Translate :))

poniedziałek, 7 lipca 2014

Chapter 18

~~Pat~~


Włącz > Jay Sean - Down.
  • Dziękujemy za wybranie naszych linii lotniczych. Miłego Dnia.- usłyszałam i od razu otworzyłam swoje zaspane oczy.
Zdałam sobie sprawę, że przespałam cały lot. To dobrze nawet. Resztkami sił wstałam i opuściłam samolot. Przeszłam przez odprawę i odebrałam swoją walizkę. Była 6:05, więc postanowiłam iść spacerkiem do domu. Może się trochę obudzę. Szłam powoli ciągnąc za sobą walizkę i co po chwilę ziewając. Po kilku minutach znalazłam się już pod domem. Odkluczyłam swoje drzwi i weszłam do środka. W środku nie było idealnego porządku, no ale chociaż jakiś był. Poszłam do garderoby i wyciągnęłam ubrania z walizki a ją postawiłam obok szafy. Ubrania zaniosłam do łazienki i włożyłam do pralki po czym ją włączyłam. Gotowa wróciłam do salonu. Włączyłam TV na program muzyczny i postanowiłam iść  szybko do garderoby się przebrać. Po przeszukaniu jej założyłam to. Poszłam do łazienki i zrobiłam makijaż po czym wróciłam do pokoju. Zbliżała się 8, więc postanowiłam, że zrobię sobie śniadanie. Poszłam do kuchni i przejrzałam moją zawartość lodówki. Postanowiłam, że zrobię sobie pieczone ziemniaki. Wzięłam potrzebne produkty i zaczęłam przygotowywać śniadanie. Po skończeniu wyglądało tak, wzięłam je i usiadłam przy stole po czym zaczęłam jeść. Po skończeniu posprzątałam po sobie. Postanowiłam, że pójdę się przejść do Starbucks'a. Wzięłam więc swoją torebkę i wyszłam z domu udając się w kierunku kawiarni.
Szłam powoli i podziwiałam piękno mojego kochanego Londynu. Po krótkim spacerze dotarłam do Starbucks'a. Zamówiłam sobie kawę mrożoną na wynos. Po kilku minutach moje zimne zamówienie było już gotowe. Razem z nim powolny krokiem udałam się do parku. Szłam sobie spokojnie przez park dopóki ktoś mocno tak jakby z rozbiegu we mnie uderzył, moja kawa od razu wylądowała na niespodziewanym gościu. 
  • Przepraszam, nie zauważyłem cię.-oznajmił.
  • Serio? Jestem aż taka niewidoczna?- zapytałam z sarkazmem.
  • Tak yyy..znaczy nie.
  • Mhm.
  • Jestem Cameron.- oznajmił.
  •  Patricia.- powiedziałam podając mu rękę. 
  •  Chyba się nie napijesz tej kawy.- dodał z uśmiechem.
  • No raczej nie. Przepraszam, ale muszę iść po nową kawę.- dodałam.
  • Jasne, do zobaczenia kiedyś tam na pewno pa.- mówił machając i biegnąc przed siebie..
Ja z powrotem udałam się do Starbucks'a. Kupiłam kolejną kawę mrożoną i udałam się do drzwi wyjściowych. Kiedy je otworzyłam i chciałam przekroczyć próg wleciał na mnie kolejny chłopak wylewając moją kawę na siebie.

  • Nie wierze.- oznajmiłam zirytowana dzisiejszym dniem.
  • O kurde, przepraszam.- dodał tak jakby niewyspanym głosem.
  • Nie no spoko, co tam 2 raz dzisiaj ktoś mi kawę wylewa.- dodałam z sarkazmem.
  • Na prawdę przepraszam. Nie myślę dzisiaj w ogóle.- dodał.
  • Okej. 
  • Jestem skacowany Luke.- dodał podając mi swoją dłoń.
  • Pat.- podałam mu również. - Przepraszam, ale muszę już iść. Zdecydowanie mam na dzisiaj dosyć kawy. 
  • Nie dziwię się.- powiedział z uśmiechem.- To do zobaczenia.  
Opuściłam już całkowicie budynek i ruszyłam w kierunku domu. Po drodze na lampach wisiały jakieś plakaty. Akcja charytatywna w Londynie, można oddać jakieś drogocenne przedmioty na rzecz chorych i potrzebujących ludzi. Stwierdziłam, że oddam im Porsche. Nie było mi już potrzebne i tak nim nie jeżdżę. Po jeździe Cadillakiem postanowiłam, że go kupię, ponieważ był terenowy tak jak lubię. Więc oddam Porsche i Audi na rzecz tych ludzi. W drodze do domu zadzwoniłam do Kate ( mojej menadżerki ) i powiedziałam jej o tym co chcę zrobić. Zgodziła się, może w końcu poprawię sobie opinie wśród paparazzich i tych programów o gwiazdach. Mam taką nadzieję. Weszłam szybko do domu i wzięłam kluczyki od Porsche i Audi. Wyszłam z domu i stanęłam przed bramą. Chwilę później przyjechała już Kate i Matt.Ja wsiadłam w Audi a moja menadżerka w Porsche. Od razu pojechaliśmy w miejsce, gdzie odbywała się akcja charytatywna. Po dojechaniu udałam się przywitać z organizatorem. On przedstawił mnie ludziom zebranym tutaj i uświadomił co robię dla dzieci. Paparazzi nie zabrakło. Zaczęli robić zdjęcia, a także prosili o wywiad. Przeprowadziłam tylko jeden. Na tej akcji byłam jakąś godzinę. Poznałam tam Emily Peyton.Na prawdę miła osoba. Z powrotem odwiózł mnie Matt. Po powrocie od razu weszłam do domu. Byłam zmęczona, a to dopiero początek dnia. Była dopiero 13. Włączyłam TV i usiadłam na kanapie. Siedziałam tak do czasu kiedy nie zadzwonił mój telefon. 
  • Halo?- spytałam.
  • Pat, kochanie co robisz wieczorem?- spytała Carmen.
  • Nic, raczej a co?
  • Może pójdziemy biegać, a później jakieś shake, co?
  • Jasne.- oznajmiłam.
  • Ok, to o 17. Jakby co to przedstawie ci kogoś. Niezłe ciacho ci powiem.- dodała śmiejąc się.
  • Haha Cam, okej okej.
  • To do zobaczenia. Pa.- powiedziała i rozłączyła się. 
Odłożyłam telefon na stolik i wróciłam do oglądania telewizora. Jednak długo to nie trwało bo ktoś zadzwonił.
  • Tak?- spytałam.
  • Cześć, tu Kate.
  • Ooo cześć.-dodałam.
  • Właśnie załatwiłam ci tego Cadilla'ca co chciałaś, dzisiaj wieczorem albo jutro rano ci go dostarczą.- oznajmiła.
  • Okej, dzięki.
  • Nie ma sprawy. Trzymaj się, cześć.- dodała i się rozłączyła.
Ponownie odłożyłam telefon na stolik. Postanowiłam, że zrobię sobie jakiś obiad. Udałam się do kuchni i wzięłam książkę z przepisami. Po zastanowieniach stwierdziłam, że zrobię sobie pesto z makaronem. Wzięłam wszystkie potrzebne rzeczy i wzięłam się za gotowanie. Pierwsze danie było już prawie gotowe, więc wzięłam się do robienia drugiego. Postanowiłam, że będzie to sałatka z kurczakiem. Wzięłam potrzebne rzeczy i zaczęłam robić sałatkę. Po skończeniu zaniosłam wszystko do jadalni. Do tego wzięłam jeszcze sok pomarańczowy. Zabrałam się za jedzenie pierwszego dania. Pesto z makaronem było na prawdę smaczne. Wszystko zniknęło z talerza a ja wzięłam się za jedzenie sałatki. Równie szybko zniknęła z talerza. Po skończeniu pozbierałam talerze i szklanek i udałam się do kuchni. Włożyłam naczynia do zmywarki i włączyłam ją.
Wróciłam do salonu i usiadłam na kanapie. W TV jak zwykle nic ciekawego nie leciało. Było dopiero po 14. Włączyłam na program muzyczny i słuchając muzyki powoli zasypiałam. Kiedy jednak usłyszałam piosenkę One Direction - You & I zasnęłam od razu. Ta piosenka była taka spokojne, że po prostu zasnęłam. Obudziłam się i spojrzałam na zegarek. Była już 16. Nieźle przespałam 2 godziny. Wstałam więc i powolnym krokiem udałam się do garderoby. Założyłam na siebie strój sportowy i wróciłam do salonu. Wzięłam telefon i kluczyki. Wyszłam z domu i zakluczyłam dom. Wyszłam przed bramę i zauważyłam Carmen.  
  • Cześć słońce!- dodała i mnie przytuliła. 
  • No cześć.- dodałam.
  • Biegniemy  do parku po Camerona.- oznajmiła.
  • Okej.
Ruszyłyśmy w stronę parku. Biegłyśmy do czasu, kiedy paparazzi się do nas nie dorwało. Szczerze? Biegli razem z nami. Trochę śmiesznie to wyglądało, ale jak chcą to co zrobię. Trochę ruchu im nie zaszkodzi. Wbiegłyśmy do parku i Cam zauważyła chłopaka stojącego do nas tyłem. Podbiegłyśmy do niego a dziewczyna się przywitała. Kiedy odwrócił się w moją stronę dostałam szoku. To on. Dzisiaj rano wylał moją kawę na siebie. 
  • Yyyyy...cześć Pat.- dodał poprawiając nerwowo fryzurę.
  • Cześć.- odpowiedziałam.
  • To wy się znacie?- spytała zdziwiona Cam.
  • Dziwna sytuacja.- dodał chłopak. - Wiesz, rano wylałem jej kawę na siebie. 
  • Hahaha.- zaczęła się śmiać. - Dobra ja już nie wnikam.- dodała dalej się śmiejąc.
  •  Biegamy?- spytałam.
  • Jasne.- odpowiedział chłopak po czym ruszyliśmy przed siebie.
Biegaliśmy po parku i na torze do biegów. Przez ten czas dużo rozmawiałam z Cameronem. Nie jest taki zły jak myślałam. Na prawdę miły z niego chłopak. Pasowałby do Carmen idealnie. On spokojny, czasem szalony, a ona? szalona, imprezowiczka. Dopasowanie idealne. W końcu przeciwieństwa się przyciągają. 
Zatrzymaliśmy się przy jednej z kawiarenek i zajęliśmy stolik w ogrodzie. 
Carmen zamówiła nam desery. 
Kilka minut później zamówienie było już gotowe. Wyglądały na prawdę fantastycznie. Były takie dobre, że wszyscy od razu je zjedliśmy. Na taki gorący dzień jak dzisiaj pasowały idealnie. Po skończeniu udaliśmy się na dalsze biegi. Kiedy byliśmy już na prawdę zmęczeni pożegnaliśmy się i umówiliśmy na kolejne biegi. Ja pobiegłam w stronę swojego domu. 
Po wejściu do środka od razu udałam się do łazienki. Wzięłam prysznic i ubrałam się w piżamę. Zrobiłam sobie koka i zeszłam do kuchni. Postanowiłam, że zjem coś jeszcze przed spaniem. Zrobiłam sobie sałatkę na szybko i usiadłam przy stole. Szybko ją zjadłam i posprzątałam. Zmęczona udałam się do sypialni. Położyłam się na łóżku i od razu zasnęłam. *__* 

    ~~Alex~~


    To już dziś. W końcu zapoznam Luke’a z moją rodziną. Nie mogę się już doczekać kiedy tam pojedziemy. Lubię sobie rozmyślać w jego ramionach kiedy śpi. Jest taki słodki, że aż nie chce go przypadkiem obudzić. Wstałam cichutko i delikatnie z łóżka i udałam się do łazienki, gdzie załatwiłam swoje potrzeby, ubrałam się, oraz uczesałam w niestarannego koka. Tak jest najwygodniej, po za tym dziś jest bardzo gorąco. Lubię, gdy jest ciepło, ale czasem się nie da wytrzymać. Założyłam krótkie spodenki i białą bokserkę. Zaczynam być głodna, a nie chce jeść śniadanie sama. Mimo to cichutko zamknęłam za sobą drzwi. Kiedy wyszłam z naszego pokoju hotelowego, na korytarzu natknęłam się na moją przyjaciółkę Agnes. Mamy bardzo podobny gust, również miała białą bokserkę, ale troszkę inaczej wyglądała niż ja.
    -Idziesz na śniadanie?- zapytałam w miarę cicho.
    -Tak. A ty?- odpowiedziała.

    -Ja też. Chodźmy.- powiedziałam i razem zeszłyśmy na dół, na śniadanie. Zamówiłyśmy sobie po omlecie i kawie. Siedziałyśmy przy stoliku w kącie.

    -Nie mogę się doczekać, kiedy znów zobaczę twoich kuzynów.- westchnęła rozmarzona Agnes.
    -Oj proszę cię… nie widziałam ich wszystkich tyle samo czasu, ile ty. Stęskniłam się za nimi. Zwłaszcza za kuzynami.- dziewczyna zaśmiała się a ja nie bardzo wiedziałam o co jej chodzi.
    -To od zawsze się wolałaś trzymać z chłopakami?- zapytała, kiedy się troszkę uspokoiła.
    -Właściwie to tak. Wiesz… mam pełno kuzynów. Kuzynek mam o połowę mniej. Najlepiej dogadywałam się z Thomasem.- mówiłam dziewczynie wspominając stare, dobre czasy.
    -A ja pamiętam jego kolegę, a jednocześnie sąsiada z tej samej ulicy.- poruszała brwiami.
    -Kolegę?
    -No tak, tego bruneta… chyba miał na imię Toby.- powiedziała niepewnie.
    -Tak. Toby. Też go pamiętam.- zaczęłam się zastanawiać, jak też ułożył sobie teraz życie. Kiedyś się z nim przyjaźniłam, ale później wróciłam do Londynu i kontakt się urwał. Nie widziałam się z nim, prawie 10 lat.
    -Proszę bardzo i życzę smacznego.- wzdrygnęłam się kiedy nasze omlety już podano.
    -Dziękujemy.- powiedziałyśmy razem. Zabrałyśmy się za pochłanianie naszych pyszności. Kiedy skończyłyśmy jeść do restauracji wszedł Luke z John’em i Em. Rozejrzeli się, ale panowie nas nie zauważyli. Em natomiast od razu podeszła do nas cała w skowronkach.
    -Co ty taka wesoła?- zaśmiałam się.
    -Wiem, że nie powinnam, ale… wczoraj wieczorem trochę popiliśmy z John’em i …-nie dokończyła…
    -Spaliście ze sobą?- wyrwała Agnes.
    -Nie. To znaczy tak. To znaczy nie. To znaczy… całowaliśmy się tylko, ale oboje zasnęliśmy na kanapie. Nawet nie wiecie jak świetnie się spało wtulona w niego.- westchnęła menedżerka.
    -No, no, no… to być może wykluwa się nam nowa miłość.- powiedziała Agnes.
    -No właśnie, że nie. Nie możemy. To znaczy… nie chce się z nim związać. Łączą nas tylko sprawy zawodowe i nic po za tym.- mówiła stanowczo.
    -Dobra, jak chcesz.- powiedziałam i wstałam od stołu równo z Agnes. Wtedy dołączyli do nas panowie.
    -Usiądźcie sobie i zjedzcie porządne śniadanie a my już idziemy.- powiedziałam łapiąc pod rękę Agnes.
    -Nie zaczekacie na nas?- zapytał John.
    -Zaczekamy na górze.- uśmiechnęła się moja przyjaciółka i ruszyłyśmy.

    ~~2 godziny później~~

    -Alex, kochanie!- powiedziała uradowana babcia, kiedy mnie zobaczyła.
    -Cześć babciu.- odpowiedziałam.
    -Dzień dobry.- przywitała się Agnes.
    -Och… Agnes moja droga!- uściskała ją babcia.
    -Babciu, to jest Luke, mój chłopak.- przedstawiłam babci mojego chłopaka.
    -Witam panią.- przytulił ją.
    -Och jaki dżentelmen.- zaśmiała się.
    -To jest John, mój ochroniarz.- przedstawiałam dalej.
    -Ojejku… jaki umięśniony.- westchnęła zachwycona.
    -A to jest Em, moja menedżerka.
    -Dzień dobry, jak zdrówko?- zapytała.
    -Dzień dobry, dzień dobry, a dobrze dziękuję.- powiedziała uśmiechnięta.
    -Chodźmy na ogródek, zaraz wróci wujek Rey z ciocią Amandą.- powiedziała babunia, prowadząc nas wszystkich na jej cudowny ogródek. Usiedliśmy wszyscy na krzesłach i huśtawkach. Kiedyś przy jednym z wielkich drzew mój dziadek zawiesił mi huśtawkę. Uwielbiałam się na niej bujać, dlatego tez na niej usiadłam. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się, kiedy ktoś zasłonił mi oczy.
    -Ojej… któż to?- zaśmiałam się. Odwróciłam się i zobaczyłam mojego kuzyna.
    -Thomas!- rzuciłam się mu na szyję.
    -No witam, witam.- zaśmiał się mocno mnie przytulając.
    -Przepraszam, że się wczoraj nie spotkaliśmy.- szepnęłam mu do ucha.
    -Nie ma sprawy, ważne że jesteś.- odczepiliśmy się szybko, bo Agnes już biegła do niego. Ona też go uwielbiała, z resztą… mają ze sobą sporo wspomnień. Haha :D
    -Cześć Agnes.- powiedział Thom obracając ich razem.
    -No hej Thom.- nie chciała go puścić, ale nie dziwię się. Sama nie chciałam tego robić.

    Niedługo po pojawieniu się mojego najukochańszego kuzyna, pojawili się ciocia i wujek z synem Jason’em. O ile dobrze pamiętam Jason jest w wieku Em. Może się dogadają ^_^ Było już koło 14, a obiad ma być dopiero około 16. Dlatego… razem z Lukiem, Agnes i Thomasem postanowiliśmy wybrać się na spacer. John pomagał babci i cioci w obiedzie, wujek zabrał się za naprawę samochodu, a Jason rozmawiał z Em na ogrodzie. Widać, że oboje są szczęśliwi. O to chodzi.

    Agnes szła po lewej stronie Thomasa, a ja po drugiej trzymając za rękę Luke’a. Szliśmy przez pola, potem przez las, aż do łąki, na której pasły się przepiękne konie. Kiedyś jeździłam konno, ale kiedy wyjechałam przestałam.

    -Są cudowne.- westchnęłam razem z Agnes.
    -Nie tak bardzo jak wy.- objął nas dwie Thomas. Wtuliłyśmy się w niego.
    -Kogo one są?- zapytała Agnes.
    -Właściwie to nie do końca wiadomo. Ale też nie wszyscy wiedzą o tym miejscu. Dlatego dbają o nie ci, którzy o nich wiedzą.- odpowiedział Thom. Podeszłam do jednego z pięknych stworzeń i zaczęłam głaskać po grzywie.

    -Śliczny jesteś.- mówiłam do niego. A on tylko rżał.
    -Chyba cię polubił.- powiedział Luke. Pocałowałam go w usta.

    -Chyba tak. Jak ci się tu podoba?- zapytałam nie przestając głaskać.
    -Fajnie tutaj jest. Ale wiesz… po obiedzie muszę lecieć Nowego Jorku.- powiedział.
    -Co? Dlaczego?
    -Kręcimy film, pamiętasz?
    -A no tak. To… kiedy się znów zobaczymy?
    -Możesz w każdej chwili do mnie przyjechać.- przytulił mnie.
    -Wiesz, że nie mogę. Ja też mam trasy koncertowe i swoje sprawy do załatwienia.
    -No wiem, ale jeśli znajdziesz chociaż jeden dzień, żeby się ze mną spotkać, to przyjedź. Okey?
    -Okey.
    -Będę za tobą tęsknił.
    -Ja za tobą też.- westchnęłam. Spojrzałam za Luke’a i zobaczyłam jak Thomas pomaga wsiąść na konia Agnes.

    -Chcesz wsiąść? Mogę ci pomóc.- powiedział mój chłopak.

    -Nie dzięki. Poradzę sobie.- uśmiechnęłam się.
    -To ja wejdę.- zaśmiał się. Tak też zrobił. To dziwne, ale… całkiem nieźle mu szło.
    -Siedziałam na drewnianym płocie i patrzyłam jak 3 ważnych dla mnie osób, jeździ na pięknych koniach.

    Siedziałam tam i rozmyślałam. Jednak z mojego zamyślenia wyrwał mnie chłopak, który usiadł obok mnie.
    -Cześć.- przywitał się.
    -Toby?- zdziwiłam się.
    -Tak Alex.- spojrzał na mnie.
    -O jejku… jak ja cię dawno nie widziałam.- powiedziałam.
    -Tak jak ja ciebie.- uśmiechnął się.
    -Skąd ty się tu wziąłeś?- zapytałam.
    -Byłem u twojej babci oddać parę rzeczy i zobaczyłem samochód.
    -Ale… skąd wiedziałeś, że to akurat ja, i że tutaj będziemy?
    -Nie za dużo pytań?- nic nie mówiłam, tylko patrzyłam się na niego.
    -Miałaś tutaj koncert. Byłem na nim.
    -Serio?
    -Tak.
    -Nie widziałam cię.
    -Było mnóstwo ludzi.
    -Wiem.
    -Poznałem samochód.
    -Okey…
    -Ale nie wiedziałem, że tu będziesz. Że tu będziecie.- poprawił się.
    -Dawno tu nie byłam. Pamiętam jak pokazałeś mi to miejsce, kiedy byliśmy mali. Wiedzieliśmy o tym tylko my i Thomas.
    -Trzymaliśmy się razem.
    -Tak… no właśnie.- spuściłam wzrok na ziemię.
    -Co jest?- zapytał. Zaskoczył mnie.
    -Dlaczego coś by miało być?
    -Posmutniałaś.
    -Nie prawda.
    -Może i się nie widzieliśmy ponad 9 lat, ale nie zmieniliśmy się.
    -Zmieniliśmy.- powiedziałam.
    -Nie.
    -Tak.
    -Dorośliśmy.
    -Też.
    -Ale wciąż jesteśmy tacy sami, jak kiedyś.
    -Nie do końca.
    -Jak to nie? Zawsze kochałaś śpiewać i komponować. Teraz wyrosłaś na znaną piosenkarkę i sławną autorkę tekstów.
    -No dobra, to może akurat się zgadza.
    -Ja nadal lubię majsterkować przy motorach.
    -Serio?
    -Oczywiście. Widzisz… mimo tego, że jesteśmy dorośli i zmieniły się nasze upodobania, niektóre rzeczy wciąż pozostają.
    -Brakuje mi tych dawnych czasów, kiedy całymi dniami byliśmy wszyscy razem.
    -Mnie też.
    -Zauważ, że teraz już tak nie jest. I nie będzie.
    -Może nie będzie tak samo, ale wciąż możemy ze sobą spędzać całe dnie.
    -Ja mam trasy.
    -Ale teraz jesteś tu.
    -Nie będę tu długo.
    -To Agnes, a ten chłopak tutaj to kto?- zapytał chłopak.
    -To jest Luke. Mój chłopak.- momentalnie spoważniał.
    -Od kiedy jesteście razem?
    -Od tygodnia.
    -Mhm… czemu nie jeździsz?
    -A ty?
    -Chodź. Jest tutaj klacz idealna dla ciebie.- zszedł z płotu, a potem pomógł mi. Czułam przeszywający wzrok Luke’a na sobie i Toby’m.

    Poszliśmy prawie na drugi koniec polany, prosto do 2 koni. Jeden był czarny, a klacz była brązowa. Toby podsadził mnie do niej, a potem sam dosiadł drugiego.
    -Jedziemy?- zapytał.
    -Pewnie.- uśmiechnęłam się. Ciężko się jeździ bez siodeł i lejc, ale dawaliśmy radę. Cały czas z nim rozmawiał. Fajnie było znów z nim porozmawiać. Ale szkoda, że nie byliśmy sami. Cały czas było mi trochę głupio z powodu Luke’a. Niestety zbliżała się 16 i musieliśmy zakończyć nasze spotkanie. Toby zszedł ze swojego wierzchowca.
    -Pomóc ci?- zapytał.
    -Nie, dam radę.- jak to ja… nie dałam rady. Ześlizgnęłam się i nie złapałam równowagi.
    -Mam cię.- powiedział chłopak, kiedy wpadłam prosto w jego ramiona. Miałam mocno zaciśnięte powieki. Bałam się.
    -Możesz już otworzyć oczy. Wszystko w porządku.- powiedział. Otwarłam oczy.
    -Dziękuję.
    -Zawsze tak było.
    -Ale jak?
    -Chciałaś coś zrobić sama, ale potem i tak ci pomagałem.
    -No fakt. Dzięki. Możesz mnie już postawić.- powiedziałam.
    -Mogę też cię zanieść.- oboje się uśmiechnęliśmy szeroko.
    -Wszyscy się na nas patrzą.- szepnęłam.
    -To udawaj, że cię noga boli.
    -Hm… kusząca propozycja. Ale mnie nic nie boli. Chociaż w sumie…
    -No to idziemy.- rzekł chłopak i ruszył w stronę chłopaków i Agnes. Moja przyjaciółka się przestraszyła i podbiegła do nas.

    -O matko… Alex, nic ci nie jest?- zapytała.
    -Strasznie mnie boli noga.- powiedziałam sycząc z „bólu”.
    -O kurczę… biedna. Cześć Toby.- przywitała się w końcu.
    -Cześć Agnes, ładnie wyglądasz.- powiedział.
    -Dziękuję. Dasz radę iść?- zwróciła się do mnie. Nie przestawaliśmy iść.
    -Jak na razie nie. Coś mi przeskoczyło w kostce.- mówiłam. W końcu dotarliśmy do Thomasa i Luke’a.
    -Co się stało?- zapytał mój chłopak.
    -Kostka ją boli.- powiedział za mnie Toby.
    -Luke to jest Toby, Toby to Luke.- przedstawił ich sobie Thom.
    -Cześć.- powiedzieli równo.
    -Daj mi ją. – powiedział Luke.
    -Zaniosę ją.- powiedział Toby.
    -Ja też mogę.- nie dawał za wygraną Luke.
    -To może, żebyście się nie kłócili, to ja wezmę moją kuzynkę, co?- wtrącił się Thom.
    -Oj chłopaki, nie ważne kto ją zaniesie.- powiedziała zirytowana Agnes.
    -Wiecie co? Może wy się tutaj dalej kłóćcie, a ja w tym czasie powoli z Agnes Pójdę do babci.- powiedziałam.
    -Skarbie nie przesadzaj.- powiedział Luke.
    -To przestańcie się kłócić.- wtrąciła Agnes. Byłam jej za to wdzięczna.
    -Albo mam lepszy pomysł.- oświeciło mnie.
    -Jaki?- zapytał Thom.
    -Wrócę na koniu.
    -Że co?! Przecież przez konia cię boli kostka!- wrzasnął Luke.
    -Nie przez konia, tylko przez moją niezdarność. Źle stanęłam na nogę, kiedy zeszłam. Toby wsadź mnie na konia.
    -Jeśli tego chcesz.- zrobił jak mu poleciłam.

    Kiedy wróciliśmy do domu mojej babuni, od razu dostałam trochę lodu na kostkę. Tak naprawdę mnie nie bolała, ale już mniejsza o to. Zjedliśmy pyszny obiad. Ale nadszedł czas pożegnania mojego ukochanego. Pożegnał się ze wszystkimi, a mnie zostawił na koniec. Najpierw się przytuliliśmy, a potem całowaliśmy.
    -Do zobaczenia wkrótce kochanie.- powiedział.
    -Tak, na razie.- odpowiedziałam i poszedł. To znaczy John zawiózł go na lotnisko.

    Babcia rozmawiała z ciocią w kuchni i sprzątały po obiedzie. Wujek wrócił do swojego zajęcia. Emma poszła na spacer z Jason’em. Agnes siedziała z Thomasem na ławce z ogrodzie. Natomiast ja byłam z Tobym. Siedziałam na mojej huśtawce, a on mnie lekko bujał.
    -Nie lubi mnie.
    -Kto? Luke?
    -Tak.
    -Uwierz mi, że on nie lubi każdego faceta, z którym rozmawiam, czy wychodzę.
    -Rozumiem.
    -Nie podoba ci się to, że z nim jestem.- to nie było pytanie. To było bardziej stwierdzenie.
    -Nie prawda.
    -Czemu w to nie wierzę?
    -Nie chodzi o to, czy mi się to podoba czy nie. To twoja decyzja i twoje życie. Nie ingeruje w nie.
    -Ale?
    -Ale wydaje mi się jakiś fałszywy. Nie żeby coś.
    -Spokojnie, nie jesteś pierwszą osobą, która tak mówi.
    -Ale to nie pomaga.
    -No nie.
    -Kochasz go.
    -Oczywiście.
    -Widać.
    -Wiem to.
    -Tylko szkoda, że nie widać tego po nim.
    -Toby, przestań.
    -Masz rację. Nie powinienem. Przepraszam.
    -Nie przepraszaj. Nie masz za co. To twoje zdanie. Ja też mam swoje i szanuje zdanie każdego.
    -Rozumiem.
    -Wiesz… nie ładnie tak oszukiwać.- zaśmiałam się.
    -Nie musiałaś udawać, że boli cię kostka.
    -Wiem.
    -Ale i tak to zrobiłaś.
    -No… tak.
    -Ale dlaczego?
    -No nie wiem.
    -Wiem, że wiesz, tylko nie chcesz powiedzieć.
    -Coś czuję, że znasz mnie lepiej niż kto inny.- zaśmiałam się.
    -Być może.- zawtórował mi.
    -Nawet mnie dziś nie przytuliłeś, mimo tego, że nie widzieliśmy się prawie 10 lat. Mam wrażenie, że jest ci to obojętne, czy tutaj jestem czy nie. Po prostu brakowało mi tego i nie chciałam cię puścić. –wybuchłam. Miałam łzy w oczach ale starałam się je powstrzymać. Przestał mnie bujać i przykucnął naprzeciw mnie. Ujął moją dłoń.
    -Wiem, że tego nie zrobiłem, ale nie chcę się znów do ciebie zbliżać, kiedy wiem, że niedługo jedziesz i znów mnie zostawisz na pastwę setek myśli na sekundę. Uwierz, że nie jest mi to obojętne. Nie pamiętasz? Zawsze byłaś dla mnie ważna. I zawsze będziesz, ale nie po prostu nie chcę znów przechodzić przez to samo co 10 lat temu. Ja tez nie chciałem cię puścić. Wciąż nie chcę cię puścić dalej, w świat. Wolałbym, żebyś tutaj została ze mną. Ale masz teraz inne życie i chłopaka, którego kochasz. A nie możesz mi poświęcać tyle uwagi ile bym chciał.- cały czas patrzyliśmy sobie w oczy. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że płaczę, do póki nie otarł moich łez kciukiem.
    -Przytul mnie, proszę.- powiedziałam przez łzy. Zrobił to bez żadnego słowa.

    ~~Agnes~~

    Świetnie się dogaduję z Thomasem i bardzo, ale to bardzo go lubię. Jak byliśmy mali to właśnie z nim pierwszy raz się pocałowałam. Pamiętam, że to było w domku na drzewie w lasku. Siedziałam z nim na ławce , rozmawiałam i śmiałam się. Widziałam, jak Toby buja Alexis na huśtawce. Oni tez zawsze trzymali się razem. No… do czasu… Aż Alexis nie wróciła do Londynu. To było ciężkie przeżycie dla Toby’ego. Pamiętam, że nie chciał wychodzić z domu. Dopiero po jakimś czasie się przełamał i znów zaczął wychodzić. Ale to już nie był ten sam chłopak. Teraz widzę, że trzyma się na dystans.
    -Fajnie, że znów się widzimy.- powiedział Thom.
    -Też się z tego powodu cieszę.- przytuliliśmy się. Spojrzałam znów w stronę Alex i zobaczyłam ją zapłakaną wtuloną w Toby’ego. Nie chciałam im przeszkadzać, ale nie ukrywam, że zaciekawiło mnie co też sobie powiedzieli. Luke nie byłby zadowolony jakby to teraz widział. Ale an szczęście pojechał sobie. Nie przepadam za nim, ale moja najlepsza przyjaciółka go kocha i jest z nim szczęśliwa, więc nic mi do tego. Ważne, że jest szczęśliwa.

    ~~Alex~~

    -Przepraszam cię.- powiedziałam.
    -To ja cię przepraszam.
    -Dla mnie to tez było trudne. Długo nie mogłam się pozbierać po naszym wyjeździe. Ale i tak cieszę się, że wróciłam.
    -Ja też się cieszę.- powiedział chłopak. Oderwaliśmy się od siebie.
    -Nie chcę jechać do Nowego Jorku.- westchnęłam ocierając łzy.
    -Do Nowego Jorku? A po co masz tam jechać?
    -No bo Luke tam jedzie i mam go odwiedzić.
    -To nie jedź, jeśli nie chcesz. Przecież się zobaczycie prędzej czy później.
    -Masz racje, ale wiesz…
    -Może pojedziemy do Memphis?
    -Możemy.

    Zostawiliśmy samochód na parkingu pod domem kuzynki Lucy . W domu jej nie było, ale na pewno była gdzieś w mieście. Poszliśmy na spacer. Po drodze kupiliśmy lody i dalej spacerowaliśmy ulicami miasta. Kiedy mijaliśmy jeden z wielu klubów natknęliśmy się na nikogo innego, jak Lucy.
    -Alexis!- krzyknęła, a ja od razu podbiegłam do niej z Tobym.
    -Lucy!- mocno się uściskałyśmy.
    -O cześć Toby!- jego też przytuliła.
    -Cześć Lucy.
    -Gdzie idziecie?- zapytała.
    -Przejść się.- odpowiedziałam.
    -To może chodźcie ze mną do klubu co? Proszę, proszę, proszę. Poznacie moich znajomych, będzie fajnie.
    -No to chodźmy.- powiedział za mnie Toby.
    -Świetnie, to idziemy.- prowadziła nas za sobą.
    -Nie wiem czy to dobry pomysł.- szepnęłam do chłopaka.
    -Czemu?
    -Boję się troszkę.
    -Spokojnie, ochronię cię.- przygarnął mnie do siebie ramieniem.
    -Ufam ci.- powiedziałam i dalej szłam za kuzynką. Weszliśmy do wielkiego budynku. Lucy, złapała mnie za rękę, żebym się nie zgubiła, a Toby był tak blisko mnie, że nie musiałam go trzymać. Dotarliśmy do jednego z wielu stolików, przy którym siedziało mnóstwo ludzi. Lucy przedstawiała nas po kolei każdemu. Nie zapamiętałam wszystkich imion, ale jakoś dam radę. Dosiedliśmy się do nich. Rozmawialiśmy a potem większość poszła do tańca. 2 kolegów kuzynki chciało mnie wziąć do tańca, ale byli już nieźle schlani, wiec nie chciałam. Na szczęście wzięli dziewczyny, które siedziały obok mnie. Kiedy zobaczyłam jak z nimi „tańczyli” to zaczęłam się cieszyć, że się nie zgodziłam. Ale jedna z dziewczyn się wykręciła, że musi iść do łazienki i znów próbował mnie wziąć do tańca.
    -Oj no chodź.- mówił, ledwo trzymając się na nogach.
    -Nie, nie innym razem.- mówiłam.
    -Proszę.
    -Przepraszam, ale nie.
    -No dalej chodź, czego się boisz?- chciałam mu odpowiedzieć, że jego, ale to nie było by zbyt mądre.
    -Niczego, po prostu nie chcę tańczyć.
    -Ale kochanie...- zaczął mnie wyciągać siłą. Byłam wystraszona.
    -Nie i koniec.
    -Ale dlaczego?- nie wiedziałam co mam powiedzieć. Toby chyba wyczuł mój niepokój.
    -Bo idzie tańczyć ze mną.- warknął obejmując mnie w talii i prowadząc na parkiet.

    Leciała akurat wolna piosenka. Toby objął mnie ponownie i przysunął do siebie, a ja położyłam dłonie wokół jego szyi.
    -Dziękuję.- powiedziałam.
    -Nie ma sprawy. Widziałem jak tańczy z innymi laskami.
    -Nie znam go, ale już go nie lubię. Nie powinien się tak upijać. Boję się go.
    -Zauważyłem. Ale spokojnie, jestem przy tobie.
    -Dobrze. To mnie nie puszczaj.- powiedziałam i położyłam głowę na jego ramieniu. Głowa Toby’ego spoczęła na mojej i tak się bujaliśmy w rytm muzyki. Trwaliśmy na parkiecie przez chyba 15 piosenek, ale potem oboje byliśmy już zmęczeni.
    -Która godzina?- zapytałam chłopaka.
    -2.38- odpowiedział.
    -Co?! O kurczę… nie dobrze…
    -Alex?- zwróciła się do mnie Lucy.
    -Tak?
    -Idziecie już, czy zostajecie?
    -Właśnie chcieliśmy się zbierać.- odpowiedział Toby.
    -To świetnie, idę z wami.

    Odprowadziliśmy Lucy, zabraliśmy samochód i pojechaliśmy do domu babci. Kiedy jechaliśmy w samochodzie zaczęła dzwonić moja komórka. Wyjęłam ją z kieszeni, żeby zobaczyć kto się do mnie dobija. To Agnes.

    • Halo?
    • Alex? Gdzie jesteście?
    • W drodze do domu, a co?
    • Powiedź Toby’emu, żeby kierował się do nowego domku na drzewie.
    • Kto tam jest?
    • Ja, Thomas i będzie wy. Dziś tutaj śpimy. Wszystko już przygotowane, teraz tylko czekamy na was.
    • Dobra, niedługo będziemy.
    • To na razie.- rozłączyła się.

    -Dzwoniłam Agnes. Masz się kierować do nowego domku na drzewie.- widziałam, jak chłopak od razu się rozpromienia.
    -Co ci tak nagle wesoło?
    -Zobaczysz. Spodoba ci się.- spojrzał na mnie na chwilkę i złapał mnie za rękę. Ale zaraz ją zabrał.

    Dotarliśmy do lasu, ale nie mogliśmy jechać dalej.
    -Musimy iść kawałek pieszo.- powiedział wysiadając z samochodu. Byłam bardzo ciemno i nic nie widziałam. Toby otwarł mi drzwi.
    -Toby… ja.. ja się boję.- wyjąkałam. Wysiadłam z auta. Miałam tylko białą bokserkę na sobie i było mi zimno. Chłopak ściągnął swoją bluzę i założył mi ją. Włączył latarkę i złapał mnie za rękę. Ale mimo, że trzymałam go za rękę wciąż się bałam.
    -Spokojnie już jesteśmy.- powiedział. Zobaczyłam wielki, przepiękny dom na drzewach.
    -Wow…- zaniemówiłam.
    -Chodź.- powiedział chłopak biorąc mnie na ręce jak kilka godzin temu. Ja trzymałam latarkę, a on mnie.
    -Nie musisz mnie nosić, ale mnie to nie przeszkadza.- zaśmiałam się.
    -Muszę się tobą nacieszyć, chodź to i tak nie możliwe.

    Weszliśmy do środka. A w środku równie zajebiście, jak na zewnątrz. Byłam już bardzo zmęczona. Weszliśmy na górę.

    -No nareszcie. Łazienka jest po lewej stronie korytarza. Rzeczy masz już tam w środku.- powiedziała dziewczyna wyprowadzając mnie za pokój- sypialnie.
    Wykąpałam się i wyszłam z łazienki. Są tutaj dwie łazienki. Kiedy ja wyszłam na korytarz, równo ze mną wyszedł Toby. Razem wróciliśmy do pokoju.
    -Co to za dom?- zapytałam, leżąc na swoim posłaniu.
    -Zrobiliśmy go razem z Thomasem.- powiedział dumny z siebie Toby.
    -Jest cudowny.- powiedziała Agnes.
    -Wiemy.- odpowiedział Thom.
    -Pewnie już wszyscy jesteśmy zmęczeni. Idźmy spać.- powiedział Toby.
    -No to dobranoc.- powiedziała Agnes.
    -Dobranoc.- powiedział Thomas.
    -Dobranoc.- dopowiedział Toby. Czekali aż i ja powiem to samo, ale ja wstałam z łóżka. Podeszłam do Agnes i pocałowałam ją w czoło. Potem do Thomasa i również pocałowałam go w czoło. A na koniec do Toby’ego i pocałowałam go w policzek. Wróciłam na swoje miejsce i się położyłam.
    -Dobranoc.- niedługo po tym zasnęłam.


    ~~Mady~~

    Obudziłam się u siebie w pokoju. Nie za bardzo wiedziałam, co wydarzyło się poprzedniej nocy. Próbowałam skojarzyć jakiekolwiek fakty jednak na marne. Poszłam do łazienki i odświeżyłam się. Ubrałam się w to, a włosy spięłam w koka. Postanowiłam, że po śniadaniu wybiorę się na szybkie zakupy przed wylotem na Kretę. 
    Przed śniadanie ogarnęłam trochę dom. Wyglądał masakryczne, ale i tak zdecydowanie lepiej niż ten na Bali po moich urodzinach. 
    Zabrałam kluczyki ze stolika, który stał w korytarzu i wyszłam z domu. Odpaliłam samochód i podjechałam do najbliższego centrum handlowego. Na zewnątrz było mnóstwo paparazzi. Jak ja ich nie znoszę. 
    Gdy stwierdziłam, że kupiłam już wszystko, co potrzebne do wyjazdu. Postanowiłam wejść do Starbucksa i kupić sobie kawę. Następnie wróciłam do domu i zaczęłam się pakować. Zajęło mi to dosyć dużo czasu. 
    Postanowiłam pojechać do willi moich rodziców, żeby pożegnać się z nimi przez wyjazdem. 
    Zajechałam pod ich dom i wysiadłam z samochodu. Wstukałam kod i weszłam na podwórze. Zapukałam parę razy do drzwi lecz nikt mi nie otworzył. Zadzwoniłam do mamy, ale miała wyłączony telefon. Postanowiłam spróbować dodzwonić się do taty. 

    • Czy to coś ważnego Meg ?- zapytał.
    • Jestem u was pod domem, ale nikt mi nie otwiera. 
    • Mama wróciła do Londynu i nie ma jej. Czemu do nas przyjechałaś ?
    • Chciałam się pożegnać. Lecę dzisiaj na wakacje i wracam dopiero za parę dni.
    • Nie dam rady urwać się z pracy, ale w takim razie udanego wypoczynku. Na razie !
    • Pa.- wyszeptałam

    Zaraz po tym usłyszałam dźwięk rozłączonego połączenia. Wsiadłam z powrotem do auta i pojechałam do siebie.
    Zabrałam swoje walizki i zamówiłam taksówkę. Po jakiś 15 minutach przyjechała.
    Na lotnisku była już Miranda i Matt. Przywitałam się z nimi buziakiem w policzek i razem udaliśmy się na odprawę. 
    Wylądowaliśmy o 16 czasu Greckiego. Odebraliśmy swoje bagaże i poszliśmy do autokaru, którym mieliśmy pojechać do naszego hotelu. Na miejscu byliśmy po jakiś 30 minutach. Zameldowaliśmy się i każdy poszedł do swoich pokoi, które były na tym samym piętrze.
    Rozpakowałam moją walizkę i poukładałam wszystko na półkach. Poszło mi to w miarę szybko. 
    Stałam przed szafą i zastanawiam się w co mam się przebrać. Wybrałam to i udałam się do łazienki. Wzięłam prysznic i ubrałam się w wybrany przeze mnie strój. Wróciłam do pokoju i usłyszałam dźwięk przychodzącego SMSa. 



    Byliśmy już w restauracji i zamawialiśmy to co chcieliśmy. 
    - Mam taką ochotę przejść się dzisiaj po okolicach i coś zwiedzić. Kto idzie ze mną ?- zapytała Miranda. 
    - Ja chętnie się przejdę. - powiedziałam.
    - A ja nie mam co robić więc idę z wami. 

    Zabrałam z pokoju swój telefon i razem z przyjaciółmi poszliśmy zwiedzić trochę Kretę. Nasz hotel znajdował się przy plaży. 
    Muszę przyznać, że ta wyspa jest naprawdę przepięknym miejscem. Te wszystkie budynki na skałach. Jest tu ślicznie. Szkoda, że przylecieliśmy tu na tak krótko. 

    - Idziemy ?- zapytał Matt, gdy przechodziliśmy obok wesołego miasteczka. 
    - Czemu nie - powiedziała Miranda. 
    - Jak dzieci - skomentowałam. 
    Matt podszedł do mnie i chwycił mnie za rękę. 
    - Nie strój fochów tylko chodź, bo jak nie to zaprowadzę cię tam siłą. 
    - Ughh...
    - Meg to tylko wesołe miasteczko, a zachowujesz się jakbyś szła z nami to jakiegoś najgorszego miejsca na Ziemi - stwierdziła przyjaciółka.
    - Masz rację - powiedziałam.

    Cały czas szłam za rękę z Mattem. Weszliśmy na teren wesołego miasteczka i rozejrzeliśmy się dookoła. Było tu mnóstwo atrakcji.

    - To gdzie najpierw ?- zapytałam. 
    - Hmm..może Rollercoaster ?- zaproponowała Miranda. 
    Miałam ochotę ją po protu udusić. Nie nawiedzę jeździć czymś takim. To jest straszne. W życiu w to nie wsiądę. 
    - Ok !- krzyknął Matt.
    - Nie ma mowy ! Ja odpadam !- powiedziałam.
    - A to dlaczego ? Mady Jones się boi ?- zapytał chłopak. 
    - Nie !- zaprzeczyłam szybko.
    - W takim razie możesz z nami jechać.

    Chłopak przerzucił mnie przez ramię i razem z Mirandom kupili bilety. Posadził mnie w wagoniku jak jakieś małe dziecko, a sam usiadł obok. 
    - Nie bój się jestem obok. - wymruczał do mojego ucha i objął mnie ramieniem.
    To było słodkie z jego strony, ale jesteśmy tylko przyjaciółmi i nie mogę liczyć na nic więcej z jego strony. 
    Po chwili kolejka ruszyła, na co ja wzdrygnęłam. Chłopak wyczuł mój strach i jeszcze bardziej przycisnął mnie do siebie. W jego silnych ramionach czułam się bezpiecznie. Przez cały czas miałam zamknięte oczy. Nie chciałam oglądać tego jak wysoko jesteśmy i jaki jest tor. Matt zaśmiał się z mojego zachowania. 

    - Nigdy więcej mnie na to nie namówcie, ani nie zmusicie mnie siłą !- wydarłam się na nich. 
    Moi przyjaciele wybuchli śmiechem, a ja zrobiłam się cała czerwona. Brunet przybliżył się do i czule mnie przytulił. Znowu poczułam te motylki w brzuchu. Co się ze mną dzieje ? 
    - Przepraszamy i obiecujemy, że nigdy więcej nie zrobimy ci czegoś takiego. Prawda Miranda ?
    - Prawda- powiedziała przyjaciółka.

    Chodziliśmy po wesołym miasteczku. Było super. Teraz żałuje, że na początku uparłam się i nie chciałam tu przyjść. Było super. Razem z Mirandom usiadłam na ławce, a Matt poszedł kupić nam watę cukrową. 
    - Smaki dzieciństwa- stwierdziła Miranda.
    - Szczera prawda.- powiedział brunet i udał się do kosza wyrzucić patyczek.
    - Pamiętam, że kiedyś mogłam całe dnie spędzać w wesołym miasteczku.-
    powiedziałam.
    - A pamiętasz jak nasi rodzice raz zabrali zabrali nad do wesołego miasteczka i tak bardzo płakałaś bo zamiast wygrać wielkiego misia, wygrałaś jakąś żaby ?- zapytał chłopak.
    - Ej ! Miałam 4 lata, a ta żaba była naprawdę okropna !- powiedziałam na swoją obronę.
    - A ten miś ci się podoba ? - zapytał.
    - Oczywiście, że tak !- odparłam z entuzjazmem.
    Matt chwycił mnie za rękę i ruszył ze mną w kierunku budki. Chłopak dał banknot facetowi.
    - Jak strzelę 5 razy do kosza to ten miś jest twój skarbie.
    - I tak nie dasz rady - stwierdziłam.
    Brunet wziął piłkę do ręki i rzucił do kosza. Piłka bez problemu przeszła przez obręcz tak samo jak następne 4. Stałam w miejscu z szeroko otwartymi oczami. Przyjaciel odebrał misia i podał go mi. 
    - No co się tak patrzysz. Przecież mówiłem ci, że dostałem się do najlepszej drużyny juniorów w LA. 
    Matt chwycił mnie w tali i poszliśmy w stronę ławki, gdzie cały czas siedziała Miranda, która przyglądała się całej sytuacji z wielkim uśmiechem na twarzy. 
    - Jaki słodki miś.- powiedziała przyjaciółka.
    - No wiem. Matt go wygrał dla mnie.
    - I jeszcze mi za niego nie podziękowałaś.- wskazał palcem na swój policzek.
    Nastawił swoją twarz i już chciałam pocałować go w policzek, gdy chłopak obrócił twarz i pocałowaliśmy się w usta. 
    - Ej ! Miał być w policzek !- powiedziałam udając wściekłą.
    - Oj przepraszam - uśmiechnął się.
    - Muszę ci powiedzieć, że nie żałuję odwrócenia twarzy. Dobrze całujesz mała - odpowiedział.
    - Idiota- skomentowałam
    Miranda cały czas patrzyła na nas z szerokim uśmiechem na twarzy. Zbliżała się 23, dlatego postanowiliśmy wracać już do hotelu. Byłam wykończona.
    - Nie mam już siły - powiedziałam w połowie drogi.

    - Wskakuj - powiedział Matt. 
    Wskoczyłam mu na plecy. Szedł tak ze mną do hotelu. Gdy byliśmy już na naszym piętrze pożegnaliśmy się i każdy poszedł do swojego pokoju. 
    Ten dzień był wspaniały. Z dnia na dzień zaczynam coś czuć do Matta. Przy nim czuję się jak księżniczka. 
    Wyciągnęłam z szafy piżamę i poszłam się umyć. Ubrałam się w rzeczy i położyłam. Przytuliłam się do misia od Matta i zasnęłam myśląc o chłopaku.


    ~~Oliv~~

    Usłyszałam dzwonek budzika. Podniosłam się i spojrzałam na godzinę. Była 3:45. Prawie przez całą noc nie mogłam spać. Z trudem wstałam i udałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i udałam się do garderoby po ubrania, które wczoraj uszykowałam. Ubrałam się, a następnie uczesałam się i zrobiłam taki makijaż. Zeszłam na dół do kuchni. Przygotowałam sobie na szybko musli. Zjadłam i umyłam po sobie naczynia. Przyjechał Jack z Evą. Myślałam, że Jack nie jedzie z nami, tylko Eva.

    - Jack leci z nami w razie jakby zaatakowali cię jacyś reporterzy. O wczorajszym zdarzeniu jest wszędzie bardzo głośno i ludzie na pewno będą cię zaczepiać żebyś udzieliła im jakiegoś wywiadu. I w razie co to nie odpowiadaj na żadne pytania. - powiedziała Eva.
    - Dobrze. - odpowiedziałam.

    Już mam dosyć tego wszystkiego. Wsiedliśmy do samochodu i udaliśmy się w stronę lotniska. Po kilku minutach byliśmy już na miejscu. Gdy wyszłam z samochodu zauważyłam mnóstwo ludzi z aparatami, kamerami i mikrofonami. Jak mnie zobaczyli zaczęli szybko iść w moją stronę, a ja razem z ochroniarzami szybkim krokiem udałam się w stronę samolotu. Był straszny hałas na tym lotnisku. Reporterzy i paparazzi biegali po tym lotnisku z tymi aparatami i kamerami  jak jacyś nienormalni. Z trudem  przeszłam odprawę i weszłam do samolotu. Przywitałam się z osobami z filmu oraz z reżyserem, czyli moim tatą.

    - Cześć córeczko. Mama wczoraj do ciebie dzwoniła, czemu nie odbierałaś telefonu? Martwiła się o ciebie. 
    - Cześć tato. Nie miałam wczoraj ochoty z nikim rozmawiać. Źle się czułam. Jak wylądujemy to zadzwonię do mamy.
    - No dobrze. A teraz jest wszystko w porządku?
    - Tak, oczywiście.
    - To idź zająć miejsce bo zaraz startujemy.

    Po rozmowie z tatą poszłam usiąść. Usiadłam koło Douglas'a. Przywitałam się z chłopakiem i chwilę porozmawialiśmy. Następnie postanowiłam, że zdrzemnę się. Po około 2 godzinach obudziłam się. Chyba się wyspałam. Właśnie wylądowaliśmy. Gdy wysiedliśmy czekał na nas samochód, który zawiózł nas do hotelu. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Weszliśmy do środka budynku. Każdy otrzymał klucz do pokoju. Wzięłam moją walizkę i udałam się w stronę windy. Mój pokój znajdował się na 3 piętrze. Weszłam do pokoju. Jest tutaj ładnie. Odłożyłam walizkę i trochę się rozpakowałam.  Było dopiero po 8. Zeszłam na dół, coś zjeść. Zjadłam omleta. Następnie mieliśmy iść na plażę kręcić film. 

    Plaża znajduję się niedaleko hotelu, więc nie mieliśmy daleko. 
    Przed kręceniem musiałam ubrać inne ubrania oraz stylistki zrobiły mi fryzurę i pomalowały. Po około 3 godzinach mieliśmy przerwę. W tym czasie mogliśmy napić się czegoś albo coś zjeść. Ja postanowiłam, że zadzwonię do mamy. Oczywiście moja mama najpierw zaczęła mnie wyzywać, że nie odbieram telefonu , a później zaczęła mnie o wszystko wypytywać. Po rozmowie poszłam dalej pracować. 
    - Na dzisiaj kończymy. - powiedział reżyser.
    Całe szczęście pomyślałam. Już mam dosyć tego wszystkiego. Było po 16. Przebrałam się w swoje ubrania. Następnie wszyscy udali się do hotelu na obiad. Wszyscy zajęli miejsca i podali nam dania, czyli to, to i to. Wszystko wyglądało pysznie. Spróbowałam każdego po trochę. Było bardzo smaczne. Gdy wszyscy zjedli mieli czas dla siebie. Mogli robić co chcieli. Miałam zamiar iść do pokoju przebrać się.

    - Co będziesz robić? - zapytał Douglas.
    - Chyba pójdę popływać. Chcesz iść ze mną? - odpowiedziałam i spytałam.
    - Pewnie.

    Poszłam do pokoju i założyłam strój kąpielowy. Następnie zeszłam na dół, gdzie był już chłopak.
    - To idziemy na plażę czy na basen? - zapytał.
    - Chyba wolę iść na basen, bo plaży na dzisiaj mam już dosyć. - odpowiedziałam.
    - Dobrze. 
    Poszliśmy na basen, który znajdował się obok hotelu. Od razu poszliśmy popływać. 

    Pływaliśmy ponad godzinę. Następnie poszliśmy usiąść na leżak i trochę się wysuszyć. Douglas poszedł kupić sobie coś do jedzenia. 
    Po kilku minutach przyszedł z goframi. Kupił mi i sobie. Wyglądały i smakowały pysznie. Gofr był tak duży, że ledwo co go zjadłam. 

    - Może pójdziemy się przejść do miasta albo gdzieś? - zapytał.
    - Możemy, ale muszę iść się przebrać. - odpowiedziałam.
    - Okej. 

    Poszłam do pokoju przebrać się. Założyłam to. Musiałam zrobić na nowo makijaż i uczesać  się. 
    Sprawdziłam na telefonie, która była godzina. Było jeszcze wcześnie, bo dopiero 19. Zaczął dzwonić mój telefon. Odebrałam go, ale nie zdążyłam przeczytać kto dzwoni. Był to Josh. Zaczął mnie znowu przepraszać i opowiadać jak to niby było. Nie chciało mi się z nim rozmawiać i się rozłączyłam. Wyszłam z pokoju i udałam się na zewnątrz budynku.
    - Wszystko w porządku? - zapytał chłopak.
    - Tak. - odpowiedziałam.
    Poszliśmy w stronę miasta. Wszystko było pięknie oświetlone. Udaliśmy się do jakiegoś klubu na drinka. Wypiliśmy drinka i trochę potańczyliśmy. Następnie poszliśmy się przejść wzdłuż plaży. Grecja nocą wygląda pięknie. Szliśmy plażą aż dotarliśmy pod hotel. Weszliśmy do windy, którą wjechaliśmy do góry. Byliśmy już pod moim pokojem.

    - Dziękuję ci za spędzenie wspólnie dnia. - powiedziałam.
    - Nie ma za co. Myślę, że chociaż przez chwilę zapomniałaś o tej całej sytuacji. - odpowiedział.
    - Powiedzmy, że tak. Cieszę się, że się przyjaźnimy.
    - Ja również. To do jutra.
    - Pa.

    Pożegnałam się z Douglas'em i weszłam do pokoju. Od razu poszłam do łazienki i wzięłam długą kąpiel. Ubrałam piżamę i poszłam się położyć. Gdy się położyłam od razu zasnęłam.

    Brak komentarzy:

    Prześlij komentarz