Translate :))

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Chapter 22

~~Pat~~

Włącz > Lea

Obudziłam się jakoś po 23, nie mogłam jakoś spać. Niedługo lecę na urodziny Alex. Wstałam więc i zeszłam na dół. Postanowiłam przygotować sobie jakieś śniadanko, tak, śniadanko o 23 w nocy. Super. Wzięłam się więc za gotowanie mojego breakfast night. Po kilku minutowym gotowaniu moje danie było już gotowe. Zaniosłam wszystko do jadalni. Usiadłam na krzesło i wzięłam się za jedzenie. To co przygotowałam nie powiem, ale było bardzo dobre. Po skończeniu delektowania się zaniosłam brudne naczynia do kuchni i włożyłam je do zmywarki. Później postanowiłam w końcu się ubrać. Ruszyłam więc szybko do garderoby. Po 24 mam samolot na Karaiby. Założyłam to i szybko poszłam do łazienki. Zrobiłam sobie koka i makijaż. Wzięłam swoją torbę podręczną i byłam już gotowa. Kilka minut później siedziałam już w Astonie w drodze na lotnisko. 
Przeszłam odprawę i udałam się do samolotu. Zajęłam miejsce i już chciałam włączyć muzykę, kiedy nagle obok mnie ktoś usiadł. Nie żeby coś, ale to mój samolot, więc się zdziwiłam. Odwróciłam głowę i ujrzałam > > > > > > > > > > > > > > >
  • Yyyyy....Jus, co ty tutaj robisz?
  • Lecę na urodziny Alex.- oznajmił.
  • No ok, ale czemu ze mną ? i to jeszcze z Londynu.
  • Powinnaś się cieszyć, że cię zaszczyciłem moją obecnością.- dodał.
  • Jus, nienawidzę cię.- zaczęliśmy się śmiać. 
No i wystartowaliśmy. Wzbijaliśmy się w górę i oglądaliśmy wspaniałe widoki miasta nocą. Lot powinien trwać  12 godzin, więc o 12 powinniśmy być na miejscu. 
Siedzieliśmy sobie z Justinem cały czas rozmawiając jednak, kiedy za oknem zobaczyliśmy błyskawice wystraszyłam się bo nigdy nie leciałam podczas burzy. Kiedy lecieliśmy dalej robiło się coraz gorzej. Siedzieliśmy w ciszy spanikowani, pewnie tak jak inni pasażerowie z tyłu samolotu. W pewnym momencie usłyszeliśmy głos stewardessy :
  • Drodzy pasażerowie przepraszamy bardzo, ale będziemy awaryjnie lądować na najbliższym lotnisku w Las Palmas de Gran Canaria.- oznajmiła.
  • Że co kurwa.- dodałam.
  • Ej, ej bez przekleństw.- dodał Jus.
  • Nie denerwuj mnie lepiej.- oznajmiłam.
  • Złość piękności szkodzi kochanie.- oznajmił zadowolony. 
  • Tobie już dawno zaszkodziła.- oznajmiłam i się uśmiechnęłam.
  • Tak, tak, też cię kocham.- dodał i oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
Tak, tu zaraz awaryjne lądowanie a my z Jus'em się śmiejemy, ciekawie. Wyjrzałam przez okno i było widać tylko niezłe błyskawice i deszcz. To dziwne zbliżamy się do Gran Canarii a tu taka pogoda. To musi być niezłe załamanie atmosferyczne w końcu tam nigdy nie pada, chyba. Zapięliśmy pasy i zaczynaliśmy lądować. To nie było takie tam sobie lądowanie. Było gorzej. Lądowanie na mokrej powierzchni nie jest zbyt bezpieczne, zwłaszcza w miejscu w którym nigdy nie pada. Opuściliśmy szybko lotnisku wchodząc do budynku. Po wejściu do środka spojrzałam od razu na godzinę. Było już po 4. Tak, w Hiszpanii jest taka sama godzina jak w Londynie. Piloci samolotu oznajmili nam, że na razie loty zostaną odwołane z powodu złej pogody panującej nad oceanem. Razem z chłopakiem odebraliśmy nasze walizki najpierw mijając odprawę. Świetnie. 
Usiedliśmy na fotelach w budynku przy oknie. Na zewnątrz nie było tak ślicznie. Chłopak zadzwonił po taksówkę .Spojrzałam na TV, akurat było na programie 
E!news. > > > > > > > > >  > > > > > > >  > > > > > > > >  > > >
"Pasażerski samolot linii British Airways wylądował awaryjnie na Gran Canarii!"
I oczywiście filmik z naszego lądowania, super. 
  • Hotel załatwiony!- powiedziała Kate idąc w naszą stronę, tak Kate oraz Matt musieli latać ze mną wszędzie w razie jakiś tłumów czy skandali. 
  • Ok, to dalej, jedziemy.- oznajmił Matt. 
Wszyscy udaliśmy się do wyjścia. W tym samym czasie napisałam sms'a do Meg. Wysłałam go i szybko weszliśmy do taksówki, ponieważ, może to dziwne, ale padał deszcz. Po kilku minutach byliśmy już na miejscu, a po deszczu już nie było śladu. Dziwne. 
Nasz hotel był wspaniały, Seaside Grand Hotel Residencia, 5 gwiazdkowy wspaniały apartament. Kate poszła do recepcji a ja czekałam na nią z resztą w pewnym momencie zadzwonił mój telefon.
  • Halo?- spytałam.
  • Gdzie ty do cholery jesteś?!?- spytała Meg.
  • Tak, ciebie też miło słyszeć, u mnie w porządku a u ciebie?
  • Patricia!!!
  • No dobra, więc lądowaliśmy awaryjnie na Gran Canarii.- oznajmiłam.
  • To wy?!?!
  • No tak.- dodałam.
  • Nam odwołali loty z powodu pogody.- oznajmiła Mady. 
  • To się nazywa szczęście życia.
  • Mniej więcej.
  • Dobra ja kończę, bo jesteśmy w hotelu, a jestem zmęczona.
  • Dobranoc.- oznajmiła.
  • Wzajemnie. Pa.- dodałam i się rozłączyłam.
Okazało się, że mamy tylko 2 sypialnie. Dla Kate i Matt'a to super bo są parą, ale dla mnie to już nie tak wesoło. Udałam się za nimi w kierunku naszych pokoi. Byłam tak zmęczona, że ledwo widziałam na oczy, z resztą jest dopiero 5 w nocy!!! Kate dałam Justin'owi klucze i weszliśmy do środka. Nasz pokój wyglądał przeciętnie. Zmęczona od razu rzuciłam się na łóżko.
  • Dobraaanoc.- powiedziałam ziewając.
  • Dobranoc.- oznajmił Jus, a ja od razu zasnęłam.
Smacznie sobie spałam do czasu, kiedy Jus nie zaczął się wydzierać.
  • Wstawaj! Szybko zombie nas atakują!- zaczął krzyczeć. 
  • Jus, o czym ty pieprzysz? Z tobą wszystko okej?-spytałam.
  • W końcu cię obudziłem!- powiedział i zaczął się śmiać.
  • Mówiłam już, że cię nienawidzę?- spytałam.
  • Tak, mówiłaś, że mnie kochasz i chcesz być moją żoną, to już wiem.- oznajmił i zaczęliśmy się śmiać.
  • Więc po co mnie obudziłeś? Która w ogóle godzina?- spytałam.
  • Jest przed 10, a zaraz mamy zejść do hotelowej restauracji na jakieś śniadanie do Kate i Matt'a.- dodał.
  • No ok.
Wstałam z łóżka i za chłopakiem udałam się do drzwi. Opuściliśmy pokój i korytarzem hotelowym szliśmy na dół. Weszliśmy do restauracji i usiedliśmy obok Kate i Matt'a. Menadżerka i ochroniarz już spożywali posiłek tymczasem Jus poszedł wziąć coś dla siebie. Ruszyłam za nim. Nie byłam za bardzo głodna ani nie miałam ochoty. Wzięłam sałatkę i wróciłam do stolika. Kiedy już każdy skończył swoje dania Kate się odezwała :
  • O 11 jest jedyny samolot na Karaiby.- oznajmiła.
  • Lecimy nim?- spytałam.
  • Wiesz moglibyśmy, ale najpierw musimy się dostać na lotnisko, a o tej porze brak taksówek, paparazzi, fani.
  • Poradzimy sobie.- dodał Justin.
  • Ok.- oznajmił Matt.- To chodźcie po walizki.
Poszliśmy po walizki i spotkaliśmy się przy recepcji. Pożegnaliśmy się i opuściliśmy hotel. Idąc na lotnisko było można odczuć jak gorąco tu jest. O 4 w nocy to tu się zapowiadało najgorsze. Kiedy tak ledwo szliśmy koło nas zatrzymał się jakiś samochód. Spojrzałam na kierowcę i dostałam szoku.
  • Cameron!?! Ty nie w Londynie?!?!- spytałam zdziwiona.
  • Też się cieszę, że cię widzę.- oznajmił. - Gdzie idziecie?- spytał.
  • Próbujemy się dostać na lotnisko.
  • Wsiadajcie.- oznajmił i w tym momencie za nami pojawiło się pełno paparazzi. Szybko wsiedliśmy do auta ( ja z przodu :D ) i ruszyliśmy.
  • Dzięki.- oznajmiłam.
  • Spoko, słonce.- dodał a ja zmierzyłam go wzrokiem. - Mam nadzieję, że jak wrócisz widzimy się w Londynie. - dodał i mrugnął. WTF!?!
  • Może.- oznajmiłam. 
Kilka minut później byliśmy już na lotnisku. Oczywiście nie zapominając, że Cameron cała drogę robił z siebie debila, ale tak to jest gdy się należy do MagCon. Podziękowaliśmy i pożegnaliśmy się z tym debilem wchodząc na lotnisko. 
  • Mamy 30 min na odprawę i dostanie się do samolotu.- oznajmiła Kate.
  • Let's go!- krzyknęłam i wszyscy pobiegliśmy do odprawy. 
Szybko przez nią przeszliśmy i biegliśmy do samolotu. Pełno ludzi razem z nami. Kilka minut później znaleźliśmy się już w samolocie. Zajęliśmy miejsca i byliśmy już gotowi. Kiedy wszyscy pasażerowie byli już obecni stewardess'a nas powitała i zapięliśmy pasy po czym wystartowaliśmy. W końcu. Lot ma trwać 8 godzin. Gdyby nie ta pogoda już bym była na miejscu. Postanowiłam zmienić fryzurę. Rozpuściłam swoje włosy i przeczesałam. Muszę jakoś wyglądać. Moje ubranie było hm..no w miarę ok. Siedziałam sobie spokojnie, do póki nie usłyszałam :
  • Patricia!!!
  • Co ja?- spytałam odwracając się do tyłu.
  • Cześć!- dodała uśmiechnięta Caroline Black.
  •  O cześć!- dodałam przytulając dziewczynę. Dawno jej nie widziałam. Jest ona piosenkarką i początkująca modelką. :D
  • Uuuu..widzę z chłopakiem.- oznajmiła patrząc na Biebs'a.
  • Tak.- dodał Jus.
  • Co? Z nim? W życiu.- oznajmiłam.
  • Nie wypieraj się naszej miłości.- oznajmił i oboje "znowu" wybuchnęliśmy śmiechem. 
  • Nie, on tylko leci ze mną na urodziny Alexis.
  • O to fajnie. - powiedziała. 
Pogadałyśmy jeszcze trochę,a potem dziewczyna wróciła na swoje miejsce. 
Lot do końca minął bardzo szybko, przed 19 już lądowaliśmy. Razem z Jus'em i resztą opuściliśmy samolot. Odebraliśmy swoje bagaże i ruszyliśmy do limuzyny. Kilka minut później byliśmy już na miejscu. Ja i Justin wyszliśmy z samochodu i ruszyliśmy na imprezę, Kate i Matt pojechali zwiedzić teren...
Weszliśmy do środka, gdzie było pełno imprezowiczów. 
  • Lubię te klimaty.- oznajmił Bieb's uśmiechając się.
  • Ale te klimaty nie lubią ciebie.
  • Zauważyłaś, że zawszę kłócimy się jak małżeństwo? Wiesz to jakiś znak.- dodał śmiejąc się.
  • Mhm..wmawiaj to sobie dalej, bejbee.- dodałam i ruszyłam w poszukiwaniu solenizatki.
Kiedy już ją znalazłam podeszłam do niej i złożyłam życzenia i wręczyłam prezent. Później dziewczyna przedstawiła mi swoją kuzynkę Lucy. Nie było czasu na rozmowę ponieważ pojawił się jej królewski książę. Jak ja nie lubię tego dupka. Ale mniejsza przyszłam się tutaj bawić, a nie kłócić z takim frajerem. Poszłam przed siebie ogarnąć tutejszych imprezowiczów. Było dużo znanych ludzi. 
W pewnym momencie zauważyłam Caro. Podeszłam do niej i razem udałyśmy się po jakieś drinki. Zamówiłam sobie to i razem z Caro ruszyliśmy do imprezowiczów. W środku na jednym ze stołów leżało pełno paczek papierosów. Wzięłyśmy sobie 2 paczki i ruszyłyśmy na taras zapalić. Nie mogę za bardzo dzisiaj szaleć, bo o 5 mam samolot do Londynu. 
Wypiłyśmy do końca drinki i ruszyłyśmy na parkiet. Potańczyłyśmy trochę i pogadałyśmy z imprezowiczami. W między czasie było głośno o jakiejś aferze z Alex i jej chłopakiem. Ten człowiek nawet w jej urodziny nie może się opanować. Co za debil. Później coś się uspokoiło, ale ja tam nie wiem. Impreza rozwijała się z godziny na godzinę. Melanż trwał. Stanęłam sobie niedaleko parkietu, gdzie wszyscy tańczyli i chwilę później dołączył do mnie trochę pijany Justin.
  • No...cześć..w . końcu cię znalazłem!- dodał szczęśliwy.
  • Człowieku co ty robisz ze swoim życiem.- oznajmiłam i wzięłam chłopaka opuszczając imprezę. 
Wsiedliśmy w limuzynę, w której już znajdowała się Kate i Matt, po czym ruszyliśmy na lotnisko. Przeszliśmy odprawę z pijanym Justinem i weszliśmy do samolotu. Byliśmy jedyni, którzy o tej godzinie wracają do Londynu. Zajęliśmy miejsca i wystartowaliśmy. Justin oczywiście spał. Co tam, kto mu zabroni. Lot trwał 12 godzin. W między czasie tylko oglądałam widoki miast nocą. Były takie śliczne. Wylądowaliśmy o 17. Byłam bardzo zmęczona. Justina odebrał jego menadżer i ochroniarze. Opuściliśmy lotnisko. Kate i Matt odwieźli mnie do domu. Weszłam szybko do środka i zakluczyłam drzwi. Kilka minut później leżałam już w sypialni w ubraniach. Nie miałam siły, żeby się nawet przebierać. *__*


~~Alex~~

-Powiedz, że go kojarzysz.- zwróciłam się do niej.
-Wydaje mi się jakiś znajomy, ale nie wiem. Może po prostu jest do kogoś podobny?

-Może i racja. Chodźmy popływać.- ścigałyśmy się do wody. Rzuciłyśmy się na wielką falę. To było niesamowite. W końcu się zabawiłyśmy. Nie mogę się doczekać już mojej imprezy. Nasz hotel łączy się od razu z plażą, więc będzie mógł przyjść każdy.
Woda nas wymęczyła i wróciłyśmy do hotelu... Zamówiłyśmy jedzenie i picie do mojego apartamentu i leżąc na wielkim łóżku czekałyśmy na jedzenie.
-Skąd ja go znam?
-Tego chłopaka?
-Tak.
-Nie wiem. Może ci się potem przypomni.
-Oby...- wtedy przyjechało nasze jedzonko.

-Smacznego.- powiedziała pani, która nam je przyniosła.
-Dziękujemy.- powiedziałam równo z Agnes i zabrałyśmy się za jedzenie naszego obiadku.

Wszystko było już uszykowane, teraz tylko czas na gości. Już nie mogłam się doczekać kiedy zobaczę niektóre osoby. Agnes była równie podekscytowana co ja, ale ona dlatego, że Thomas przyjeżdża, a przecież to jej chłopak, więc... Przyszło już sporo osób ale ja i tak czekałam na resztę. Z tego co wiem niektóre loty zostały odwołane z powodu warunków pogodowych, ale i tak miałam nadzieję, że dziewczyny jakoś tutaj dotrą. A jednak wszystko potem działo się tak …szybko.

Mnóstwo ludzi wciąż się schodziło, składało mi życzenia… Kiedy w końcu przyszła Pat i złożyła mi życzenia oraz wręczyła mi drobny upominek przyszła Oliv, która zrobiło dokładnie to samo co Pat. Niestety nie miałam okazji zbytnio z nimi pogadać, bo wtedy przybył…

-Luke!- krzyknęłam uradowana i wskoczyłam mu w ramiona.
-Hej skarbie, wszystkiego najlepszego!- powiedział kiedy mnie trzymał.
-Dziękuję. Cieszę się, że w końcu cię widzę.- powiedziałam już nieco ciszej.
-Ja też. Kocham cię.- szepnął mi do ucha, całując w nie.
-Ja ciebie też.- i wtedy nasze usta przywarły do siebie na tyle długo, by znaczna część gości zrobiła głośne „Uuu”. Kiedy już nasze wargi się rozdzieliły oboje zaczęliśmy się śmiać i jeszcze długo stałam tam i przytulałam się do mojego ukochanego.
-Przepraszam bardzo, ale czy ktoś widział naszą kochaną solenizantkę?- usłyszałam ten melodyjny głos i od razu poszłam jego śladem.
-Lucy!- powiedziałam przytulając kuzynkę.
-No cześć mała, wszystkiego najlepszego, spełnienia reszty twoich marzeń, bo kilka już się spełniło.- zaśmiała się i dalej ciągła- … dużej i wspaniałej rodziny, szczęścia i dużo miłości… Co by tu jeszcze? No to wszystkiego czego sobie zażyczysz moja droga.- skończyła i jeszcze mocniej mnie przytuliła.
-Oo.… dziękuję , jesteś kochana.- powiedziałam i oderwałyśmy się od siebie.
-Pat, Oliv to jest moja kuzynka Lucy, Lucy to Pat, a to Oliv.- przedstawiłam je i zostawiłam bo już przybyli kolejni goście. Właściwie to mógł przyjść każdy kto chciał. Nie zdziwiłam się, że większość ludzi przyniosła mi jakieś wódki, piwa czy wina, w końcu jestem już dawno pełnoletnia, więc… :D Po jakimś czasie dotarła i Meg.
-Meg! Jak ja cię dawno nie widziałam.- powiedziałam przytulając dziewczynę.
-Ja ciebie też. Wszystkiego najlepszego!
-Dziękuję. Gdzieś są Pat i Oliv.- oznajmiłam.
-To idę ich poszukać.
-Ok, zajrzę do was później.- powiedziałam i każda z nas ruszyła w swoją stronę.

-Ej braciszku, ty tutaj?- zdziwiłam się, kiedy przy barze zobaczyłam mojego brata z dziewczyną. Albo może już narzeczoną? Nie wiem…
-O cześć. Wszystkiego Najlepszego zdrowia, szczęścia, pomyślności i dużo miłości siostrzyczko.- uściskał mnie John, a potem jego dziewczyna dołączając się do życzeń.
-Dzięki, ale … zaskoczyliście mnie.- powiedziałam uśmiechając się.
-No wiesz… ktoś nie chciał sam lecieć, to przylecieliśmy.- zaśmiała się dziewczyna brata.
-To trochę głupie, ale właściwie jak masz na imię?- zapytałam niepewnie.

-A no tak, bo nie przedstawiałyśmy się sobie. – znów się zaśmiała- Ja jestem  Jenna Marshall.
-Miło cię poznać Jenna. Ja jestem Alexis Esme Palmer.- podałyśmy sobie ręce śmiejąc się.
-Mi ciebie również, Alexis.
-Ale z kim wy lecieliście?- zapytałam w końcu.
-Ze mną.- gwałtownie się odwróciłam.
-Emett.- przytuliłam go.
-Hej mała. Sto lat.
-Dziękuję. Serio musiałeś wziąć ich ze sobą?- zaśmiałam się.
-No nie, ale chyba urodziny powinno spędzać się też w gronie rodziny, czyż nie?
-No dobra racja.- uśmiechnęłam się.
-Ale nie tylko oni ze mną tu przylecieli.- powiedział Emett trochę poważniej. Odsunął się na bok i moim oczom ukazał się Bobby.
-Sto lat, sto lat kochana.- uśmiechnął się rozkładając ramiona w których szybko się pojawiłam.

-Cześć Bobby.- przywitałam go.
-Bawcie się dobrze.- powiedziałam do wszystkich i poszłam razem z dziewczynami na 
parkiet.
 Wszyscy się bawili. Cieszę się z tego, ale trochę się zmęczyłam, więc poszłam usiąść. Nawet nie wiedziałam kiedy dziewczyny usiadły obok mnie. Co chwilę ktoś stawiał nam drinki, więc byłyśmy już nieźle schlane. Wolałam się nawet nie ruszać, żeby nie upaść… Ktoś przyniósł kilka blantów i każdego częstował. Więc… większość była już nieźle narąbana, albo naćpana, albo i to, i to. Mimo wszystko czułam się wspaniale. Jednak ruszyłam się od tego stołu i przeniosłam się do innego, bo chcieli wypić ze mną. Po 5 kieliszku przestałam liczyć, ale bardzo pilnie musiałam do łazienki. Było ciężko, ale ktoś mi w tym pomógł. Tylko kto? Nawet nie pamiętam. Kiedy wracałam na imprezę potknęłam się o dywanik na holu i prawie upadłam, ale ktoś mnie złapał. 
-Ale się upiłaś.- poznałam po głosie, że był to Victor.
-Nie, no co ty. Ja? W życiu. O  czym ty do mnie gadasz?- zaprzeczałam jak idiotka.
-Majaczysz już.
-Nie-e…- pokręciłam głową w lewo i w prawo, aż zakręciło mi się w głowie. Nie zdawałam sobie sprawy, że cały czas stoję w objęciach Victora, do póki nie przyszedł mój chłopak i narobił awantury.
-Zostaw ją.- warknął Luke. Victor wciąż mnie trzymał.
-Ona upadnie.
-Powiedziałem, że masz ją zostawić.
-Ale…- przerwał mu.
-Zostaw ją do cholery!- krzyknął Luke podchodząc szybko do nas i odbierając mnie Victorowi, jakbym była jakąś zabawką. Widziałam, że Luke jest nieźle schlany, ale trzymał się zdecydowanie lepiej niż ja. Było mi głupio, bo to w końcu hotel Victora, a Luke źle się zachował. Jednak nie miałam jak o tym myśleć, bo ten wyprowadził mnie do miejsca, gdzie nie było zbytnio ludzi.

-Co to było do cholery?!- wrzasnął na mnie. Zaskoczył mnie tym...
-Nie krzycz na mnie.- powiedziałam stanowczo.

-Co to było?!- ponowił pytanie.
-Nic! 
-Nie udawaj, widziałem jak się kleiliście do siebie!

-Że co proszę?! Jakbyś nie widział jestem nieźle na pruta, więc nie chodzę idealnie! Nie pomyślałeś o tym, że może upadłam a on mi pomógł wstać?!- skoro on się drze to ja również.
-Tak? A kiedy już wszedłem to nie mógł cię puścić? A może zabrałby cię na zaplecze i przeleciał, a ty nawet być nie wiedziała, ha?!- zabolało. Bardzo. Łzy mi naleciały do oczu.
-Luke...
-A z resztą... może już dawno to zrobił, a ja o tym nie wiem. W końcu... nie było mnie, co nie? Mogłaś się puszczać na prawo i lewo...- kolejny cios.
-Luke przestań! To nie prawda!- wybuchłam płaczem. On pokręcił tylko głową i odszedł. Złapałam go za ramię, żeby spojrzał na mnie.
-Luke wiesz, że cię kocham najbardziej na świecie, nigdy nie zrobiłabym ci czegoś takiego. Luke, błagam cię...- płakałam cały czas, ale on miał to gdzieś. Nie miał litości. Nadal nic nie powiedział, tylko wyszarpnął ramię z moich rąk i poszedł sobie zostawiając mnie samą. Upadłam na kolana i płakałam.



Siedziałam tam cały czas i płakałam. Nie mogłam się uspokoić. Czułam się jak śmieć, a przecież to moje urodziny. Nie powinnam się tak czuć. Może i byłam pijana i trochę naćpana, ale i tak... to bolało. Serce mi pęka... Jak on mógł? Nie rozumiem tego... Co mu odbiło? Mam nadzieję, że mu przejdzie... Musi. Kocham go i nie chce stracić... A jeśli ze mną zerwie? To ja się chyba zabiję... Nie powiedział, że z nami koniec, ale i tak czuję, jakby własnie tak było... pomocy... Jednak postanowiłam się przejść, żeby trochę ochłonąć. Wyszłam na jakąś drogę w środku lasu. Szłam nią długi czas płacząc. Ale w jednej chwili poczułam jakby ktoś mnie obserwował, albo szedł za mną. A kiedy się odwróciłam zobaczyłam tego chłopaka z plaży. 

Przez długą chwilę staliśmy bez ruchu i patrzyliśmy się na siebie. Oczywiście łzy cały czas spływały po moich policzkach. Jak ja się cieszę, że robią coś takiego jak wodoodporne tusze do rzęs. Chociaż pewnie i tak wyglądam okropnie... Ten w końcu się poruszył i powiedział...
-Boo!
-Co ty tu robisz?- zapytałam.
-Aktualnie? Patrzę jak przepiękna dziewczyna roni kolejne niepotrzebne łzy, przez chłopaka idiotę.
-Czyli słyszałeś naszą kłótnie...- to nie było pytanie.
-Kłótnie? Proszę cię... to było raczej darcie ryja na niewinna kobietę.- to dziwne, ale uśmiechnęłam się lekko. A kiedy to zauważył sam się uśmiechnął. 
-Powinieneś iść.- powiedziałam po krótkiej chwili poważniejąc.
-Dobrze.- powiedział tylko i podszedł bliżej mnie.
-Co ty robisz?
-Powinienem iść z tobą. Nie możesz chodzić sama w takich miejscach. To niebezpieczne. Co by mogło ci się stać.
-A czy to ważne? Przynajmniej nie było by mnie tutaj.
-Nie mów tak.- powiedział znów spokojnie.
-Jak? Że jestem nikomu niepotrzebna? Że nie powinno mnie być na tym świecie? Że...- zaniosłam się głębokim szlochem, a ten szybko podszedł jeszcze bliżej i mocno mnie przytulił.

-Spokojnie. To nie prawda. Za dużo wypił i mu odbiło. Przejdzie mu, a ty nie możesz się tak tym przejmować. W końcu są twoje urodziny. Nie lepiej je świętować z uśmiechem na twarzy, a nie z łzami w oczach i rozmazanym tuszem na policzkach?- nie żeby coś, ale... miał racje...
-Rozmazałam się?- oderwałam się od niego na chwilę, żeby przetrzeć policzki.
-Nie, spokojnie.
-A.. to dobrze.- powiedziałam i znów się do niego przytuliłam. Cieszę się, że jednak za mną poszedł. To chyba było mi potrzebne...

Pomógł mi się całkowicie uspokoić i wróciliśmy na moją imprezę. Kiedy wróciłam dopadła nas zdenerwowana Agnes.
-Alexis! Nic ci nie jest! Na szczęście...- mówiła mocno mnie ściskając.
-Spokojnie, nic mi nie jest.- oznajmiłam.
-Słyszałam o tej aferze. Przykro mi. Ale to pewnie przez ten alkohol mu tak odbija.-On powiedział to samo, ale sama nie wiem...- westchnęłam. Agnes dopiero teraz zauważyła, że to ten chłopak z plaży.
-O.. chłopak z plaży. To już wiesz kto to jest?- zwróciła się do mnie przyjaciółka. I wtedy zdałam sobie sprawę, że wciąż nie wiem skąd go znam, ani jak ma na imię.
-A właśnie... skąd mogę cię znać?- za to ja zwróciłam się do niego. Nie wiedział co powiedzieć...
-Możesz mnie kojarzyć z liceum, albo z telewizji...
-Liceum? - powtórzyła Agnes. Wtedy mnie olśniło.
-Pamiętam już! Tańczyłam z tobą na balu wiosennym.- uśmiechnęłam się sama do siebie, dumna że sobie przypomniałam.
-Dokładnie.- uśmiechnął się. Jaki on ma piękny uśmiech.

Bawiłam się z moimi przyjaciółmi i ludźmi, których nie znam. Ale i tak było super. Każdy był pod wpływem alkoholu, albo drag... Ale co tam... ważne, że zabawa jest świetna ;D
Niestety nie pamiętam dokładnie co było dalej. Wiem, że przyszedł jakiś chłopak i mnie zabrał gdzieś na huśtawki. Bujaliśmy się jak małe dzieci. Dziwię się, że nie spadłam z niej, ale jakoś dawałam radę. Już wiem kto to był... Tak, to był Toby... Ale niestety nie pamiętam co był dalej, bo urwał mi się film...


~~Meg~~

Wstałam z łóżka i w piżamie wyszłam na balkon. Spałam tylko jakąś godzinę i nie mam ochoty na nic innego jak sen. Wróciłam do pokoju i wybrałam jakieś rzeczy na dzisiaj, a resztę spakowałam do walizki. Udałam się do łazienki, gdzie wzięłam prysznic. Nie ukrywam, że po urodzinach chłopaków miałam lekkiego kaca. Gdy wyszłam z łazienki Matt skończył pakować swój bagaż i przywitał się ze mną. Razem zeszliśmy na dół na śniadanie. Po zjedzeniu wzięliśmy swoje rzeczy z pokoju i wymeldowaliśmy się z hotelu. Na zewnątrz czekała na nas taksówka, którą pojechaliśmy na lotnisko. Na miejscu spotkaliśmy się z całym Union J a także Cat i Oliv. Na tablicy odlotów pojawiła się informacja o otwartej odprawie. Udaliśmy się do odpowiedniego terminalu. 
Gdy siedzieliśmy na krzesłach czekając, aż będziemy mogli wsiąść do samolotu na lotnisku ogłoszono informacje dotyczącą naszego lotu.
- Z powodu złych warunków atmosferycznych wszystkie loty zostały odwołane. Wszystkich pasażerów prosimy o odebranie swoich bagaży. W celu uzyskania dodatkowych informacji prosimy o udanie się do punktu informacyjnego. Dziękujemy.
- To chyba jakiś żart ! - powiedziałam. 
- Niestety Prima Aprilis już był - powiedział George. 
- Poczekajcie pójdę się dowiedzieć czegoś więcej - powiedział JJ i udał się do punktu informacji.
W pewnym momencie dostałam SMA od Pat, która także nie mogła dolecieć na urodziny Alex.  Postanowiłam do niej zadzwonić.

  • Halo?- spytała.
  • Gdzie ty do cholery jesteś?!?- spytałam
  • Tak, ciebie też miło słyszeć, u mnie w porządku a u ciebie?
  • Patricia!!!
  • No dobra, więc lądowaliśmy awaryjnie na Gran Canarii.- oznajmiłam.
  • To wy?!?!
  • No tak.- dodała.
  • Nam odwołali loty z powodu pogody.- oznajmiła Mady. 
  • To się nazywa szczęście życia.
  • Mniej więcej.
  • Dobra ja kończę, bo jesteśmy w hotelu, a jestem zmęczona.
  • Dobranoc.- oznajmiłam.
  • Wzajemnie. Pa.- dodała i się rozłączyła.


Włożyłam swojego iPhone'a do torby podręcznej i usiadłam z powrotem na jednym z krzeseł. Po paru minutach wrócił JJ.
- Niestety dzisiaj nigdzie nie polecimy. Odwołali wszystkie loty do jutra - powiedział.
- W takim razie nie ma sensu dłużej tu czekać. Odbierzmy bagaże i jedźmy do jakiegoś hotelu - powiedziała Cat. 
Wyszliśmy z lotniska i taksówkami pojechaliśmy do hotelu. Zameldowaliśmy się i poszliśmy do swoich pokoi. Byłam zmęczona więc wyciągnęłam z walizki piżamę i położyłam się spać.
Obudziłam się dopiero po 15. Wyciągnęłam z walizki strój kąpielowy i udałam się z nim do łazienki. Przebrałam się i związałam swoje włosy i koka. Wyszłam z pomieszczenia i napisałam Mattowi kartkę, że jestem na basenie. 
Usiadłam na leżaku i włożyłam do uszu słuchawki, z których po chwili zaczęła lecieć piosenka Ed'a Sheerana. Zamknęłam oczy i zaczęłam się opalać. 
- Czemu mnie nie obudziłaś ? - zapytał Matt, który zajął leżak obok mnie.
- Tak słodko spałeś - zaśmiałam się. 
- Nie ważne. Chcesz coś do picia ? - zapytał na co ja tylko pokiwałam głową.
Po chwili chłopak wrócił z kubkiem zimnego piwa cytrynowego.
- Serio ?! Piwo ? - zapytałam.
- Daj spokój nie ma tam dużo alkoholu ! To bardziej lemoniada z piwem - podał mi trunek.
Siedzieliśmy nad basenem jeszcze z jakieś półgodziny po czym Matt powiedział, że gdzieś mnie zabiera. Zasłonił mi oczy i prowadził mnie. Gdy zabrał swoje dłonie z moich oczu, zobaczyłam jacht. Chłopak pomógł mi wejść na pokład. 
-Robi wrażenie prawda ? -zapytał brunet.
- I to jeszcze jakie - powiedziałam rozglądając się dokoła. 
- Poczekaj aż zobaczysz jak jest pod wodą.
- Słucham ?! Będziemy nurkować ? - zapytałam zaskoczona.
- Dokładnie skarbie. 
Ubraliśmy kostiumy i przeszliśmy krótki kurs nurkowania. Założyliśmy butle na plecy i mogliśmy zacząć nurkować. Matt miał racje. Te wszystkie rafy koralowe robiło zdecydowanie większe wrażenie. 


Do pokoju wróciliśmy przed 10. Postanowiliśmy, że obejrzymy jakiś film. Matt podłączył laptopa pod telewizor i zaczął szukać jakiegoś filmu. Uparłam się na "Gwiazd naszych wina". Usiedliśmy na łóżku i wtuleni w siebie zaczęliśmy oglądać. 

~~Oliv~~

Obudził mnie budzik w telefonie. Podniosłam się i nie wiedziałam co się dzieje. O 6 mamy samolot na urodziny do Alex. Obudziłam Josh'a i poszłam do łazienki wziąć kąpiel. Za długo to nie pospałam. Minęła nie cała godzina od urodzin chłopaków. Nie powiem trochę bolała mnie głowa po wczorajszej imprezie. Po wykąpaniu poszłam się ubrać. Założyłam to
Związałam włosy w koka i zrobiłam lekki makijaż. Wzięłam również jakąś tabletkę przeciw bólową. 
Spakowałam moje rzeczy do walizki. Gdy byliśmy już gotowi zeszliśmy na dół razem z walizkami coś zjeść. Nie byłam za bardzo głodna. Zjadłam bułkę i wypiłam sok pomarańczowy . Po zjedzeniu przyjechała po nas taksówka, która zawiozła nas na lotnisko. Gdy byliśmy na miejscu spotkaliśmy się z resztą zespołu Union J oraz z Meg i Matt'em. Na tablicy odlotów pojawiła się informacja o otwartej odprawie. Udaliśmy się do odpowiedniego terminalu. Siedzieliśmy na krzesłach i czekaliśmy, kiedy będziemy mogli wsiąść do samolotu. Nagle na lotnisku ogłoszono informację  dotyczącą naszego lotu. 

- Z powodu złych warunków atmosferycznych wszystkie loty zostały odwołane. Wszystkich pasażerów prosimy o odebranie swoich bagaży. W celu uzyskania dodatkowych informacji prosimy o udanie się do punktu informacyjnego. Dziękujemy.
- Co?! Chyba sobie żartują! - powiedziałam trochę zdenerwowana. 
Po prostu świetnie. 
- To chyba jakiś żart ! - powiedziała Meg. 
- Niestety Prima Aprilis już był - powiedział George. 
- Poczekajcie pójdę się dowiedzieć czegoś więcej - powiedział JJ i udał się do punktu informacji.

Usiedliśmy na krzesłach i czekaliśmy aż chłopak przyjdzie. W tym samym czasie Meg zadzwoniła do Pat. Okazało się ,że dziewczyna musiała wylądować awaryjnie. Ale mamy dzisiaj szczęście.  Po paru minutach wrócił JJ.
- Niestety dzisiaj nigdzie nie polecimy. Odwołali wszystkie loty do jutra - powiedział.
- W takim razie nie ma sensu dłużej tu czekać. Odbierzmy bagaże i jedźmy do jakiegoś hotelu - powiedziała Cat. 
Wyszliśmy z lotniska i taksówkami pojechaliśmy do hotelu. Zameldowaliśmy się i poszliśmy do swoich pokoi. Marzyłam tylko żeby iść spać. Po tej imprezie to spałam chyba tylko godzinę. Przebrałam się i poszłam spać. Josh zrobił to samo. Około 17 obudziłam się. Chłopak też już nie spał. 

- Idziemy na basen? - zapytał chłopak.
- Możemy iść. - odpowiedziałam.
- Dobrze.

Poszłam założyć strój kąpielowy i udaliśmy się na basen. Zajęliśmy leżaki i usiedliśmy na nich. Po kilku minutach przyszli chłopacy z zespołu razem ze swoimi dziewczynami. Wszyscy siedzieliśmy na leżakach nad basenem. Po pewnym czasie chłopacy poszli do baru po coś do picia. Przynieśli nam drinki.
- Mało wam jeszcze alkoholu? - zapytałam.
- No pewnie. W końcu jesteśmy na wakacjach. - powiedział Josh.
Chłopak dał mi drinka i zaczęliśmy pić. Po pewnym czasie chciałam iść popływać. Miałam zamiar wejść do wody, ale Josh mnie do niej wrzucił.

 Nie było to przyjemne. Następnie chłopak również wskoczył do wody. Podpłynął do mnie i mnie pocałował. Popływałam trochę i poszłam usiąść na leżak. Chłopacy z zespołu poszli popływać, a ich dziewczyny zostały. Oczywiście wygłupiali się w tym basenie. Po 20 poszliśmy do pokoju. Udałam się do łazienki wziąć kąpiel. Ubrałam ubrania, które miałam ubrane rano. Poprawiłam trochę makijaż i fryzurę. Zeszliśmy na dół na kolację. Zjadłam zapiekankę i trochę sałatki z kurczakiem. Po skończonym posiłku poszliśmy na spacer, który nie trwał długo. Po około godzinie wróciliśmy do hotelu. Przebrałam się w piżamę i położyłam się do łóżka. Bardzo szybko zasnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz