Translate :))

poniedziałek, 29 września 2014

Chapter 30

~~Pat~~ 
Włącz > to.

Obudziłam się jakoś po 10. Poleżałam sobie jeszcze trochę, aż w końcu musiałam wstać. Niestety, ale kiedyś trzeba. Opuściłam swoje kochane łóżko i ruszyłam do łazienki. Spojrzałam w lustro i dostałam szoku. Co się stało z moimi włosami? Wyglądałam jakby piorun mnie strzelił. A i jeszcze ten kolczyk w nosie. Nikt go nie zauważył!? Wkurzona opuściłam łazienkę i ruszyłam na dół. Weszłam do kuchni i na początku nalałam sobie mleka czekoladowego do szklanki i wypiłam je. Kiedy już to zrobiłam odłożyłam szklankę do zmywarki i ruszyłam na górę się ubrać. Weszłam do garderoby i zaczęłam oglądać rzeczy. Postanowiłam, że założę koszule, czarne rurki i te buty, postanowiłam jeszcze, że jak pójdziemy na ten obiad założę na to jeszcze tą kurtkę. Kiedy byłam już ubrana ruszyłam do łazienki. 
Ogarnęłam swoje włosy i zrobiłam makijaż po czym zeszłam na dół  do kuchni przygotować sobie śniadanie. 
Weszłam do kuchni i wyciągnęłam z lodówki potrzebne produkty i zabrałam się za przygotowywanie śniadania. Chwilę później wszystko było już gotowe. Kanapki i sałatka. Mniam. Nalałam sobie jeszcze do szklanki soku i usiadłam do stołu, po czym zabrałam się za jedzenie. Wszystko było bardzo pyszne. Po skończeniu jedzenia posprzątałam po sobie wkładając naczynia do zmywarki. Później udałam się do salonu. Usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor. Jednak ktoś przerwał mi moje oglądanie. Udałam się więc w poszukiwaniu mojego telefonu. Kiedy już go znalazłam szybko go odebrałam.
  • No cześć.- oznajmiłam.
  • Cześć Pat, więc z tym obiadem to o 12 się spotkamy, zakupy, obiad a wieczorem pójdziemy pobiegać z Barbarą, okej?- tak szybko mówiła, że ledwo ją zrozumiałam.
  • Okej.
  • To ja przyjadę do ciebie później. Papa.- oznajmiła.
  • Pa.- i się rozłączyłam.
Wróciłam do salonu i zaczęłam dalej oglądać telewizor. Nic ciekawego jednak nie leciało. Spojrzałam na zegarek i była już prawie 12. Chwilę później Cam zadzwoniła do drzwi. Wyłączyłam Tv, założyłam kurtkę i ruszyłam do drzwi.
  • Gotowa?- spytała.
  • Tak.
  • To jedziemy. Muszę kupić bieliznę, kwiaty i wiesz wszystko.- oznajmiła śmiejąc się.
  • Hahah okej.
Zakluczyłam dom i ruszyliśmy do samochodu Carmen. Nie dawno miała inny samochód. Wow, szalona dziewczyna. Ale w sumie dobrze, że zmienia auta, a nie chłopaków. Usiadłam z przodu i ruszyliśmy. Matko, Cam prawie w ogóle nie zmieniała biegów, a miałam w skrzyni manualnej! 
Pewnie tak popsuła poprzedni samochód. Myślałam, że jest mądrzejsza i wpadnie na to, że się zmienia biegi, ale no nie. Zajechaliśmy w końcu pod jakiś znak, który kierował nas na parking. Kiedy przeczytałam to co pisało na tym znaku wybuchnęłam śmiechem. Cam zaparkowała auto na jednym z wolnych parkingów i opuściłyśmy jej Mini Countrymen'a. Dziewczyna zamknęła auto i ruszyłyśmy do centrum w celu "Cam robi zakupy, więc to nie potrwa krótko". 
Szłyśmy powoli ulicami Londynu ogarniając mokre chodniki. Tak, znowu padało. Właściwie to była taka mżawka, ale to normalne tutaj. Mieszkańcom raczej to nie przeszkadza. Na początku weszłyśmy do jakiejś kwiaciarni. Weszłyśmy do środka i udałam się za Carmen w poszukiwaniu jakiś kwiatów. Dziewczyna oglądała różne rodzaje, jednak potem wyszłyśmy na zewnątrz, gdzie było ich jeszcze więcej! Wszędzie kwiaty. W czasie, kiedy dziewczyna szukała tego, po co tu przyszła ja zwiedzałam ogród. Szłam chodnikiem, aż znalazłam się przy strumieniu. Momentalnie się zatrzymałam. Ten widok był wspaniały. Zrobiłam zdjęcie i od razu wstawiłam na Twitt'era i napisałam do niego : "As in heaven..." i opublikowałam. Wstawiłam to także na Instagrama. Kiedy dodała to zdjęcie rozejrzałam się jeszcze dookoła i nie mogłam ruszyć się z miejsca. Tu było tak ślicznie. Jednak moje myślenie przerwała mi Carmen.

  • Mam już kwiaty! Możemy iść!- krzyczała z daleka.
  • Idę!- dodałam i ruszyłam do niej.
Dziewczyna zapłaciła i opuściłyśmy sklep. Nie wiem po co jej tyle tych kwiatów. Carmen włożyła kwiaty do samochodu i ruszyłyśmy z  powrotem do centrum.

  • To gdzie teraz?- spytała.
  • Tu.- oznajmiła i wskazała na logo sklepu.
  • Okej,- oznajmiłam po czym weszliśmy do sklepu. 
Dziewczyna zaczęła latać po sklepie. Brała wszystko, chociaż nie wiem po co jej niektóra bielizna, no ale cóż. Kiedy już zapłaciła opuściłyśmy sklep.
  • Po co ci to wszystko? -spytałam poruszając brwiami.
  • Haha, no wiesz hm.. po biegach przyjeżdża do mnie Brent Rivera. 
  • Wow, Carmen, szalona dziewczyna z ciebie, nie powiem. Szczęścia życzę wam!- dodałam i zaczęłam się śmiać. 
  • Oj, dziękuję. - haha.- Idziemy na ten obiad?- spytała po chwili.
  • Jasne.
Zaczęłyśmy iść w poszukiwaniu jakiejś fajnej restauracji. Kilka minut później w końcu dotarłyśmy do budynku. Weszłyśmy do środka i zajęłyśmy miejsce. Chwilę później pojawił się kelner i wręczył nam MENU.  Zamówiłyśmy 2 świetne sałatki, które chwilę później dostałyśmy. Wzięłyśmy się więc za jedzenie. Wszystko było świetne! Takie egzotyczne sałatki. Do tego idealnie pasował waniliowy lub czekoladowy shake. Posiłek bardzo szybko zniknął z naszych talerzy. Wypiłyśmy jeszcze do końca napoje i zapłaciłyśmy. Podziękowałyśmy i opuściłyśmy restauracje.
  • O której te biegi?- spytałam, kiedy znalazłyśmy się przed budynkiem.
  • Jakoś po 17, a która jest?- dodała dziewczyna, a ja momentalnie spojrzałam na zegarek w celu sprawdzenia godziny. Było już przed 16.
  • Eyyy...przed 16.- oznajmiłam.
  • Że co?!?!- kurczę, to odwiozę cię, przebierzesz się, ja też i przybiegnę do ciebie.- oznajmiła.
  • Ok.
Udałyśmy się na parking, gdzie znajdowało się auto. Wsiadłyśmy do niego i ruszyłyśmy. Kilka minut później znalazłyśmy się już pod moim domem. Wysiadłam z auta i ruszyłam do domu. Ten czas strasznie szybko zleciał dzisiaj. Weszłam szybko do domu i ruszyłam do garderoby, żeby się przebrać. Po długim szukaniu postanowiłam założyć bluzę, dresy i buty do biegania. Gotowa zeszłam na dół. Nie musiałam czekać za długo bo chwilę później Cam już zadzwoniła do moich drzwi. Zakluczyłam drzwi i razem pobiegłyśmy do parku, gdzie miała czekać na nas Palvin. Chwilę później byłyśmy już na miejscu. Przywitałyśmy się z dziewczyną i 
pobiegłyśmy na pobliski stadion do biegania. Nie było tam za dużo ludzi na szczęście, 
więc mogłyśmy spokojnie pobiegać, jednak nie długo bo zjawili się paparazzi. 
Dokończyliśmy nasze bieganie i dziewczyny odprowadziły mnie do do domu. Pożegnałam się z nimi i weszłam do środka. Byłam strasznie zmęczona. Weszła do łazienki i wzięłam długi prysznic po czym ubrałam się w piżamę. Gotowa zeszłam na dół przygotować sobie jakąś kolację. Zrobiłam sobie kanapkę i kawę. Wzięłam wszystko i ruszyłam do salonu. Usiadłam na łóżku i włączyłam telewizor. Leciał akurat film: "Dziewczyny z drużyny." Leciało kilka części, więc postanowiłam obejrzeć. Zjadłam swoją kolacje i wypiłam kawę po czym odniosłam wszystko do kuchni i włożyłam do zmywarki. Wróciłam do salonu i wyłączyłam telewizor w celu przemieszczenia się do pokoju. Weszłam szybko po schodach i znalazłam się w sypialni. Położyłam się na łóżku i włączyłam telewizor. Akurat reklama się skończyła, więc zdążyłam. Film był bardzo ciekawy, jednak nawet nie wiem, kiedy zasnęłam w trakcie jego oglądania. *______*

____________________________________________________________________________




~~Alex~~

Włącz_Evanesence ;3

 To co się ostatnio wydarzyło nie należy do tych dobrych wspomnień. Kiedy się przebudziłam i poczułam moje bolesne ciało, które po całej nocy przespanej na krześle w korytarzu szpitala nie najlepiej się trzyma. Luke'a już tutaj nie było. Był tylko John. Wciąż był załamany i się obwiniał o wszystko. To mu zniszczy psychikę na całe życie! Położyłam dłoń n jego ramieniu, a on spojrzał na mnie. Miał opuchnięte oczy i całą twarz czerwoną.
-Wiadomo coś?- zapytałam lekko zachrypniętym głosem.
-Jest w śpiączce.- powiedział smutno.
-Wiem.
-Ten pielęgniarz ci powiedział?- podążyłam za jego wzrokiem i zobaczyłam tego samego co wczoraj.
-Tak, to ten. Skąd wiesz?
-Bo mi też on to powiedział.
-A... gdzie  jest Luke?
-Zgłodniał.- w tym momencie mój brzuch głośno zaburczał.
-Może też idź coś zjeść?
-Nie, nie. Zostanę tu z tobą.- przytuliłam go. Znów zaburczał.
-Idź, bo zaraz będziesz tak głodna, że mnie tu zjesz.- kąciki jego ust lekko się uniosły.
-Ech... no dobra. A gdzie mama Jenny?
-Jest teraz u niej. Można do niej wchodzić tylko pojedynczo.- oznajmił Luke, który pojawił się obok nas. Przytuliłam się do chłopaka.
-Dobrze, to zostańcie tutaj, a ja pójdę coś zjeść.- wstałam z krzesła, ale chłopcy mnie zatrzymali.
-Za darmo nic nie dostaniesz.- stwierdził John.
-Mam pieniądze.
-Gdzie?- zdziwił się Luke.
-Tutaj.- wyciągnęłam pieniądze ze stanika, a oni obaj się zgasili.

To nie jest to samo, co w domu, czy w innych krajach, kiedy robię sama sobie śniadanie. Ale... jak jestem głodna, a tutaj nic takiego nie ma to muszę zjeść to co podają.
-Dzień dobry, co podać?- zapytała miła pani.
-Dzień dobry. Coś na śniadanie.- uśmiechnęłam się, a pani to odwzajemniła.
-Może naleśniki?
-Są tutaj? - zdziwiłam się.
-Tak, akurat dziś są.- znów się uśmiechnęła.
-Dobrze, to w takim razie poproszę dwa.
-Już się robi.- usiadłam przy małym stoliczku i czekałam na moje śniadanie. W tym czasie dostałam już kawę. Wszystkie miejsca były już prawie zajęte. No... tylko przy moim stoliku było miejsce.
Wtedy do bufetu wszedł mężczyzna. Czarny mężczyzna. Była taki wyluzowany. Wydawał się fajny. Miał czapkę z daszkiem z NY, czarną koszulkę na krótki rękaw i luźne dżinsy. Wyglądał super. Z tego co usłyszałam zamawiał dokładnie to samo co ja. Stanął i rozglądał się za miejscem. Spojrzał na mnie i podszedł. 

-Czy to miejsce jest wolne?- zapytał.
-Jasne.- uśmiechnęłam się, a ten odpowiedział tym samym. On też miał kawę. Dosiadł się do mnie.
-Jestem Damien Zabini.- podał mi rękę. Uścisnęłam ją.
-A ja Alexis Palmer. Miło mi.

-Mi również. Co zamawiałaś?
-To samo co ty.
-Oo... kawa latte?- skąd on wiedział? :O
-Skąd wiesz?
-Piję taką samą.- oboje się uśmiechnęliśmy.
-Ty nie grałeś może w Harrym Potterze?- zapytałam.
-A ty może nie jesteś piosenkarką?
-Czyli tak?
-Tak.- uśmiechnął się.

Brat był u Jenny, a ja z Luke'iem zbieraliśmy się do domu. Potrzebuję mojego łóżka, długiej i gorącej kąpieli, a przede wszystkim... swoich kątów. Wzięliśmy auto i ruszyliśmy. Luke prowadził. Weszliśmy do mojego domu i od razu poszliśmy do sypialni. Wyciągnęłam z torebki telefon i zobaczyłam 3 wiadomości od Cody'ego. 
result-thumb
Przeczytałam je i zadzwoniłam do niego. Odebrał niemal od razu. 


  • Alex? Wszystko dobrze?- odezwał się.
  • Cześć Cody. Z moim stanem fizycznym czy psychicznym?
  • Ogólnie.
  • To i tak źle. Okropnie. Ja... nawet nie rozumiem jak to się mogło stać i jeszcze ta matka...- łzy znów zaczęły lecieć po moich policzkach, a mój głos się łamał.
  • Kurcze... spokojnie. Jesteś w szpitalu?
  • Nie. Właśnie przyjechałam z Luke'iem do domu. Ale on za 20 minut musi lecieć dokańczać film w Nowym Jorku.
  • Za 30 minut będę u ciebie.- rozłączył się. 

Nawet zapomniałam Luke'owi wspomnieć, że Cody wpadnie do mnie. Ale mniejsza o to. Leżałam na łóżku i patrzyłam jak on się pakuje. Kiedy już zapiął ostatnią torbę, usiadł obok mnie i pocałował.

-Wiem, że ci ciężko.- powiedział.
-John bardziej to przeżywa.- wzięłam głęboki oddech.
-To na pewno.

Pożegnaliśmy się i odjechał taksówką na lotnisko. Zobaczę go może za jakieś 3 tygodnie. Położyłam się na kanapie w salonie. Leżałam 10 minut i zabrzmiał dzwonek do drzwi. Krzyknęłam, żeby wszedł i tak zrobił. Nie ruszyłam się z kanapy, do puki nie wszedł do salonu.
-Jak się trzymasz?- zapytał. Spojrzałam na niego roniąc łzę.
-Chyba już nigdy nie będę jeździć samochodem.- pokręciłam głową.
-Ech...- usiadł obok mnie i mocno mnie przytulił. Zatraciłam się w jego perfumach. Są boskie.
-Bosko pachniesz.- powiedziałam przez łzy. Zadrżał ze śmiechu.
-Dziękuję.- pogładził mnie po głowie.
-Chcesz mi opowiedzieć jak się to stało i w ogóle wszystko?- nie nalegał i to mi się podobało. Spojrzałam mu w oczy.
-Powiem ci. Ale... możemy najpierw się napić kawy?
-Jasne.- uśmiechnął się wstając z kanapy. Zrobiłam nam kawy i wróciliśmy do salonu.

Opowiedziałam mu wszystko. A on siedział i słuchał. Kiedy zanosiłam się płaczem to mnie uspokajał i dalej słuchał. 

-No i chciałam pomóc tej pani, ale ona się nie zgodziła i kazała mi najpierw ocalić dzieci. To były siostry. Małe niemowlaki. Tak bardzo płakały. A teraz... są same na tym świecie.
-Biedne.

Siedziałam z nim cały dzień u mnie. W końcu wyciągnął mnie na zewnątrz. Poszliśmy sobie spacerkiem do szpitala jeszcze zobaczyć co i jak. Stanęłam przy drzwiach do pokoju w którym leżała Jenna. John tam siedział. Trzymał ją  za rękę i mówił do niej.
-Proszę... nie zostawiaj mnie. Jenna... ja cię kocham i wiem, że ty mnie też. Mamy jeszcze tyle miejsc do odwiedzenia. Nie możesz umrzeć. Nie możesz, rozumiesz?! To przeze mnie tu wylądowałaś. To ja powinienem być na twoim miejscu. Zasługujesz na życie.- kiedy słyszałam jak on do niej mówi zaczęłam cicho płakać. Cody odciągnął mnie od drzwi.

-Słyszałeś to?- zapytałam niemal szeptem.
-Tak. Kocha ją. Bardzo.
-On się obwinia. To nie była jego wina. To było tragiczne. Ale... ona żyje. Oby się obudziła.- wtuliłam się w chłopaka.
-Muszę odwołać trasę.- powiedziałam po chwili.
-Chcesz zostać przy bracie?
-Tak. Nie jestem w stanie śpiewać jak gdyby nigdy nic. Dziś napiszę na mojej stronie, albo dam filmik na youtube, że mi przykro, ale muszę odwołać koncerty.- wytarłam oczy.

Poszliśmy nad Tamizę. Przestałam płakać. Ale na jak długo? Nie wiadomo.
-Wiedzę w jakim jesteś stanie. Nie chcę cię zostawiać samą w domu. I to w takim stanie.- powiedział Cody.
-Dam radę.
-Alex...
-Muszę się z tym uporać. Będzie ciężko, ale...
-Alex...
-...muszę dać radę. Najbardziej boję się o brata. Jeśli ona umrze... on...
-Przestań Alex.- zatrzymał się, a ja za nim.
-Lekarze robią co mogą, a ty nie możesz zostać z tym sama. Chcę ci pomóc. Wiesz o tym. Dlatego... nie odtrącaj mnie. Dobrze wiesz, jak to będzie wyglądało kiedy zostaniesz na noc sama w tym wielkim domu. A jak ci odbije i zrobisz sobie krzywdę? Kto ci pomoże? Nie wiem jak to zrobimy, ale ja cię nie zostawię samej. - mówił bardzo stanowczo. Cały czas podnosiłam głowę do góry, żeby powstrzymać łzy. Jednak zrezygnowałam z tego i po prostu się do niego przytuliłam.
-Jesteś niesamowitym przyjacielem, wiesz?- ta... ile ja się napłaczę...
-To jak?
-Nie odbije mi. Zaufaj mi.
-Alex... proszę cię...
-Cody nie mam 9 lat. Jestem już dorosła. Ty z resztą też. Straciłam tatę. To było jak na razie najgorsze co mnie w życiu spotkało. Byłam z nim związana jak z nikim innym. Łączyła nas pasja do muzyki jak i miłość ojca z córką. Jenna to nie moja rodzina, ale mimo wszystko przeżywam cały ten wypadek. Brakuje mi taty ale uporałam się z jego stratą. Sama. Teraz też dam radę.- odeszłam. Zostawiłam go tam, tak stojącego a sama poszłam w stronę parku.

Genialna ja wybrałam najciemniejszą część parku. Nie wiedziałam co mnie czeka. Cały czas płakałam. Co krok słyszałam jakieś głosy. Ktoś rozmawiał gdzieś. No... rozmową bym tego nie nazwała. Jednak nie zwracałam na to uwagi i po prostu szłam dalej. Nie miałam żadnych wysokich butów, więc nie było słychać, że idę. Na ławce dostrzegłam 3 kobiety i 5 mężczyzn. Modliłam się, żeby mnie nie zaczepili. Ale...
-Hej panienko. A dokąd to się wybieramy?- zawołał jeden. Nie odpowiadałam i szłam dalej.
-Halo? No nieładnie tak się nie odzywać.- słyszałam, że idą za mną. Wystraszyłam się. Przyśpieszyłam kroku. Ale... dwóch mnie dogoniło i zatrzymało.
-No, no, no... jaka ładna sztuka.- zamruczał jeden.
-Ojej... chyba się nas wystraszyła.- zaczęli się śmiać. Zastawili mi drogę z każdej strony. Nie wiedziałam co mam robić.
-Hej.. czy ty przypadkiem nie jesteś tą... jak to było? Alexis Palmer?- zapytał inny. 

-Faktycznie!
-To przecież ona!
-Rezerwuje ją.- zawołał kolejny. Ktoś biegł. Widziałam tylko sylwetki.
-Zostawcie ją!- no nie... to Cody i ... Drew. Wbili się do środka, chwycili mnie za ręce i kazali biec ile sił. Tak zrobiłam. Cała nasza trójka uciekała przed tamtą bandą. Gonili nas.
-Tędy.- krzyknął Drew, który prowadził. Skręciliśmy w jakiś zaułek.
-No brawo.- skwitowałam, kiedy zobaczyłam, że nie ma innego wyjścia.
-Spokojnie. Chodźcie.- przesunął śmietnik i otworzył małe drzwi. Skąd one się tam wzięły? Weszliśmy przez nie. Szliśmy chwilę pogrążeni w ciemności. Cody złapał mnie za rękę. Nagle naleźliśmy się na jakiejś dyskotece.

Barman nas ukrył na zapleczu, bo do klubu weszła ta banda, która mnie zaczepiła.
-Mówiłem, że ci odbije.- szepnął Cody. Był zły. Widziałam to po jego minie. Ale w oczach i tak była troska.
-Dobrze, że pomyślałeś o tym parku.- wtrącił Drew.
-Jak się spotkaliście?- zapytałam.
-Szedłem może 5 metrów za wami. A jak zobaczyłem, że odchodzisz to podbiegłem do niego.- odpowiedział van Acker.

-Cody ja... przepraszam. - nie patrzył na mnie. Miał spuszczoną głowę. Nawet się nie odezwał.
-Nie wiem co mi odbiło, żeby iść akurat przez tę część parku. Miałeś rację. Przepraszam.
-Czy ty w ogóle wiesz, co tamci mogli by ci zrobić?- ryknął.
-Mogli cię zgwałcić, albo nawet....
-Albo nawet co?
-Albo nawet zabić. A tego bym sobie nie wybaczył.- w końcu na mnie spojrzał. Wciąż był na mnie zły.
-To ja was zostawię.- Drew wyszedł i zostawił nas samych.
-Cody.- zero reakcji.
-Cody.- nadal nic.
-Spójrz na mnie.- wciąż nic.
-Cody do cholery!- spojrzał.

-Co?

Nie wiedziałam co miałam mu jeszcze powiedzieć. Tak jestem głupia. Ale no... zdarza się. Ale on... tak się o mnie martwi. I dba. Bardzo się zdenerwował na mnie. A jednak widzę, że cholernie się bał o mnie. I jeszcze to zdanie "Mogli by cię nawet zabić. A tego bym sobie nie wybaczył". Nie zasługuje na takiego przyjaciela. Kolejny raz mi pomaga. Kolejny raz mnie ratuje. Kolejny raz się o martwi. A jak ja mu się odpłacam? No właśnie... jestem idiotką. Skończoną idiotką.


-Co?- powtórzył.
-Nie powinieneś mi pomagać.- zrobił wielkie oczy.
-Że co?
-To co słyszysz. Nie powinieneś mi pomagać.
-Czemu...
-Bo odpłacam ci się kolejnymi przykrościami. Nie widzisz tego? Kolejny raz mnie ratujesz, pomagasz... A ja? Jak ci się odpłacam? Kłótnią. Nie zasługuje na ciebie Cody. Nie chcę cię ranić za każdym razem, kiedy...- przerwał mi.
-Wiesz... Nie potrafiłbym cię zostawić. Za wiele dla mnie znaczysz. Już w szkole cię broniłem. Sam nie wiem dlaczego. Ale tak było, jest i będzie. Nie ranisz mnie. To ty jesteś ciągle raniona, a ja po prostu staram się złagodzić twój ból.- Usiadłam mu na kolanach i przytuliłam.
-Dziękuję.- szepnęłam.
Cody zostaje u mnie na noc. Kiedy wróciliśmy do domu odbyliśmy jeszcze długą rozmowę, przy której oboje płakaliśmy. Ale jak na razie wszystko jest dobrze. Jednak wciąż bardzo się boję, że po mimo jego zapewnień go ranię. Wzięłam kąpiel i poszłam spać. Szybko zasnęłam. Płacz też ludzi wykańcza.

___________________________________________________________________________




~~Mady ~~

Włącz --> to.


Obudziłam się i nie miałam siły sprawdzać nawet godziny. Przykryłam się jeszcze bardziej kołdrą i próbowałam powrócić do snu, jednak na marne. 
Wczoraj razem z Lukiem, Michaelem, Ashton'em i Calum'em wróciłam do Stanów. Nie chciałam opuszczać Wielkiej Brytanii, ale obiecałam, że zajmę się Emily w dzień rozprawy rozwodowej rodziców. Postanowiłam, że zabiorę ją do Disneylandu, który obiecywałam jej od dłuższego czasu. Wracając...Szkoda, że Leeds Festival dobiegł tak szybko końca. Naprawdę świetnie się bawiłam. Mam nadzieję, że za rok również uda nam się znowu pojechać na to wydarzenie.
W końcu przemogłam się i spojrzałam na zegarek. Była dopiero 8:32 co oznaczało, że za 2 godziny rozpoczyna się rozprawa sądowa. Przypomniałam sobie, że Austin i Sophie mieli przyjechać i razem ze mną i Em odwiedzić park rozrywki.
- Ty jeszcze w łóżku ? - zapytał mój brat.
- Jak widzisz. Jestem padnięta i mam ochotę przespać cały dzień. Nienawidzę stref czasowych - zaczęłam marudzić.
- Niestety, ale obiecałaś Emily, że pojedziemy z nią do Disneylandu. A teraz wstawaj i jedziemy na zakupy, bo twoja lodówka świeci pustkami - poinformował mnie Austin.
Leniwie wstałam z łóżka i udałam się do garderoby wybierając strój na dziś.
***
Siedziałam w kuchni, gdzie mój kochany braciszek przygotowywał mi jajecznicę z jajek, które jako jedyne można było znaleźć w mojej lodówce.
- Smacznego - powiedział, podając mi danie na talerzu.
- Mam nadzieję, że nie dodałeś tam żadnej trucizny - zaśmiałam się.
- Przykro mi, ale dzisiaj nie wziąłem jej ze sobą - powiedział siadając na przeciwko mnie.
- Sophie przyjedzie z Em za półtora godziny więc radziłbym się streszczać.
- Będę miała wrzody przez ciebie - wstałam od stołu i włożyłam naczynia do zmywarki. Wsiedliśmy do auta Austina i pojechaliśmy do marketu.
Chodziliśmy między półkami i wkładaliśmy do koszyka najpotrzebniejsze rzeczy.  Ustawiliśmy się w kolejce do kasy i zapłaciliśmy za zakupy. Gdy wracaliśmy już do domu dostałam smsa.

Nawet nie zauważyłam, gdy Austin zaparkował auto przed moim domem. Wyjęliśmy z bagażnika zakupy po czym weszliśmy do domu. Mój brat położył siatki na blacie w kuchni, a ja zabrałam się za ich rozpakowywanie. Włączyłam radio dla uprzyjemnienia pracy, gdy nagle ktoś zadzwonił do drzwi.
- Austin otwórz ! - krzyknęłam.
Po chwili w kuchni znalazła się dziewczynka o długich blond włosach, która przytuliła się do mnie.
- Tęskniłam - powiedziała szybko.
- Ja też - zaśmiałam się.
Przywitałam się z Sophie, która stała przy wejściu i patrzyła na małą.
- Chcecie coś do picia ? - zapytałam.
Moja siostra zapragnęła soku pomarańczowego, który po chwili nalałam jej do szklanki i zaniosłam do salonu, gdzie oglądałam jakieś bajki z Austinem. Razem z moją szwagierką usiadłyśmy na tarasie popijając mrożoną herbatę.
- Kiedy jedziemy do Disneylandu ? - zapytała zniecierpliwiona siostra. Dopiero teraz zauważyłam na jej głowie mysie uszy.
- Jak Luke przyjedzie - powiedziałam.
- To ktoś jeszcze z nami jedzie ? - zapytał mój brat.
- Tak, mój kolega, z którym byłam na waszym weselu - powiedziałam.
- A o której ma przyjechać ten twój kolega ?! - zapytała Em.
- Niedługo.
Blondynka tupnęła nogą i wróciła do salonu oglądać jakieś bajki.
- Zdecydowanie jest młodszą wersją ciebie - powiedział mój brat.
- To miało mnie obrazić ? - zapytałam.
- Mogłoby...
Naszą ciekawą dyskusje przerwał dzwonek . Wstałam z krzesła i poszłam na korytarz. Otworzyłam drzwi gościowi i zaprosiłam go do środka.
- To jest twój kolega ? - zaczęła dopytywać Em.
- Tak, to on. Luke to moja młodsza siostra Emily, a to mój brat Austin i jego żona Sophie.
- To teraz możemy już jechać tak ? - zapytała niecierpliwa siostra.
- Na to wygląda - powiedziała Sophie.
Wyszliśmy z domu i weszliśmy do auta mojego brata, którym pojechaliśmy do Disneylandu.
- Jesteśmy ! - powiedział Austin zatrzymując samochód.
- Nareszcie ! W końcu zobaczę Myszkę Miki i kaczora Donalda i ...- zaczęła wyliczać moja siostra.
- Oszczędź sobie energii na potem młoda - powiedział brat.
Wyszliśmy z auta i udaliśmy się do bramy wejściowej parku. Zapłaciliśmy za wejście i mogliśmy zacząć spacerować Main Street U.S.A.
- Patrzcie to Miki - krzyknęła Em i pobiegła do maskotki.
Dziewczynka zaczęła się do niej przytulać.
- Mady zrobisz mi zdjęcie ? Proszę - zapytała robią oczy kota ze Shreka.
- Oczywiście - powiedziałam.
Wyciągnęłam z torebki lustrzankę i zrobiłam jej parę zdjęć, po czym podałam aparat Lukowi i sama ustawiłam się do zdjęcia z myszką.
- Co powiecie na tą karuzelę w Tomorrowland ? - zapytał Lucas.
Blondyn chwycił moją dłoń i pociągnął mnie w stronę kasy biletowej. Usiedliśmy w wagoniku. Kolejka jechała bardzo szybko. Przed nadmiar adrenaliny i strachu mało kto po wstrzymywał się od krzyków i wrzasków.
- A obiecałam sobie, że nigdy więcej nie dam się na to namówić - powiedziałam, ledwo stojąc na nogach.
Luke chwycił ponownie moją dłoń i poszliśmy poszukać reszty. Znaleźliśmy ich dopiero przy jakiejś karuzeli.
Po paru godzinnym zwiedzaniu parku zgłodnieliśmy i postanowiliśmy zjeść coś w jednej z restauracji.  
- Jestem zmęczona - powiedziała Em, kończąc swoją porcję spaghetti.  
- Wracamy ? - zapytał Austin, a mała tylko pokiwała głową.
Zapłaciliśmy za obiad i udaliśmy się w stronę parkingu. Emily nie miała nawet siły iść, więc Luke wziął ją na barana.
***
Po niecałej godzinie drogi byliśmy pod domem naszych rodziców. Austin zaprowadził Em do domu, a potem odwiózł mnie i Luke na arenę The Forum , gdzie chłopaki mieli dzisiaj koncert. Pod budynkiem było dosyć sporo piszczących fanek 5 Seconds of Summer. Na szczęście udało nam się dostać do środka nie zauważonym. Chłopak poszedł do garderoby, a ja udałam się na swoje miejsce sektorze VIP, gdzie mieli być inni znajomi chłopaków. Usiadłam na miejscu i patrzyłam jak arena zaczęła powoli się zapełniać.
Krzyki fanów zdecydowanie nasiliły się kiedy Luke, Michael, Ashton i Calum weszli na scenę, grając pierwsze nuty piosenki "18".
Tysiące piszczących dziewczyn śpiewało wraz z nimi teksty ich piosenek, zdzierając przy tym gardło. Jeszcze nie dawno mało kto ich znał a teraz bilety na ich trasę po arenach zostały wyprzedane w trakcie paru minut. W pewnej chwili wrzaski ustały. Spojrzałam na scenę.  Ashton wstał od perkusji i zajął miejsce przy cajonie. Lucas rozejrzał się po górnych trybunach i uśmiechnął się szeroko. Dzięki telebimowi mogłam zauważyć, że puścił mi oczko.
- Ta piosenka jest z naszej 3 epki i nazywa się Amnesia - powiedział Calum.
Mike zaczął szarpać struny swojej gitary i po chwili reszta dołączyła do niego.
***
Koncert dobiegł końca. Chłopacy pożegnali się z fanami i ruszyli za kulisy. Wzięłam swoją torebkę i także udałam się w tamtym kierunku. Pokazują ochroniarzowi moją przepustkę weszłam na backstage i zaczęłam szukać garderoby chłopaków.
- No proszę kto zawitał na naszym koncercie ! - czyiś krzyk rozległ się na korytarzu.
Odwróciłam się i zobaczyłam radosnego Caluma, który po chwili przytulił mnie.
- Wow ! Calum udusisz mnie - powiedziałam.
- Przepraszam - odsunął się trochę ode mnie.
Po chwili przyszła reszta chłopaków.
- Mike nie widzieliśmy się jeden dzień, a ty już zmieniłeś kolor włosów ! - powiedziałam patrząc na fioletową czuprynę przyjaciela.
- Ja się dziwię, że on w ogóle ma co jeszcze farbować - dogryzł mu Luke.
- Ej ! To było nie miłe - powiedział urażony Michael.
- To co idziemy gdzieś oblać udany koncert ? - zapytał Ash.
- Ja odpadam ! Jestem wykończony po tym Disneylandzie z siostrą Meg.
- A ty idziesz z nami ? - zapytał Cal.
- Ja również pasuję - powiedziałam.
Pożegnałam się z chłopakami i taksówką wróciłam do domu. Wzięłam szybki prysznic i ubrana w piżamę położyłam się spać.
____________________________________________________________________________


~~Oliv~~

Włącz > to.



Obudził mnie budzik. Spojrzałam na niego, który wskazywał 6. Podniosłam się z łóżka i udałam się do łazienki. Wzięłam prysznic, a następnie poszłam się ubrać. Ubrałam się w to i zrobiłam nie za mocny makijaż. Wzięłam walizkę i zaczęłam pakować moje rzeczy. Dzisiaj mam samolot do Londynu. Nareszcie. Po spakowaniu się, poszłam do kuchni przygotować coś do jedzenia. Przygotowałam sobie sałatkę owocową oraz kawę do picia. Po skończeniu posiłku posprzątałam i włożyłam brudne naczynia do zmywarki. Przez okno zauważyłam, że przyjechał Jack z Evą. Wzięłam moją walizkę oraz kurtkę, ponieważ w Londynie jest już chłodno i wyszłam z domu. Zamknęłam mieszkanie i udałam się do samochodu. Ruszyliśmy i w drodze na lotnisko pojechaliśmy po Julię, która również wraca dzisiaj do Londynu. Po kilku minutach byliśmy już na lotnisku. Przeszliśmy odprawę i poszliśmy zająć miejsca. Usiedliśmy i wystartowaliśmy. W czasie lotu słuchałam muzyki i trochę spałam. Około 15 wylądowaliśmy. Wzięliśmy swoje walizki i pożegnałam się ze wszystkimi. Każdy udał się do osobnej taksówki i odjechaliśmy. Pojechałam do domu. Po kilku minutach byłam już przed domem. Weszłam do środka i poszłam odłożyć walizkę. Następnie zajrzałam do lodówki, czy jest coś do jedzenia. Za bardzo niczego nie było. Postanowiłam, że pojadę do jakiejś restauracji. Wzięłam kluczyki z szafki i wyszłam z domu. Wsiadłam do samochodu i pojechałam. Po paru minutach byłam na miejscu. Zajęłam stolik i kelner przyniósł mi Menu. Zamówiłam sobie kurczaka z sałatką oraz wodę z cytryną do picia. Po kilku minutach kelner przyniósł mi danie oraz napój. Zaczęłam jeść. Posiłek był bardzo smaczny. Gdy skończyłam jeść, kelner zabrał talerz oraz szklankę. Miałam ochotę napić się kawy, więc zamówiłam ją sobie. Bardzo szybko mi ją przynieśli. 

Do kawy kelner przyniósł mi ciasto. Byłam trochę zdziwiona, bo przecież nie zamawiałam ciasto. Chciałam się o to zapytać, gdy kelner powiedział:

- Jest pani u nas stałą klientką, więc jest to na koszt firmy od szefa. - powiedział.
- Yyy... to w takim razie dziękuję. - odpowiedziałam.

W sumie to jak jestem w Londynie to prawie codziennie tutaj jestem. To miło z ich strony. Zaczęłam pić kawę oraz jeść ciasto, które było na prawdę pyszne. Po skończeniu podziękowałam i zapłaciłam , a następnie wyszłam. Wsiadłam do samochodu i pojechałam do jakiegoś sklepu, kupić coś do jedzenia na później. Zaparkowałam pojazd i weszłam do budynku. Wzięłam koszyk i poszłam rozglądać się po sklepie za produktami. Gdy miałam potrzebne produkty, poszłam jeszcze kupić jakąś gazetę do czytania. Zaczęłam oglądać gazety. Postanowiłam, że wezmę sobie magazyn o projektach wnętrz domów. Gdy miałam już wszystko co potrzebowałam, poszłam zapłacić. Włożyłam zakupy do samochodu i ruszyłam w stronę domu. Po pewnym czasie byłam już na miejscu. Odłożyłam zakupy w kuchni. Zaczął dzwonić mój telefon. Dzwonił Josh, więc odebrałam telefon.

- Cześć kochanie. - powiedział.
- Cześć. - odpowiedziałam.
- Co tam u ciebie? - zapytał.
- Nic ciekawego. Dzisiaj przyleciałam do Londynu. A u ciebie?
- Też nic ciekawego. Strasznie tęsknię za tobą.
- Ja za tobą też. Kiedy przyjeżdżasz?
- Jeszcze do końca nie wiem, ale najprawdopodobniej za kilka dni. Postaram się jak najszybciej.
- No okej. 
- Dobrze to ja kończę. Kocham cię.
- Ja ciebie też. - odpowiedziałam.

Rozłączyłam się. Czułam się zmęczona i zrobiłam sobie kawę. Wzięłam kawę i poszłam do salonu. Usiadłam i zaczęłam przeglądać gazetę, którą wcześniej kupiłam. Zastanawiam się nad remontem mojego domu. Trochę znudził mi się wystrój domu.  Zaczęłam wybierać meble. Powybierałam już wszystko, ale zaczęłam się zastanawiać co mam zrobić ze starymi meblami. W końcu przyszło mi do głowy, że oddam je na cele charytatywne oraz potrzebującym. To dobry pomysł. W końcu będę mogła zrobić coś dla innych. Teraz jeszcze jeden problem. Gdzie mam przez ten czas mieszkać? Pierwsze co mi przyszło do głowy to u rodziców. Wzięłam telefon zadzwoniłam do mamy.

- Cześć mamo. - powiedziałam.
- Cześć. Co tam u ciebie? Dawno się nie odzywałaś. - odpowiedziała.
- Wszystko jest w porządku. Wiem, przepraszam. Mam do ciebie prośbę.
- O co chodzi? - spytała.
- Czy mogę zamieszkać u was przez jakiś czas?
- Pewnie. Coś się stało?
- Nie, będę miała remont w domu. Zresztą przyjadę do ciebie jeszcze dzisiaj i ci wszystko dokładnie powiem.
- No dobrze. To czekam. Pa.
- Pa.

Tak szczerze mówiąc to chyba nie zdaję sobie sprawy ile rzeczy mam do pakowania. O tym nie pomyślałam. Trudno. Jakoś sobie poradzę. Poszłam do piwnicy po duże pudełka oraz walizki. Już dzisiaj zacznę pakowanie moich rzeczy. Ich chyba jest najwięcej w całym domu. Zaczęłam pakować część moich ubrań do walizek oraz buty do pudełek. Minęły przeszło 2 godziny. Powkładałam spakowane rzeczy do samochodu. Z ledwością to wszystko mi się zmieściło. A to dopiero początek. Pojechałam do rodziców. Byłam już przed ich domem. Mama otwarła mi drzwi i weszłam do środka. Usiadłyśmy i opowiedziałam jej o wszystkim co zamierzam zrobić. Następnie zaczęłam wyciągać rzeczy z samochodu i zanosiłam je do jednego z pokoi. Po rozpakowaniu wszystkiego z samochodu spojrzałam na zegarek i było już przed 22. O kurde.  Ale ten czas szybko leci. Pożegnałam się z mamą i pojechałam do domu. Od razu, gdy weszłam poszłam do łazienki. Wzięłam kąpiel i ubrałam piżamę. Następnie poszłam do sypialni. Zaczęłam dalej pakować rzeczy. Jednak za dużo to nie spakowałam, bo zrobiłam się strasznie zmęczona. Weszłam do łóżka i bardzo szybko zasnęłam.