie.

Weszłam do kuchni i niemal krzyknęłam. Niesamowicie się wystraszyłam…

  • Kat? Ty też tu jesteś?- powiedziałam ściszonym głosem. Dziewczyna spojrzałam na mnie i się uśmiechnęła.
  • Nic nie pamiętasz co?- zapytała.
  • Nie.
  • Spoko, ja też nie.- zaśmiała się.
  • Oo… no to przynajmniej nie jestem jedyna.- posłałam jej ciepły uśmiech i zajrzałam do lodówki w poszukiwaniu maślanki i owoców.
  • Zrobię koktajle.- oznajmiłam zadowolona.
 Wrzuciłam do sporego pojemniczka 2 garści malin, jeżyn i bananów, i dolałam maślankę. Wzięłam mikser i zmiksowałam wszystkie składniki. Poszłam zobaczyć czy się przypadkiem nie obudzili, ale wszyscy spali. Fiuu… kotki się bawiły razem, a pies właśnie przyszedł się najeść. Miski o dziwo były pełne.
  • Właściwie to przepraszam, że się panoszę w twoim domu. Wstałam chwilę przed tobą i pomyślałam, że może zrobię jakieś śniadanie czy coś, w podzięce za przenocowanie nas. – uśmiechnęła się Kat.
  • Nie ma sprawy. Jak będzie dobre, to będziesz tu częściej.- zaśmiałyśmy się. 
Kiedy rozłożyłyśmy już śniadanie na stole usiadłyśmy do stołu i zaczęłyśmy konsumować nasze pyszności. Kat zrobiła wspaniałą jajecznice z bekonem. Do tego koktajl i ciasteczka kokosowe. Pycha! Kocham kokosy

Kiedy już prawie skończyłyśmy jeść przyszli zaspani panowie i Agnes. Dziewczyna szybko zajęła miejsce obok mnie i Kat, a chłopcy usiedli na wolnych miejscach.

  • Jak się spało? Bo widzę, że chyba średnio wygodnie.- zaśmiałyśmy się z Kat.
  • Nie no… całkiem nieźle się spało na podłodze w dodatku za kanapą.- skomentował Cody masując sobie bark, na którym leżał.
  • Ojej… trzeba było przyjść do mnie, do łóżka. Czekałam na ciebie. Ale skoro wolałeś podłogę no to cóż…- powiedziałam żartobliwie, a chłopcy zrobili długie „Uuu...”
  • No wiesz… Przepraszam, ale nie dałem rady.- zaśmiał się.
  • Agnes zasnęła na schodach, ale ją przenieśliśmy na kanapę, a potem sami się położyliśmy.- pogadaliśmy jeszcze trochę i potem panowie pozmywali naczynia a dziewczyny poszły na górę. 

  • Ciekawa jestem, co też Cody wymyślił na walentynki.- zaczęła Agnes.
  • Z tego co słyszałam to jedziemy do Szwajcarii w góry, czyż nie?- powiedziałam.
  • Serio? Ja też dziś tam jadę! To może pojedziemy razem?- dodała podekscytowana Kat.
  • Czemu nie? W grupie raźniej. Po za tym… chcę was lepiej poznać.- uśmiechnęłam się.
  • A właśnie… Steven dziwnie się zachowywał na balu. Cały czas się rozglądał nerwowo po Sali i patrzył na ciebie. Coś się stało?- zapytała Kat, a ja zbladłam. Co mam jej powiedzieć.
  • Serio? Ojej… No nie wiem...- udałam.
  • Może zapytam jego.- wzruszyła ramionami.
  • Może lepiej ja z nim porozmawiam?- zagadnęłam.
  • Jak chcesz.- uśmiechnęła się.- Dobra, ja muszę iść do siebie, żeby się spakować. Nie zapomnijcie grubych kurtek i rękawiczek!- dodała wychodząc z pokoju.
  • Alex… przyznaj się. Coś się stało na balu?- ściszyła głos Agnes.
  • Nie, a czemu miałoby się coś stać?
  • Jeszcze pytasz? Mało razy coś ci się stało? W dodatku Steven był taki podenerwowany. 
  • Nie wiem co z nim się stało. 
  • Może jest o ciebie zazdrosny?
  • Że co?! Haha… no nie przesadzajmy. Znam go od niedawna. To nie możliwe.- zaśmiałam się, ale dziewczynie nie było do śmiechu. 

Całą czwórką ruszyliśmy na lotnisko. Zwierzęta zostają pod opieką mojego brata, więc nic im nie będzie. Na lotnisko dojechaliśmy po 30 minutach. Ach te korki… No ubóstwiam je. Czujecie ten sarkazm? Masakra jakaś. Kiedy przeszliśmy przez odprawę i zajęliśmy swoje miejsca w samolocie, rozglądaliśmy się czy wszyscy są.
Paul Wesley z Phoebe Tonkin, Ian Somerhalder z Nikki Reed, Daniel Gillies z żoną Rachael, Joe i Candice , Steven i Kat, Emett, Agnes, Cody i ja. Jak na razie nic nie dostałam na walentynki, ale to nawet dobrze.

Za jakąś godzinę i 30 minut powinniśmy być w Genewie, w Szwajcarii. Już nie mogę się doczekać. W samolocie siedziałam koło Kat i Agnes. Świetnie się dogadujemy. Candice siedziała za nami ze swoim mężem i Stevenem. 


W końcu dolecieliśmy na miejsce. Wzięliśmy nasze walizki i poszliśmy złapać jakąś taksówkę czy coś. Z tym nie było problemu. Zapakowaliśmy walizki do bagażnika i kierowca zawiózł nas gdzieś. A konkretnie do Saas-Fee. Przyznam, że pięknie tu. Jestem pod wrażeniem. I te góry ♥ No cudo!
Jestem tu po raz pierwszy, ale już jestem zachwycona. To był dobry wybór. Znaczy... zobaczymy co będzie dalej, ale jak na razie zapowiada się niesamowicie. Ian i Nikki powiedzieli, że nauczą mnie jeździć na snowboardzie. Nie mogę się doczekać kiedy pójdziemy na stok. Ale na razie musimy iść ogarnąć pokoje i jakiś obiad. Cody z Emett'em i Ian'em poszli do recepcji a my czekaliśmy na nich. W końcu odebraliśmy klucze do pokoi. Zdecydowałam się być w pokoju z Kat i Agnes. Steven, Emett i Cody będą razem a reszta ma parę wiec nie ma problemu. :)

  • To co? Idziemy na stok?- zaproponował Ian.
  • Jasne!- niemal krzyknęłam z radości. Nikki się zaśmiała i objęła mnie ramieniem.
  • Czeka nas sporo pracy.- powiedziała.- Ale damy radę.- dodała na pocieszenie.
  • Nie marnujmy czasu. Chodźmy.- powiedział Paul. 
Wszyscy ubrani na cebulki poszliśmy wypożyczyć deski i narty. A potem wjechaliśmy na stok. Bałam się, że się połamię czy coś. Cody jeździł na nartach. A przynajmniej próbował. Nikki i Ian uczyli jeździć na snowboardzie mnie, Agnes i Kat. Bo reszta umiała chociaż troszkę. Ian podtrzymywał mnie za rękę, Nikki Kat, a Steven pomagał Agnes. Widziałam kątem oka, że dobrze im się gada. To dobrze.

Nagle obok mnie prze prysnął jakiś chłopak i zrobił kilka niesamowitych trików.
Wow...- westchnęłam zachwycona. Ian prychnął.

Steven jak zawsze musi się popisywać.- dodał.

Steven?- zapytałąm i odwróciłam się. Rzeczywiście. Agnes trzymała się Nikki i Kat.

Wróciliśmy przed 21 do hotelu. Chciałam wziąć kąpiel, ale na łóżku znalazłam karton z wstążeczką i karteczkę.

"Za 20 minut przy recepcji. Przebierz się. 

 Cody"


Otworzyłam pudełko i znalazłam śliczną sukienkę, którą włożyłam na siebie. Włosy spięłam w koka, założyłam baletki, które przypadkiem wzięłam. Nie myślałam, że się przydadzą. A jednak. Zeszłam na dół, a przy recepcji zastałam Cody'ego w garniturze z bukietem czerwonych róż w ręku.



  • Pięknie wyglądasz.- powiedział całując mnie w dłoń i podając mi piękny bukiet róż.
  • Dziękuję.- powiedziałam rumieniąc się.
  • Idziemy?- zapytał, podając mi rękę. 
Podałamu mu swoją, a ten zaprowadził mnie do piwnicy (?) Dalej prowadziły nas świece. Dotarliśmy w końcu do jakiejś groty. W połączeniu ze światłem świec i płatkami róż wyglądało to nieziemsko.
Wow.- westchnęłam.
Siadaj.- pomógł mi zasunąć krzesło za mną, jak prawdziwy dżentelmen.
Zjedliśmy romantyczną kolację, porozmawialiśmy i odprowadził mnie do pokoju. Pożegnaliśmy się i musiałam opowiedzieć wszystko dziewczyną, które już czekały na mnie. Nie zdążyłam im wszystkiego opowiedzieć a ktoś zapukał do drzwi. Agnes poszła otworzyć drzwi. Ale po chwili wróciła.

  • Ym.. Alex to do ciebie.- powiedziała.
  • Do mnie?- zdziwiłam się. Ale poszłam do drzwi. Wyszłam na korytarz i rozejrzałam się. Zobaczyłam Steven'a.
  • Cześć.- przywitał się.
  • Cześć.- odpowiedziałam.
  • Wszystkiego najlepszego z okazji walentynek.- uśmiechnął się. 
  • Dziękuję. Tobie również. 
  • Chciałem ci to dać wcześniej, ale Cody cię zabrał więc... jestem teraz.
  • Nie musiałeś.- uśmiechnęłam się szerzej.
  • Ale chciałem. To dla ciebie.- powiedział podając mi bukiet róż ułożonych w kształcie serduszka i niebieskie pudełeczko. Zaciekawiona otworzyłam je i zobaczyłam piękną bransoletkę.
  • Jaka piękna. Dziękuję.- przytuliłam się do niego.
  • Nie ma sprawy. I jak było na kolacji?- zapytał. 
  • Nieźle.
  • Tylko?
  • No dobrze.- zaśmiałam się. 
  • Leć do dziewczyn bo pewnie się niecierpliwią.
  • Dobrze. Jeszcze raz dziękuję. Jesteś kochany.- znów go przytuliłam, a ten mnie pocałował w policzek. I poszłam do pokoju.


Potem, kiedy skończyłam im opowiadać wszystko, przyszedł Emett i każdej z nas dał kubek z napisem "I ♥ you" i perfumy od Chanel. To dziwne, ale... zaczynam myśleć, że Agnes i Kat mają rację i Steven coś do mnie czuję.

Wykąpałyśmy się i poszłyśmy spać. Pogadałyśmy jeszcze trochę i zasnęłyśmy przed 1 w nocy. ^_^
_____________________________________________________


~~Oliv~~

Włącz > to.


Obudziłam się i spojrzałam na zegarek, który wskazywał 10.30. O kurde, ale długo spałam. Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic, a następnie poszłam się ubrać. Ubrałam się, zrobiłam makijaż i rozczesałam włosy, które zostawiłam jak zwykle rozpuszczone. Później poszłam do kuchni. W domu było strasznie cicho. Na stole zauważyłam kartkę. 


Musiałem pilnie dzisiaj wyjechać, ale spokojnie sobie mieszkaj u mnie.Niedługo wrócę i udanych walentynek Ci życzę. ( W wazonie są dla ciebie kwiaty ode mnie). Baw się dobrze :)
Charlie



Poszłam do kuchni i faktycznie były tam kwiaty. Trochę zdziwiło mnie to, że przyjaciel tak nagle wyjechał, ale najwyraźniej miał jakiś powód. To dzisiaj chyba zapowiada się nudny dzień. Miałam zamiar iść coś przygotować do jedzenia, ale ktoś nagle zadzwonił do drzwi, więc poszłam je otworzyć. Przyszedł kurier.


  • Pani Williams? - zapytał.
  • Tak.
  • Przesyłka dla pani.
  • Dla mnie?
  • Tak, proszę. - odpowiedział, podał mi niby paczkę i poszedł.


Zamknęłam drzwi. Trochę to dziwne. Otworzyłam karton, w którym znajdowały się kwiaty. Na pewno nie były to kwiaty od Charlie'ego, więc musiały one być od Josh'a. Na pewno. Odłożyłam te kwiaty i poszłam przygotować sobie coś do jedzenia. Byłam strasznie głodna. Przygotowałam sobie posiłek, usiadłam do stołu i zaczęłam jeść. Po skończeniu posprzątałam po sobie i poszłam do salonu. Włączyłam sobie telewizor i zaczęłam oglądać jakiś film. Dzisiaj chyba cały mój dzień będzie tak wyglądać. Obejrzałam film i znowu usłyszałam dzwonek do drzwi. Otwarłam je i znowu zobaczyłam tego samego kuriera.

  • Pani Williams?
  • No tak. Był tu pan niedawno.
  • Przesyłka do pani.
  • Znowu?
  • Tak, proszę i miłego dnia życzę. - powiedział i odszedł.



Nie zdążyłam się zapytać od kogo są te kwiaty. W tym drugim pudełku na pewno też są kwiaty. Otworzyłam je i nie myliłam się. Były to kwiaty. Teraz to chyba otworzę kwiaciarnię z taką ilością kwiatów. Rozejrzałam się czy nie ma jakieś kartki. W końcu znalazłam jakiś liścik.

Przepraszam Cię za wszystko. Kocham cię. 


Nic więcej nie pisało. Było to na 100 % kwiaty od Josh'a. Usiadłam na krześle spoglądając na te kwiaty i myśląc. Zastanawiałam się co mam teraz zrobić. Po dłuższych rozmyślaniach poszłam do sypialni i zaczęłam się pakować. Spakowałam tyle rzeczy ile mogłam. Ubrałam na siebie kurtkę, wzięłam kluczyki od samochodu i razem z walizką wyszłam z domu. 


Wsiadłam do samochodu i pojechałam. Po kilku minutach byłam przed domem Josh'a. Przez kilka minut siedziałam w samochodzie i zastanawiałam się czy dobrze robię. W końcu odważyłam się i wzięłam walizkę i wyszłam z samochodu. Miałam kluczę od domu, więc mogłam sama sobie otworzyć drzwi. Weszłam do środka, gdzie akurat znajdował się Josh. Chyba miał zamiar wyjść z domu. Spojrzał na mnie i zbytnio nie wiedział o co chodzi. Uśmiechnęłam się do niego i podeszłam do niego. Najpierw przytuliłam się do niego a później pocałowałam go. Teraz jestem szczęśliwa. Szczerze nie wytrzymałabym kolejnego dnia bez niego. Mimo tego co zrobił nie potrafiłam przestać go kochać. 


  • Przepraszam cię. Wiem, że popełniłem wielki błąd... - zaczął mówić.
  • Nie rozmawiajmy już o tym. - powiedziałam i chłopak znowu mnie pocałował.

Później chłopak pomógł mi zanieść moje walizki. Następnie usiedliśmy na kanapie.

  • Bardzo za tobą tęskniłem. - powiedział.
  • Ja za tobą też. 
  • Obiecuję ci, że już nigdy nie zrobię ci czegoś takiego. Przyrzekam. 
  • No wiem, bo daję ci ostatnią szansę, więc nie zmarnuj jej.
Chłopak pocałował mnie. Strasznie za nim tęskniłam. Posiedzieliśmy i porozmawialiśmy jeszcze chwilę.

  • Nie będziemy siedzieć tak w domu. Za godzinę wyślę ci adres , dokąd masz przyjechać. - powiedział.
  • Ale gdzie ty idziesz?
  • Spotkamy się za 2 godziny. Przyjedzie po ciebie taksówka, więc przygotuj się.
  • No dobrze. Ale o co chodzi?
  • Zabieram cię dzisiaj gdzieś i ubierz się jakoś.
  • Gdzie?
  • Wszystkiego dowiesz się później. 
  • No dobrze.
Nie wiem co on znowu wymyślił. Chłopak wyszedł z domu, a ja poszłam rozpakować część moich rzeczy do garderoby. Cieszę się, że mogę tutaj znowu być. Po jakimś czasie poszłam się przebrać. Ubrałam na siebie sukienkę oraz założyłam buty. Włosy zostawiłam rozpuszczone tylko poprawiłam sobie makijaż. Założyłam na siebie płaszcz i byłam już gotowa. Zauważyłam, że podjechał już jakiś samochód, więc wyszłam z domu. Kierowca wyszedł i otworzył mi drzwi od samochodu.

  • Pani narzeczony czeka już na panią. Zapraszam. - powiedział.
  • Dziękuję. - odpowiedziałam i wsiadłam do samochodu.
W sumie to nie wiem co mam myśleć. Josh chyba nie jest moim narzeczonym, bo zerwałam z nim i oddałam mu pierścionek. No dobrze, nie będę teraz nad tym myśleć. Po kilku minutach kierowca zatrzymał się. Wyszedł z auta, otworzył mi drzwi i podał mi rękę, abym mogła wyjść. Na miejscu czekał Josh, który był ubrany w garnitur. 
  • Ślicznie wyglądasz. - powiedział.
  • Dziękuję.
  • Idziemy?
  • Tak.
Weszliśmy do restauracji. Kelner zaprowadził nas do naszego stolika. Wszystko wyglądało tak pięknie. Usiedliśmy i po kilku minutach kelner przyniósł nam danie i nalałam nam szampana. Zaczęliśmy jeść potrawę, która była na prawdę pyszna. Po skończeniu kelner zabrał nasze talerze i przyniósł nam deser. Wyglądał wyśmienicie. Z ledwością zjadłam go i wypiłam szampana. 

  • Idziemy? - zapytałam.
  • Tak. Tylko zamówię nam taksówkę. 
  • Może przejdziemy się?
  • No dobrze. Jak chcesz.
Ubrałam na siebie płaszcz. Chłopak podszedł do mnie z kolejnym bukietem kwiatów.
  • To dla ciebie. Proszę. - powiedział i podał mi bukiet kwiatów.
  • Dziękuję, ale nie kupuj mi już dzisiaj kwiatów. Mam ich tyle, że chyba jakąś kwiaciarnię otworzę. - powiedziałam, po czym chłopak zaczął się śmiać.
  • No dobrze, jak nie chcesz kwiatów to nie będę ci kupować. Chodź idziemy.
  • Okey.
Wyszliśmy z restauracji i szliśmy najpierw przez miasto. Na ulicach było spokojnie. Była już dość późna godzina, więc może dlatego. 


  • Strasznie cię kocham. - powiedział.
  • Ja ciebie też. - odpowiedziałam i chłopak mnie pocałował.
Później chłopak wziął mnie na ręce i obrócił mnie wokół własnej osi. Przez chwilę nawet niósł mnie. Po jakieś godzinie byliśmy już w domu. Dzisiejszy dzień był pełen wrażeń. 
  • Mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę. - powiedział.
  • Jaką?
  • Zamknij oczy.
  • Mam zacząć się bać?
  • Nie spokojnie.
  • No dobrze.
Tak, jak chłopak powiedział tak zrobiłam. Zamknęłam oczy i chłopak zaczął mnie gdzieś prowadzić. 
  • Możesz otworzyć oczy. - powiedział. 

Otworzyłam oczy i ujrzałam wannę napełnioną wodą oraz płatkami róż. Obok znajdował się szampan oraz truskawki.

  • Jesteś kochany.
  • No wiem. To co rozbieramy się?
  • My?
  • No przecież nie będziesz się sama kąpać. 
  • Ale ty śmieszny jesteś. 
Weszłam do wody i położyłam się w wannie. Chłopak później dołączył do mnie. Nalałam nam do kieliszków szampana. Siedzieliśmy wygodnie popijając szampana i zjadając truskawki. Było wspaniale. Po jakieś godzinie wyszliśmy. Wytarłam się ręcznikiem i ubrałam na siebie piżamę. Następnie poszłam do sypialni. Położyłam się w łóżku i przyszedł do mnie chłopak. Położył się obok mnie i zasnęliśmy. 
_____________________________________________________

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz