Translate :))

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Chapter 14

~~ Tydzień później...~~ 


~~Pat~~

Smacznie sobie spałam do czasu, kiedy nie zadzwonił mój budzik. Przeciągnęłam się i spojrzałam na zegarek. Godzina 7:30. Dzisiaj lecę do Irlandii na sesję zdjęciową do bardzo znanej gazety. Wstałam więc i udałam się szybko do garderoby. Dobrze, że wczoraj przygotowałam sobie ubrania. Założyłam więc to i szybko poszłam do łazienki. Tam zrobiłam sobie makijaż i uczesałam się. Gotowa zeszłam na dół. Weszłam do kuchni i zrobiłam sobie szybkie śniadanie. Wyglądało i smakowało świetnie. Po zjedzeniu posprzątałam i wróciłam do salonu. Wzięłam swoją torebkę i walizki po czym zakluczyłam drzwi i ruszyłam do auta. Kilka minut później byłam już na lotnisku. Przeszłam przez odprawę i wsiadłam do samolotu. Wystartowaliśmy. Po ponad godzinnym locie wylądowaliśmy już w Irlandii a dokładniej w Dublinie. Wyszłam z samolotu i udałam się po swoją walizkę. Po zabraniu bagażu opuściłam lotnisko. Udałam się do samochodu, gdzie czekał na mnie Matt ( mój ochroniarz ). Wsiadłam do samochodu i ruszyliśmy do centrum Denver. Z racji, że była dopiero 9 ruszyliśmy do hotelu, do którego mnie zaprosili tutejsi Irlandczycy. Kiedy byliśmy już na miejscu bardzo mile nas przywitali. Ja od razu udałam się zobaczyć mój pokój. Był świetny. Pozwiedzaliśmy jeszcze z Matt'em ogrody w tym hotelu po czym zorientowałam się, że jest już przed 11. Pora jechać na zdjęcia. Razem z chłopakiem udaliśmy się do samochodu ( przyciemniane szyby czynią cuda )i ruszyliśmy do centrum. Zaparkowaliśmy auto gdzieś na parkingu i udaliśmy się do budynku, gdzie miały odbyć się zdjęcia. Weszliśmy do niego i powitaliśmy się z wszystkimi. Dzisiejsze zdjęcia znajdą się na okładce gazety :"Vogue". Stylistka dała mi zestaw ubrania, a ja udałam się to założyć. Gotowa wróciłam i zaczęła się sesja. Zrobili mi chyba miliony zdjęć przy każdym mówiąc, że jest wspaniale. Na końcu wybraliśmy jedno zdjęcie, gdzie było widać mnie całą łącznie z butami. Niedługo ma się pojawić gazeta ze mną na okładce. Uśmiechnięci zakończyliśmy pracę. Poszłam się przebrać i gotowa wróciłam do Matt'a. Pożegnaliśmy się z wszystkimi i opuściliśmy budynek. Ja postanowiłam iść na miasto poszukać jakiegoś prezentu dla Meg.
  • To ja pójdę po prezent.- oznajmiłam.
  • Dobra, ja będę gdzieś w restauracji, jak coś.- dodał.
  • Ok, to do zobaczenia.
  • Pa.
Postanowiłam sprawdzić wszystkie sklepy jakie tu są. Prezent musi być boski. Pierwszym sklepem, który odwiedziłam był sklep Chanel. Obejrzałam wszystko co tylko było możliwe jednak nic mi się nie spodobało. Wyszłam przed sklep i zastanawiałam się gdzie dalej.
  • Cześć. - usłyszałam znajomy mi głos, po czym odwróciłam się.
  • Cześć braciszku.- powiedziałam i rzuciłam mu się na szyje.
  • To jest Blair Wilson, moja dziewczyna. - oznajmił.
  • Cześć, jestem Pat.- podałam jej rękę.
  • Miło mi.- oznajmiła śliczna dziewczyna.
  • Ale się zmieniłeś.- powiedziałam po chwili.
  • Ty też siostra, wyładniałaś.
  • Tak, na pewno. - dodałam śmiejąc się.
  • Co tu robisz?- spytał po chwili.
  • Szukam prezentu dla Meg, jutro ma urodziny na Bali, a wy?
  • Złóż jej życzenia ode mnie. My zwiedzamy Irlandię, Blair jest stąd.
  • Ooo, to świetnie.- uśmiechnęłam się. 
  • Dobra, to my lecimy. Jak będziemy w Londynie to wpadniemy.- dodał.
  • Dobrze, czekam. :D
  • To pa.- pożegnałam się z nimi i ruszyłam dalej. 
Szłam chodnikiem patrząc na wystawy. 
W pewnym momencie musiałam się zatrzymać. Zobaczyłam śliczną sukienkę na jednej z wystaw sklepowych. Weszłam od razu do środka. Nie było tam tylko jednej ładnej sukienki ale miliony. Nie mogłam się zdecydować, którą wziąć. Jednak po obejrzeniu wszystkich wybrałam .  Zapakowali mi ją i opuściłam sklep. Prawie wszystko gotowe. Spojrzałam na telefon i zegarek wskazywał godzinę 15. Trochę zgłodniałam więc udałam się do pobliskiej restauracji. Zajęłam miejsce przy oknie i chwilę później kelner przyniósł mi MENU. Postanowiłam zamówić sobie Flamische jedno z ich dań. Zamówiłam je i kilka minut później dostałam już swoje zamówienie. Wyglądało bardzo smacznie. Po zjedzeniu zapłaciłam i opuściłam restauracje. Postanowiłam zadzwonić do Matt'a.
  • Gdzie jesteś?- spytałam.
  • Koło sklepu Vintage. 
Postanowiłam szybko iść pod ten sklep. Po 5 minutach byłam już na miejscu i spotkałam się z Matt'em. Razem udaliśmy się do samochodu. Stwierdziłam, że chce jechać na tutejszą plażę. Kilka minut później byliśmy już nad morzem. Oczywiście ja musiałam wejść do wody. Inaczej by się nie obeszło pewnie. "Pobawiłam się" trochę i postanowiliśmy już wracać. Było już przed 18. Pojechaliśmy do hotelu. Ja wzięłam stamtąd swoją walizkę, w której mam ubrania na imprezę w Bali. Wzięłam wszytko i pożegnałam się z ludźmi. Razem z Matt'em pojechaliśmy na lotnisko. Chłopak wsiadł do samolotu, który leci do Londynu, a ja do tego, który miał lecieć do Bali. Lot jest strasznie długi, nie wiem czy wytrzymam, ale dla świetne zabawy to muszę. 
Pożegnałam się z chłopakiem i udałam się do odprawy. Przeszłam przez nią i weszłam do samolotu. Usiadłam przy oknie i czekałam aż wystartujemy. 5 minut później...
  • Witamy na pokładzie samolotu BBJ, czyli Boeing Business Jet, luksusowego samolotu. Kierunek Bali, Indonezja. Lot będzie trwał ponad 19 godzin, życzymy miłej podróży.
Po skończeniu przemowy wystartowaliśmy. Ja postanowiłam posłuchać sobie muzyki. Włączyłam swoją ulubioną piosenkę "Problem" i wsłuchałam się w tekst. 
Posłuchałam jeszcze kilka piosenek i około 23 zasnęłam w samolocie...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


~~Alex~~


No to dziś lecimy do Szanghaju. Mam się tam spotkać z moją ciocią Melanie. Tak dawno jej nie widziałam. Stamtąd będę leciała na Bali, gdzie Meg będzie miała urodzinki. Leżałam chwilę w łóżku i wtedy sobie zdałam sprawę, że wciąż jestem u Bobby'ego. Drzwi od pokoju były otwarte, więc widziałam jak właśnie przechodził obok drzwi.
-Bobby!- krzyknęłam, a chłopak od razu pojawił się u progu drzwi.
-O już nie śpisz?- zaśmiał się chłopak, opierając się o futrynę drzwi.. BEZ KOSZULKI <3 Aaaaaa ;3 nie mogłam się napatrzeć.
-Jak widać nie.
-Na co ty tak patrzysz?- uniósł jedną brew do góry.
-Na ciebie?
-Dobra nie mam pytań. Zejdziesz na śniadanie?- powiedział.
-Wiesz... nie chce mi się ruszyć, masz takie wygodne łóżeczko. A nie zaniesiesz mnie bo jestem ciężka.
-Wiem, w końcu moje zawsze wspaniałe jest.- zaśmiał się chłopak i podszedł do łóżka. Ściągnął kołdrę z łóżka, czyli i ze mnie i wziął mnie na ręce.
-Nie rozumiem, dlaczego zawsze mówisz, że jesteś ciężka, skoro nie jesteś.- powiedział chłopak wynosząc mnie z pokoju. Doniósł mnie do schodów.
-No i co dalej nie idziesz?- zapytałam. Puścił mnie.
-Nie. Tyle zejdziesz.- zaśmiał się.
-Pf... ale ty jesteś...- prychnęłam i zjechałam po rączce na dół. Potem spojrzałam w górę i zobaczyłam zdziwioną minę chłopaka.
-Co?
-Nic, nic.- zapewnił i zrobił to samo.
-Papuga.- powiedziałam, kiedy znalazł się obok mnie.
-Bywa.- powiedział i ruszył w stronę kuchni.
-Mmm... czuję omlety. - powiedziałam i już po chwili zobaczyłam je na stole z bitą śmietaną ,truskawkami i borówkami amerykańskimi.

-Smacznego.- powiedział siadając na przeciwko mnie.
-Dziękuję i wzajemnie.- i zabraliśmy się za jedzenie.
Zjedliśmy je z wielkim smakiem, a potem pomogłam mu wszystko pozmywać.

http://kuchniaprzepisy.blox.pl/resource/omlet_z_owocami_2.jpg
-Dziękuję za pomoc przy zmywaniu.- powiedział.
-Spoko. Która godzina?
-Coś po 10.
-10?! O kurdę...
-Co jest?
-Dziś lecę do Szanghaju.
-Po co?
-Spotkać się z ciocią Melanie a potem lecę na Bali.
-A na Bali to po co?- dopytywał się.
-Meg ma tam wyprawiane urodziny.
-Ale zdążysz na moje, prawda?
-No pewnie, za nic nie mogłabym przegapić tak wspaniałej zabawy u twoim boku.
-Och... już mi tak nie słodź.- zaśmiałam się.
-Nie chcesz żebym ci słodziła?
-W sumie... a z resztą...
-Nie to nie.- znów się zaśmiałam.
-Odwieźć cię do domu?
-Nie musisz, przejdę się.
-To cię odprowadzę.
-Dobra to lepiej jak mnie odwieziesz. Będzie mniej osób nas widziało.
-Czyżbyś się mnie wstydziła?- podszedł bliżej mnie.
-Nie, ale według wszystkich jestem z Błażejem, więc po co kolejny skandal?
-Jejku... nawet wyjść ze starym, dobrym przyjacielem nie możesz wyjść?
-A no jak widać nie...
-A co z Aimee?
-No to moja przyjaciółka, a nie chłopak.- zaśmiałam się.
-Kiedy się z nią widziałaś?
-Hm.. nie dawno...
-Dobra to jedziemy? Musze się jeszcze spakować...
-Jasne, tylko założę koszulkę i jedziemy.
-Jak dla mnie możesz jechać bez.- zaśmiałam się.
-A paparazzi?
-A no tak...
-Dobra zaraz wracam.
-Okey.- czekałam na niego w holu. Po krótkiej chwili chłopak już był obok mnie. Wybraliśmy jeden z samochodów i pojechaliśmy w stronę mojego domu. Kiedy byliśmy już pod moim domem jeszcze chwile rozmawialiśmy w samochodzie.
-Dobra, to ja lecę.- powiedziałam w końcu.
-Okey, to miłego lotu.- uśmiechnął się chłopak.
-3maj się, odezwę się kiedyś.
-Kiedyś?- zaśmiał się.
-Nie chce ci się narzucać.
-Przestań... nie narzucasz mi się. Sam chce żebyś się odezwała jak będziesz miała czas.
-Okey, skoro tak mówisz. Dziękuje za wszystko i za koszulkę zwłaszcza.- oboje się zaśmialiśmy.
-Nie ma sprawy. To na razie.- powiedział i przytulił mnie.
-Pa.-już chciałam iść, kiedy ten się odezwał.
-Dawaj całusa... mła.. mła... mła.- cmokał śmiesznie ustami, na co wybuchłam śmiechem.
-Haha.... jesteś niemożliwy. Ale masz.- pocałowałam go w policzek i wyszłam z auta. Zanim jednak weszłam do domu jeszcze się odwróciłam i pomachałam chłopakowi, który również mi odmachał i odjechał.

Szybko się spakowałam i jechałam moim białym Range Roverem na lotnisko. Przeszłam przez odprawę i zajęłam swoje miejsce. Założyłam słuchawki na uszy i zasnęłam.
Szłam w pięknej czarno-szarej sukience przez cudowną, zieloną łąkę.Było na niej pełno zwierząt, a w oddali było widać ciemny las, w którym było mnóstwo mgły. Nie chętnie się na to patrzyło z tak pięknej łąki. A potem usłyszałam tylko straszne wycie drapieżnika i wszystkie zwierzęta rzuciły się ku ucieczce. Przestraszona biegłam prosto do lasu. Jednak... wciąż czułam i słyszałam jak coś mnie goni. Co jakiś czas odwracałam się by zobaczyć jak daleko jest to coś.To było straszne.


https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjR29aZOm8zF30U4m88dj3sD9zNdq2z-L5jC2NVfkCb3_7DAs8dFUHWV28J2GxMtbRmyflFeZoq8fEXDmUyUcJpGpEd3UrIojhD6a3pKgqIJsSEO6DWd1XT2d_1Z-uO3mQMJg_I6uqsrgwA/s640/dziewczyny-fantasy-28.jpghttps://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjG5UqtI9PVfN1O83xA6ib98H_hZpdKgxVrRlT5lgg3LcFEtoBI_yGgkmrj57TsDh9HoVRdMenx7v711kY6vdIB9Hpu6r62IY0QD0myQTBVoAafdUGaKhYn4RpwkcQt3n-qF3F_0K8beEU/s1600/bf5d275600206c41519526fc.gif
Nagle jednak las się skończył, a ja ledwo zatrzymałam się przed przepaścią. Spojrzałam w dół i zobaczyłam ocean. Długo zastanawiałam się czy skoczyć z tego klifu, czy też nie i dać się złapać bestii. Jednak kiedy już wiedziałam, że jest bardzo blisko mnie...skoczyłam. Nie krzyczałam. Nie mogłam. Strach tak mnie sparaliżował, że nie potrafiłam wydać z siebie żadnego dźwięku. Po dłuższej chwili w końcu usłyszałam chlup i byłam pod wodą. Było bardzo ciemno. Ale nagle zobaczyłam coś ... czerwonego? Tak... poruszało się z wielką prędkością. Nie mam pojęcia co to było, ale wyraźnie chciało mi coś zrobić i nie wiedząc czemu zrezygnowało z tego. Czułam, że już po mnie... po woli traciłam panowanie... i nie mogłam oddychać ani się wynurzyć. Zamknęłam oczy i ...
-Halo! Proszę pani?!- usłyszałam kobiecy głos i zerwałam się ze "snu".
-Co jest?- spytałam. Byłąm cała spocona i roztrzęsiona.

-Wszystko w porządku?- zapytała.
-Tak, tak.. to tylko...
-..zły sen.- opowiedział za mnie chłopak ze słuchawkami na uszach. Obie spojrzałyśmy na niego a on nas. Wtedy zaczęłam się zastanawiać...
-Czy ja cię skądś nie znam?- powiedziałam bardziej do siebie, niż do chłopaka. Stewardessa odeszła.
-Hm.. ty jesteś Alex Palmer? Ta piosenkarka?
-Ta, to ja.
-To tak... byłem ze swoją młodszą siostrą na zjeździe pani fanów.
-Nie mów do mnie pani, nie jestem taka stara.- oboje się zaśmialiśmy.
-Dobra, dobra, jak chcesz. A więc jestem Damien.- to imię troszkę mnie... hm... jakby rozśmieszyło? :D
-O miło mi.- podał mi rękę.
-Co ci się śniło? Krzyczałaś przez sen...- powiedział zaciekawiony chłopak.
-Ym.... to nic takiego...- uśmiechnęłam się.
-Skoro tak mówisz.
-Czemu ona mnie obudziła, a nie np.ty?
-Bo ja i tak miałem słuchawki, a po co miałem cię budzić? Tak by było gorzej.- posłał mi uśmiech i wrócił do słuchania muzyki. Spojrzałam na niego jeszcze raz po czym napiłam się butelki wody i znów zasnęłam.

Obudził mnie Damien przed lądowaniem. Pożegnaliśmy się i każde z nas poszło w swoją stronę. Albo raczej do swojej taksówki. Pojechałam do hotelu, w którym miałam się spotkać z moją ciocią.
-Dzień dobry, pani...Alexis Palmer?- powiedziała recepcjonistka.
-Dzień dobry, tak to ja.
-Pani ciocia czeka na panią w pani apartamencie, boy zabierze pani walizki.
-Dziękuję.
-Wezmę walizki i zaprowadzę panią.- powiedział przystojny mężczyzna.
-Dziękuję bardzo.- uśmiechnęłam się, a ten odwzajemnił gest. Poszliśmy razem do windy i pojechaliśmy na samą górę.
-Proszę za mną.- powiedział po chwili.
-Dobrze.- prowadził mnie przez długi korytarz, aż dotarliśmy do jednych z setek drzwi. Otworzył drzwi i wpuścił mnie pierwszą.
-Położę walizki w sypialni.- powiedział.
-Jasne.- odpowiedziałam.

Weszłam do wielkiego salonu, gdzie zastałam ciocię.

-Witaj ciociu.- przytuliłam ją.
-Cześć kochanie, aleś ty wyrosła.- zaśmiałyśmy się.
-Oj tam... nie prawda.

-Moja malutka dziewczynka.- pogłaskała mnie po policzku.
-Oj już nie taka mała, mam już prawie 19 lat.
-Prawie robi wielką różnicę.- puściła mi oczko ciocia.
-Oj nie prawda... 30 lipca już 19.- zaśmiałam się.
-Dobrze, dobrze... nie wzięłaś mamy?
-Nie... a miałam?
-No nie wiem...wyślę jej bilet lotniczy, żeby tu przyleciała do mnie jak ty polecisz na Balii.
-To ja jej wyślę.
-Nie. zatrzymaj kasę, ja jej kupie.
-Ciociu... mam sporo pieniędzy, spokojnie... już nie raz opłacałam przeloty.
-To tym bardziej nalegam, żebym tym razem ja to zrobiła. Mój mąż przyleci tutaj za 17 godzin.
-A kuzynki?
-Nie... one zostają z dziadkami.
-Ooo... będzie ciocia balowała z wujaszkiem hahah.....- zaśmiałam się.
-A nawet jeśli, to co? Też mogę się zabawić jeszcze.
-Jeszcze.- wybuchłam śmiechem, ale szybko się opanowałam, a po mnie ciocia się zaczęła śmiać, nawet usłyszałam jak boy hotelowy, te ciacho się zaśmiało.
-Jeśli będę jeszcze pani potrzebny, proszę mi dać znać.- zwrócił się do mnie.
-Oj nie mów do mnie pani. Ja jestem jeszcze młoda, a przynajmniej tak się czuję..- przerwał mi.
-Wyglądasz młodo, wiekiem również, ale zachowaniem jesteś dojrzałą kobietą.- powiedział chłopak, a ja aż czułam jak się rumienie.
-Dziękuję, to miłe.- wydukałam.
-Proszę bardzo, a teraz do zobaczenia.- puścił mi oczko i wyszedł. Kiedy zamknął już drzwi przygryzłam wargę. Jaki on cudowny...

http://media.tumblr.com/tumblr_m8psyq1D9x1ruiqiq.gif
-Alex? Czyżby Edward  zawrócił
ci w głowie?- zaśmiała się ciocia, która siedziała na tarasie w apartamencie.
-Edward? Tak ma na imię?
-Tak. To co?

-Widzisz jaki on przystojny co nie?
-No  przecież,. że widzę, gdybym nie była mężatką i nie miała dzieci, sama bym się nim zajęła.- to mnie trochę rozbawiło, więc obie zaczęłyśmy się śmiać.

Przebrałam się i razem z ciocią Melanie zjechałyśmy windą na dół do restauracji. Zajęłyśmy miejsce na dworze. Na stole już leżały karty dań. Wybrałyśmy coś dla siebie po czym złożyłyśmy nasze zamówienie.
-To mówisz, że Meg ma urodzinki?- zaczęła ciocia.
-Tak, urządza swoje urodziu w domu na Balii. Na pewno będzie fajnie.- mówiłam nakręcając się na imprezę. Wtedy przyszło nasze zamówienie. Nie przynieśli mi słomki do mojego soku, więc poszłam po nią. Stałam tam czekając na kogoś, kto by mógł dać mi to, po co przyszłam. Wtedy usłyszałam jego głos. Głos Edwarda. Stałam przy ladzie zastanawiając się, co też mam zrobić: czekać spokojnie na kogoś i udawać, że się go nie widziało, czy może podejść do niego i porozmawiać. Dlatego odwróciłam się do niego, zarzucając włosami.


~~Oczami Edwarda~~

Stałem i rozmawiałem z jakimiś paniami, które usiłowały ze mną flirtować. Żadna nowość...Ale przyznam, że to już troszkę irytujące, bo żadna mnie jeszcze nie ujęła za serce. Wtedy odwróciłem się i ujrzałem JĄ. To była Alexis... Wyglądała tak pięknie i za razem tak niewinnie. Czekała na coś, lub kogoś.
Słyszałem, że miała zejść tu, do restauracji z ciocią. Wciąż na nią patrzyłem, kiedy ta odwróciła głowę w moją stronę, odgarniając
włosy do tyłu. To było zjawiskowe. Jaka szkoda, że nie zostaje tu zbyt długo.
-Łoo...- wymsknęło mi się, a kobiety, które wciąż coś do mnie mówiły i usiłowały flirtować nie usłyszały tego i robiły to dalej.


-To co.. dziś o 23 u mnie w pokoju nr. 203? Będzie ostro, obiecuję. mówiły ciągle.

Stała tam i patrzyła się na mnie. Nasze spojrzenia się zetknęły. Spuściła wzrok. Wtedy dostałą to, po co tam przyszła i odeszła nie obdarowując mnie już swym pięknym spojrzeniem. Nie chciałem za nią biec. No dobra..  chciałem. Bardzo. Dlatego też to zrobiłem. Zatrzymałem ją, zanim jej ciocia nas zauważyła i odsunąłem na bok.
-Co ty wyrabiasz?- zapytała lekko zdezorientowana. Uśmiechała się. Ma taki piękny uśmiech.
-Ym... ee... tak szczerze, to sam nie wiem..- podrapałem się po głowie, a ona się zaśmiała.
-Chciałeś mi coś powiedzieć?- zapytała,  kiedy się uspokoiła.
-Chciałem ci powiedzieć, że... możesz na mnie liczyć gdyby coś...- co ja gadam?! Jestem idiotą.... Zjebałem po całości...Ciekawe co teraz sobie o mnie pomyśli....
-Ojejku... Dziękuję ci.- przytuliła mnie! A może jednak nie tak do końca zjebałem? Ale nie specjalnie chciałem ją wypuścić z moich ramion. Ale czułem, że ona też nie chciała mnie puszczać. Tak... to piękne uczucie.

~~Oczami Alexis~~

Stałam tam i patrzyłam na niego. Nasze spojrzenia się zetknęły, a ja czułam, że się rumienie. Więc spuściłam wzrok. Wtedy dostałam moją słomkę do koktajlu i odeszłam. Nie chciałam już patrzeć na niego, żeby za dużo sobie nie pomyślał. Wyszłam już z jednego pomieszczenia, kierując się do stolika przy którym czekała moja ciocia, kiedy ktoś mnie zatrzymał i odsunął na bok, żeby ciocia nas nie widziała. Lekko zdezorientowana odwróciłam się i zobaczyłam Edwarda. Tak jak myślałam...
-Co ty wyrabiasz?- zapytałam wciąż nie bardzo wiedząc o co chodzi.
-Ym... ee... tak szczerze, to sam nie wiem..- chyba lekko się speszył. Jejku jakie to słodkie ;3
-Chciałeś mi coś powiedzieć?- wypaliłam jak taka idiotka...Ale jednak się zastanawiał nad odpowiedzią.
-Chciałem ci powiedzieć, że... możesz na mnie liczyć gdyby coś...- nie wiem czemu, ale miałam wrażenie, że nie powiedział mi tego czego tak naprawdę chciał. Mimo to go przytuliłam.
-Ojejku.. Dziękuję ci.-nie chciałam go puszczać. Z resztą miałam przeczucie, że on miał tak jak ja. Ale niestety to nie mogło trwać wiecznie i w końcu musiałam się opamiętać, za nas dwóch.
-Musisz już iść.- powiedział spuszczając głowę. Przyłożyłam dłoń do jego policzka, unosząc jego twarz tak, aby na mnie spojrzał.
-Przyjdę potem na basen. O której kończysz?- co ja robię? Czy mnie już coś całkiem bierze? Najwidoczniej tak...Zrobił wielkie oczy, ale potem zobaczyłam zadowolenie.
-Przyjdę po ciebie.
-A co z moją ciocią?
-Damy radę, wierzę w to.- puścił mi oczko, a jego łobuzerski uśmiech spowodował u mnie uśmiech.
-Skoro tak mówisz. Muszę iść.- powiedziałam.
-Wiem. Ale, żebyś o mnie nie zapomniała...- powiedział z szerokim uśmiechem.
-Spokojnie.- spojrzałam na ruj pań, które zabijały mnie wzrokiem. Edward podążył za moim wzrokiem po czym znów spojrzał na mnie i pocałował mnie w policzek. Co nawet mnie zgasiło.

Wróciłam na miejsce cała w skowronkach, co nie uszło uwadze cioci.
-Chcę wiedzieć?- zapytała tylko.
-Nie.- pokiwałam głową na boki.
-Okeeeyyyy...- dodała i zabrałyśmy się za konsumowanie naszych dań.

Kiedy skończyłyśmy poszłyśmy jeszcze do spa i tak cały dzień zleciał. Aż w końcu nadszedł wieczór. Upragniony przeze mnie. Siedziałam w swoim apartamencie, kiedy usłyszałam pukanie... ale to pukanie dobiegało z balkonu. Wyszłam na balkon, ale tam nikogo nie było i wtedy ktoś z góry....
-Bu!- powiedział mi do ucha, a ja i tak się zlękłam.
-Głupek...- zaśmiałam się.
-A ja Edward, miło mi.- zaśmiał się chłopak.
-Możesz już sobie iść, przegiąłeś.- powiedziałam udając obrażoną, ale ten i tak myślał, że ja tak na serio.
-Przepraszam, nie chciałem. Nie obrażaj się. Wybaczysz mi?- nie odzywałam się.
-Alex no proszę cię...- nie poddawał się, a ja zdjęłam sukienkę, po czym wskoczyłam do basenu. - A więc takie buty..- zaśmiał się. Po chwili usłyszałam chlup wody i poczułam jego silne ramiona na moich brodiach.

-To co? Odezwiesz się w końcu do mnie, piękna?- mówił wciąż nie puszczając mnie.
-No nie wiem. A zasługujesz na to?
-A więc się droczymy, tak?
-Może.- ciągnęłam dalej.
-Czemu wcześniej tu nie przyjechałaś co?
-Wiesz... sama nie wiem. Powinieneś dziękować mojej cioci, że to właśnie tu miałam się z nią spotkać.
-Wiesz, że twoja ciocia jest tu już tydzień i zostaję jeszcze 2 tygodnie?
-A to nie wiedziałam.- przyznałam odwracając się w jego stronę.
-Kiedy wyjeżdżasz?- zapytał kładąc dłonie na moich plecach.
-Jutro rano.
-Uu.. to muszę się tobą teraz nacieszyć.- uśmiechnął się łobuzersko. Boże jakie z niego ciacho ;3
-Mówisz? Ale ja nie chce ci robić żadnej nadziei, czy coś, żebyś potem cierpiał przeze mnie.
-Spokojnie... byle byś się nie zakochała we mnie.- taa... łatwo mu powiedzieć.
-Ta... jasne... już to widzę. Czy ty widziałeś się w lustrze?
-Ee... a co?
-Jesteś ciasteczkiem! I jeszcze mówisz, że mam się nie zakochać?
-Nikt nie mówił, że będzie łatwo.- zaśmiał się.
-Ech... będzie ciężko...- westchnęłam.
-Ale wiesz, że kocha się za wszystko, a nie za wygląd... To musi być szczere, a nie takie.... nie takie na pokaz.
-Mówisz tak szczerze. To na serio fajne.
-Dzięki. - była godzina grubo po północy, a my sami, we dwoje w basenie...

Nawet nie pamiętam jak trafiłam do łóżka i kiedy zasnęłam. Zwyczajnie urwał mi się film...


 
~~Mady ~~


W pokoju rozniósł się dźwięk budzika oznajmujący, że pora wstać.  Dzisiaj lecę na Bali, gdzie urządzam moją imprezę urodzinową, ale przed wylotem muszę jeszcze jechać na sesję zdjęciową do magazynu Vogue. 
 Moi rodzice zgodzili się, abym zrobiła ją w naszej willi. Jeszcze do mnie nie dochodzi, że jutro bd miała te 18-naście lat. W końcu jestem pełnoletnia. Co prawda nie w USA. Tu pełnoletniość osiąga się przy skończeniu 21 roku życia. 
Wstałam z łóżka i w piżamie zeszłam na dół do kuchni. Byli tam moi rodzice. Trochę zdziwiłam, ponieważ była dopiero 4 nad ranem. Mama uśmiechnęła się do mnie i podała mi talerz z tostami, które po chwili zaczęłam jeść. 
- Córciu mamy dla ciebie mały prezent.- zaczął tata. 
Moja mama podała mi pudełeczko, a ja otworzyłam je. 
- Jejku jaki piękny.- powiedziałam, po czym mocno przytuliłam swoich rodziców. 
Podarowali mi naszyjnik, na którym była data moich narodzin, a także ukończenia 18-nastych urodzin. W opakowaniu znalazłam także kluczyki.
- Co to za klucze ?- zapytałam zdziwiona.
- Do twojego nowego domu. - powiedział tata.
- Razem z twoim tatą uważamy, że jesteś na tyle odpowiedzialna, że możesz sama zamieszkać. Z resztą w twoim wieku to siara mieszkać ze starymi.- powiedziała mama, śmiejąc się. 
Zaśmiałam się i mocno ich do siebie przytuliłam.
- Dziękuję. Mam najlepszych rodziców na świecie. Kocham wam.
- My ciebie też, a teraz leć na górę się ubrać bo za godzinę masz sesję, a chyba nie chcesz zostawiać dłużej w pracy i nie polecieć na Bali.- powiedziała rodzicielka. 
Za jej radą pobiegłam na górę i biorąc z krzesła uszykowane wczoraj ciuchy, poszłam do łazienki.
Jechałam spokojnie ulicą gdy nie zauważyłam, że samochód przede mną zwolnił i uderzyłam w niego.
- Cholera !- przeklęłam w myślach.
Równo z właścicielem drugiego auta wyszłam z pojazdu i zaczęłam patrzeć na to co zrobiłam. Na całe szczęście szkody nie były jakieś wielkie. 
- Zdajesz sobie sprawę, że gdybym cię nie znał zrównałbym cię z ziemią ?
Gdy to usłyszałam momentalnie spojrzałam na osobę, która wypowiedziała to zdanie. 
- Michael przepraszam cię. 
- Nie przejmuj się.- blondyn uśmiechnął się przyjaźnie.
- Nie wiesz jak mi głupio.  
- Meg, jest ok. Starczy, że dasz namówić się na kawę i po sprawie. 
- Z chęcią, ale na pewno nie teraz. Jestem już spóźniona. Zdzwonimy się pa i jeszcze raz przepraszam. Widzimy się na lotnisku.- chłopak tylko uśmiechnął się do mnie.
Wsiadłam do samochodu i ruszyłam pod studio tym razem skupiając się tylko i wyłącznie na drodze. 
Zaparkowałam nie daleko wejścia. Wyszłam z auta zabierając torebkę i butelkę wody. Ruszyłam w kierunku budynku. Po 5 minutach byłam już na sali, gdzie miała się odbyć sesja. 
- Madlen witaj skarbie !- powiedział mój fotograf John.
- Hej, przepraszam za spóźnienie.- powiedziałam.
- Nic się nie stało, musiało cię coś ważnego zatrzymać.Stylistki już na ciebie czekają. 
Przebrałam się w strój w którym miałam mieć robione zdjęcia. Na początki makijażystki zrobiły mi dosyć mocny makijaż, a potem zajęły się mną stylistki, które dobierały jeszcze jakieś szczegóły do stroju. Przejrzałam się ostatni raz w lustrze i mogłam iść. 
- Wyglądasz bosko. Już widzę twoje zdjęcie na naszej okładce.- powiedział John z podekscytowaniem w oczach.
Stanęłam na białym tle, a fotograf zaczął robić mi zdjęcia. 

~~ godzina później ~~

- Na dzisiaj to wszystko. - powiedział John.
Mój fotograf pokazał mi jeszcze parę zdjęć, które dzisiaj mi zrobił, po czym pożegnaliśmy się. Udałam się do garderoby. Zmyłam makijaż i przebrałam się w swoje rzeczy. 
Wyszłam z budynku i wsiadłam do swojego samochodu. Wróciłam do domu i od razu udałam się do swojego pokoju. Zniosłam walizkę na dół i poszłam się czegoś napić. Nie zauważyłam mojej siostry, która szła z miską płatków. 
- Szlag ! 
- Przeplasiam Meg. 
- Nic się nie stało kochanie. 
Zrobiłam siostrze drugą miskę z płatkami, a ja poszłam się przebrać. Poprosiłam, żeby tata mnie zawiózł na LAX.

~~ 2 godziny później ~~

Od jakiś 40 minut byłam w samolocie, gdzie spędzę jeszcze jakieś 20 godzin. Jeden z najdłuższych lotów w moim życiu. Na całe szczęście nie leciałam sama. Razem ze mną na pokładzie statku powietrznego było całe 5SOS, Matt i Miranda. Włączyłam mojego
laptopa i szukałam jakiegoś filmu, dla zbicia czasu. 
- Miłość bez końca...Co to za gówno ?- zapytał Ashton, który ni stąd , ni zowąd zjawił się koło mnie. 
- Sam jesteś gówno.- docięłam mu.
- Uuu...- usłyszałam Michaela. 
Razem z Mirandom założyłyśmy słuchawki na uszy i zaczęłyśmy oglądać. Uwielbiam Alexa Pettyfer'a, jest on jednym z moich ulubionych aktorów. Chłopacy także włączyli jakiś film.
W nie jednej scenie miałyśmy łzy w oczach, a czasami nawet spływały po naszych polikach. Ten film jest cudowny. Dwa różne światy łączą się ze sobą. 
Resztę lotu oglądaliśmy już całą ekipą jakieś komedie, wygłupialiśmy się lub po protu spaliśmy. 
Wyszliśmy z samolotu i na lotnisku czekamy na nasze bagaże, które po chwili mogliśmy wziąć. Wsiedliśmy do taksówek i zajechaliśmy pod moją willę. 
Chłopacy pomogli mi i Mirandzie z bagażami. Dom był naprawdę duży, miał 2 piętra. Na tyle znajdował się ogromny ogród z basem, a jakieś 2 metry dalej była plaża. 
- Zapraszam do środka. - powiedziałam i otwarłam drzwi. 
Każdemu z moich gości pokazałam pokój, a na samym udałam się do swojej sypialni. Nie była ona za wielka. Po lewej stronie przy oknie miałam łóżko, nad którym wisiała flaga USA i sznur ze światełkami, który kiedyś zabrałam mamie pod czas ubierania choinki, gdy spędzaliśmy tu święta. Po lewej stronie miałam szafę, na której miałam parę plakatów moich idoli. Pokój był nie wieki, ale bardzo przytulny. 
Wzięłam się za rozpakowywanie mojej torby. Gdy już skończyłam układać rzeczy na półkach postanowiłam wziąć prysznic. Wzięłam pierwsze lepsze rzeczy i udałam się do łazienki. 
Po 30 minutach wyszłam z łazienki z ręcznikiem na głowie. Za jakieś 15 minut miała pojawić się u mnie ekipa, która zajmowała się urządzeniem mojej jutrzejszej imprezy urodzinowej. 
Gdy ekipa się już pojawiła razem z moimi gośćmi zjedliśmy kolację, którą przygotowała jedna z kucharek. 
- Dziękuję, przepraszam was, ale jestem bardzo zmęczona i pójdę się położyć. Dobranoc.- powiedziałam po czym opuściłam jadalnie i udałam się do swojego pokoju. 
Przebrałam się w piżamę i położyłam się na łóżku. Byłam tak zmęczona, że nawet nie wiem kiedy zasnęłam.


~~Oliv~~ 

Obudziłam się przed 6. Dzisiaj o 8 mam samolot do Mediolanu. Chcę kupić sobie jakieś ubrania oraz  poszukać jakiś prezent na urodziny do Meg. Razem ze mną leci Josh, który chciał mi towarzyszyć. Wstałam z łóżka i udałam się do łazienki wziąć prysznic. Następnie poszłam do garderoby ubrać się. Ubrałam się, uczesałam i zrobiłam makijaż. Zeszłam na dół przygotować coś na śniadanie. Nie chciało mi się nic robić, więc na szybko przygotowałam sobie musli. Zjadłam, a następnie posprzątałam. 
Usłyszałam dzwonek do drzwi i poszłam je otworzyć. Przyjechał Josh.  
Jeszcze tylko musimy zaczekać za Evą i Jack'iem (moją menadżerką i ochroniarzem). Muszą oni z nami lecieć w razie jakiś reporterów albo fanów, czy coś. 
- Hej, wejdź. Zaraz powinien przyjechać Jack z Evą. - powiedziałam i przywitałam się
 z chłopakiem.
- Hej, ok.
Chłopak wszedł do środka. Trochę mu współczuje, że chce jechać ze mną na zakupy. Jestem trochę wybredna i potrafię bardzo długo siedzieć w sklepie i oglądać rzeczy. Czasami siedzę godzinę w sklepie i zastanawiam się nad jakąś rzeczą, czy ją kupić ,czy nie. Na końcu wychodzi na to, że nic nie kupię. Bardzo często tak mam.
 Po kilku minutach przyjechali. Wzięłam moją walizkę z ubraniami. Wyszliśmy z domu
 i udaliśmy się do ich samochodu. Pojechaliśmy na lotnisko. 
Gdy byliśmy przeszliśmy odprawę i udaliśmy się na pokład samolotu. 
Zajęliśmy miejsca i wystartowaliśmy. 
 Po 2 godzinach byliśmy już na miejscu. Przyjechała po nas taksówka, która zawiozła nas do hotelu. Weszliśmy do budynku  i zameldowaliśmy się.
 Każdy z nas miał osobny pokój. Wjechałam windą na 3 piętro, gdzie znajdował się mój pokój. Weszłam do środka i trochę się rozpakowałam. 


Poszłam do łazienki odświeżyć się.  Następnie przyjechała po nas taksówka, która zawiozła nas do centrum miasta.  
Po kliku minutach byliśmy w centrum.
 Eva z Jack'iem chcieli iść pozwiedzać miasto. Mi ten pomysł za bardzo się nie spodobał, ponieważ wolę iść na zakupy do miasta, niż chodzić nie wiadomo ile.
 Josh nie wypowiadał się w tym temacie.
 Po namyśle poszli oni zwiedzać, a ja 
z Josh'em poszliśmy w stronę sklepów. 
W razie jakby zaatakowali nas jacyś fani to mamy do nich dzwonić. Miałam zamiar iść do moich ulubionych sklepów, czyli do Versace, Chanel, Gucci, Prady i wielu innych. Najpierw udaliśmy się do domu mody, czyli Corse Como. Jest tu mnóstwo ubrań.

Zaczęliśmy chodzić po sklepach. Zajęło to nam z 2 godziny. Kupiłam kilka bluzek 
oraz jakieś dodatki. Josh wyglądał jakby miał już dosyć tego chodzenia, ale to dopiero początek. Poszliśmy do kawiarni, która znajdowała się w galerii. 


Zamówiliśmy coś do picia. 
Po kilku minutach nam przynieśli. 
Następnie, gdy wypiliśmy napoje, wyszliśmy z galerii i udaliśmy się w stronę centrum miasta. Najpierw poszłam do  Versace, gdzie kupiłam dla siebie
 perfum. Następnie poszliśmy do Chanel 
i Prady. Kupiłam tam torebkę i buty. 
Później poszliśmy do Guci'ego. 


Gdy od razu weszłam zauważyłam 
piękną biżuterię. Od razu wpadła mi w oko. Postanowiłam, że ją kupię. 
Będzie to prezent dla Meg ode mnie. Kupiłam jej to, to i to. Myślę, że jej się spodoba. Josh kupił sobie również kilka ubrań. Skorzystał na wyjeździe i też sobie coś kupił, ale za mną chyba już nie będzie chciał chodzić po sklepach i jeździć na zakupy.  

Było po 17, więc poszliśmy coś zjeść. Josh wyglądał na wyczerpanego. Udaliśmy się do jakieś restauracji. 

Usiedliśmy po  czym kelner przyniósł nam menu. Zamówiliśmy 2 pizze dla każdego 
oraz coś do picia. Po kilkunastu minutach przynieśli nam zamówienie. 
Pizza wyglądała i smakowała pysznie. Po skończonym posiłku udaliśmy się do hotelu. Szczerze mówiąc też jestem wyczerpana. Na dzisiaj mam już dosyć chodzenia. Zadzwoniliśmy po taksówkę, która zawiozła nas do hotelu. 
Po kilku minutach byliśmy już na miejscu. Poszłam do łazienki wziąć prysznic przed wyjazdem. Lecimy dzisiaj na wyspę Bali na urodziny do Meg. 
Po wykąpaniu ubrałam się, spakowałam rzeczy i zeszłam na dół. 
Przyjechał po nas samochód, który zawiózł nas na lotnisko.  Przeszliśmy odprawę i poszliśmy zająć miejsca.Usiadłam razem z Josh'em, a za nami Jack z Evą. 
Byłam tak zmęczona, że zasnęłam...

2 komentarze: