~~2 Dzień Świąt :) ~~
__________________________________________________________________________
~~Pat~~
Włącz > to.
Smacznie sobie spałam, jednak obudził mnie podejrzewam budzik Niall'a. Otworzyłam swoje zaspane oczy i podniosłam się do poziomu siedzącego, chłopak właśnie wyłączał budzik. Gdy już wstaliśmy, w piżamach zeszliśmy na dół, ponieważ mama Niall'a krzyczała, że mamy przyjść na śniadanie. Przyznam, ma kochaną mamę. Współczuję mu poznania dzisiaj mojej. Oj zapamięta ją do końca życia. Usiedliśmy do stołu i zaczęliśmy jeść przepyszne śniadanko. Było tak dobre, że ani się nie obejrzeliśmy i już go nie było. Pomogliśmy posprzątać po nim po czym wróciliśmy do pokoju, żeby zacząć się szykować. O 9 mamy samolot do NY, czyli dolecimy o godzinie 15 czasu Londyńskiego, tzn, że tam będzie 10. Tak, wiem to strasznie skomplikowane. Udałam się do łazienki chłopaka i ubrałam na siebie wcześniej przygotowane ubrania. Założyłam czarny sweter, czarne jeansy, wysokie zimowe buty, płaszcz i do tego szare rękawiczki i torebkę od Prady. Dzisiaj wyjątkowo wyprostowałam włosy i zrobiłam delikatny makijaż. Kiedy już byłam gotowa wróciłam do chłopaka, który właśnie zapinał swoją walizkę. Tak właściwie to oboje byliśmy już gotowi. Wzięliśmy nasze walizki i zeszliśmy na dół. Pożegnaliśmy się z rodziną chłopaka i wsiedliśmy w taksówkę jadąc w stronę lotniska.
Po kilku minutowej jeździe znaleźliśmy się już pod budynkiem. Razem z walizkami i z paparazzi u boku weszliśmy do środka. Na szczęście nie było za dużo pasażerów, więc szybko przeszliśmy przez odprawę. Kilka minut potem siedzieliśmy już w samolocie czekając aż wystartujemy. Kiedy wybiła już godzina 9 wzbiliśmy się w powietrze. Jeszcze tylko ponad 6h lotu i będziemy na miejscu, tak pocieszające. Podziwiałam widoki za oknem słuchając muzyki z mojego iPod'a. Kiedy już prawie zasypiałam okazało się, że będziemy zaraz lądować. Co? Jak to możliwe, że tak szybko? o.O
Wylądowaliśmy i opuściliśmy z chłopakiem samolot idąc odebrać nasze walizki. Jak to w Nowym Jorku, było mnóstwo ludzi już na lotnisku. Znaleźliśmy się przez budynkiem i wsiedliśmy do standardowej żółtej nowojorskiej taksówki. Tak jak myślałam, już o godzinie 10 w Nowym Jorku już są korki. Jak to się mówi, to miasto nigdy nie śpi, a jak śpi, to się budzi szybciej niż promienie słońca. Mhm. Po jakiejś 30 minutowej jeździe znaleźliśmy się pod wielkim wieżowcem, w którym mieszkają moi rodzice. Wzięliśmy z Niall'em swoje walizki i weszliśmy do środka budynku. Szliśmy oszklonymi korytarzami do góry, po drodze mijając niektórych sąsiadów. Kiedy już znaleźliśmy się przy drzwiach od mojego domu przypomniało mi się, że nadal mam klucze. Wyciągnęłam je i otworzyłam drzwi. Wchodząc do środka nikogo wewnątrz nie zauważyłam. Żadnej żywej duszy. Zero. Zauważyłam tylko leżącą kartkę na blacie kuchennym. Podeszłam bliżej i zauważyłam napis PATRICIA. Nienawidzę ich. Wzięłam ją i zaczęłam czytać. >
>" Domyśliłam się, że masz kluczę i wejdziesz do środka, to i może lepiej niż stanie przed drzwiami. My z tatą wrócimy wieczorem, wiem, że są święta, a ty przyleciałaś ze swoim chłopakiem ,ale po prostu pracujemy nad bardzo ważnym filmem. Rozgośćcie się, my będziemy jakoś przed 20. Zamówcie sobie jakąś dobrą nowojorską pizzę, a kolację przygotujemy. Kochamy....
Rodzice...".
- Wiedziałam, że coś odwalą.- dodałam podając chłopakowi list.
- Spokojnie, damy sobie radę, a co do pizzy to właśnie miałem na to ochotę.- dodał uśmiechając się.
- To co, zamawiamy pizzę?- spytałam wykręcając numer.
- Jeszcze się pytasz? Oczywiście!- dodał cieszą się.
- Cześć.- rzuciłam ściągając kurtkę.
- Dzień Dobry, Pani Susanne i Panie Edwardzie.- dodał Niall.
- Witaj Niall. Miło cię poznać i współczuję ci bycia z tą złośnicą.- dodała moja matka.
- Daruj sobie.- rzuciłam.- Nawet w święta nie potrafisz być miła.
- Ja? Zawsze jestem miła, tylko ty pokazujesz jakieś fochy i niewychowanie.
- Podziękuj sobie.
- Przestańcie.- wtrącił tata. - Są święta. Zjemy razem kolację i spędzimy miło czas. Ja pomogę mamie, a wy idźcie do pokoju, zawołam was.- dodał, a my ruszyliśmy do sypialni.
- Przepraszam za nich.- dodałam między pocałunkami.
- Nic nie szkodzi.- oznajmił.
- Co się tak patrzysz kochanie?- spytał.
- A co nie mogę?- spytałam, a on mnie bardzo namiętnie pocałował. Nie miałam ochoty przerywać tej chwili, jednak on to zrobił.
- Spokojnie kochanie, na to przyjdzie jeszcze czas, a teraz idę do łazienki.- dodał całując mnie w czoło.
__________________________________________________________________________
~~Alex~~
Włącz to.
Od rana przygotowania idą wre. Dziś jedziemy do rodziców Cody'ego. Przyznam, że trochę się denerwuję. A nawet bardzo. Oczywiście chłopak mnie cały czas uspokaja, ale tam mają być jego kuzyni i kuzynki z rodzinami i w ogóle... Jejku jak się stresuję... Nawet przed wyjściem na scenę nie jestem tak spięta jak teraz.
Dotarliśmy do domu jego matki. Właściwie wygląda jak jakiś hotel czy coś. Jest na prawdę wielki. Zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam, że jest nawet staw. Ale to dobrze... będę miała gdzie uciekać w razie co. Weszliśmy do tego ogromnego domu i znaleźliśmy się w ogromnym holu.
O kurde...- zaniemówiłam na widok tego drobiazgowego wystroju. Wszystko aż lśniło. To było niesamowite.
Poszliśmy pod schodami do jak się okazało salonu, gdzie siedziało już parę osób.
Zasiedliśmy do stoły i poznałam resztę obecnych tutaj z rodziny. Na stole były 4 butelki czerwonego wina. Trochę mnie to zdziwiło, ale kiedy kończyły się to zrozumiałam, że to nie jest dużo. Cały czas czułam na sobie wzrok narzeczonego jego siostry. Dziwnie się z tym czułam. Nawet kiedy spojrzałam w jego stronę on nie odrywał wzroku.
- Alex... spokojnie, przecież oni nie gryzą.- zaśmiał się, po czym dodał- Jesteś strasznie spięta.- położył mi dłonie na ramionach i zaczął delikatnie masować. To mnie troszeczkę odprężyło.
- Wiem, że nie gryzą, ale denerwuję się.- odwróciłam się do niego twarzą i przytuliłam.
- Oj nie masz czym. Zobaczysz, że wszystko będzie dobrze. Jestem pewien, że cię polubią.- pocałował mnie w policzek.
- No nie jestem co do tego przekonana. A jak coś powiem? A jak podczas obiadu się ubrudzę, albo...- przerwał mi wpijając się w moje wargi.
- Spokojnie kochanie.- jeszcze raz złożył na moich ustach krótki pocałunek i pojechaliśmy.
Dotarliśmy do domu jego matki. Właściwie wygląda jak jakiś hotel czy coś. Jest na prawdę wielki. Zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam, że jest nawet staw. Ale to dobrze... będę miała gdzie uciekać w razie co. Weszliśmy do tego ogromnego domu i znaleźliśmy się w ogromnym holu.
O kurde...- zaniemówiłam na widok tego drobiazgowego wystroju. Wszystko aż lśniło. To było niesamowite.
Poszliśmy pod schodami do jak się okazało salonu, gdzie siedziało już parę osób.
- Witam.- uśmiechnął się Cody i od razu przy nim znalazła się trochę niższa od niego, szczupła brunetka.
- Cody słońce, nareszcie jesteście.- uśmiechnęła się całując go 3 razy.
- Też się cieszę, że cię widzę mamo.- czyli to była jego matka. No super... ciśnienie mi skakało i bałam się cokolwiek zrobić. Jednak niska kobieta zwróciła się do mnie.
- A więc to ty jesteś Alexis, która urzekła serce, mojego kochanego synka.- zaśmiała się.
- Dzień dobry pani.- uśmiechnęłam się.
- Och jaka miła. Mów mi po prostu Ella.- uściskała mnie.
- Dobrze.
Zasiedliśmy do stoły i poznałam resztę obecnych tutaj z rodziny. Na stole były 4 butelki czerwonego wina. Trochę mnie to zdziwiło, ale kiedy kończyły się to zrozumiałam, że to nie jest dużo. Cały czas czułam na sobie wzrok narzeczonego jego siostry. Dziwnie się z tym czułam. Nawet kiedy spojrzałam w jego stronę on nie odrywał wzroku.
- Alex, kochana, podałabyś mi tą sałatkę obok ciebie?- zwrócił się do mnie pan William (wujek Cody'ego).
- Jasne. Bardzo proszę.- podałam mu miskę z przepyszną sałatką grecką.
- Ale ja przytyje.- zaśmiałam się widząc to wszystko.
- Spokojnie, spalimy to w najbliższym czasie- zawtórował mi Cody.
- Jesteście tacy słodcy.- westchnęła jedna z kuzynek. Miała na imię Angela o ile dobrze pamiętam.
Wieczorem postanowiłam się trochę przewietrzyć. W tym celu wyszłam na spacer po ogrodzie. W końcu usiadłam na sporym kamieniu nas stawkiem. Siedziałam tam długą chwilę i nawet zmarzłam. Ale wtedy koło mnie usiadł ten facet co się na mnie tak gapił. Trochę się wystraszyłam, ale starałam się nie dać tego po sobie poznać.
- Sama? Tutaj? Ojej...- powiedział.
- Jakiś problem?- zapytałam.
- Tylko kilka. Ale nie teraz o tym...
- Możesz mi powiedzieć, dlaczego się tak na mnie patrzyłeś?
- Hah... dobre pytanie Alex... No bo widzisz... jeśli wejdziesz do tej rodziny to będziecie najsławniejsi i najbogatsi, a ja... no cóż... będę niezauważalny.
- Że co proszę?!
- Alex?! Kochanie chodź!- zawołał Cody. Nie patrząc dłużej na tego mężczyznę poszłam do mojego ukochanego. Nie rozumiem o co mu chodzi...Ale się tego dowiem.
Niestety obudziłam cię zlana potem około 2.59.
- No pięknie- mruknęłam do siebie.
____________________________________________________________________________
Włącz > to.
Obudził mnie budzik. Wstałam z łóżka i obudziłam Josh'a. Za przeszło godzinę mamy samolot do Ascot.
Poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Następnie ubrałam się, zrobiłam makijaż i rozczesałam włosy.
Założyłam jeszcze te buty. Spakowałam torbę i razem z chłopakiem zeszliśmy na dół. W kuchni była babcia, która przygotowywała śniadanie. Pomogłam jej, a później wszyscy usiedliśmy do stołu. Zaczęliśmy jeść śniadanie.
Po skończeniu posiłku, pożegnaliśmy się z wszystkimi i babcia zawiozła nas na lotnisko. Pożegnałam się z babcią i przeszliśmy przez odprawę a następnie poszliśmy zająć miejsca.
Po kilku godzinach byliśmy już w Ascot, rodzinnym mieście Josh'a. Na lotnisku czekała mama chłopaka.
Przywitaliśmy się z nią i pojechaliśmy do nich.
Po kilku minutach byliśmy już przed domem. Weszliśmy do środka, gdzie był brat oraz siostra Josh'a. Przywitaliśmy się z nimi, a następnie chłopak poszedł do rodzeństwa , a ja razem z jego mamą do kuchni. Postanowiłam pomóc jej w posiłku. W czasie gotowania dużo rozmawiałyśmy. Głównym tematem był Josh. Chłopak usłyszał naszą rozmowę, więc szybko przyszedł do nas.
- Czemu mnie obgadujecie?- zapytał oraz podszedł do nas bliżej.
- Nie obgadujemy cie, tylko tak sobie rozmawiamy. - odpowiedziałam.
- Jasne. To znajdźcie sobie inny temat.
- Oj nie złość się tak. Złość piękności szkodzi. - powiedziała jego mama.
- Bardzo śmieszne. - powiedział.
Zaczęłam się śmiać. Następnie poszłam rozłożyć talerze w jadalni. Kiedy obiad był już gotowy wszyscy usiedliśmy do stołu. Zaczęliśmy jeść oraz rozmawiać. Było bardzo miło i fajnie. Po skończeniu każdy pomógł w posprzątaniu. Później poszliśmy przejść się. Ubrałam kurtkę i poszliśmy. Szliśmy wzdłuż chodnika. Ulice miasta były zaśnieżone oraz było pusto. Nie było nikogo widać. Cisza i spokój. Poszliśmy przejść się po parku.
- Ale jest tutaj pięknie. - powiedziałam.
- Też mi się tutaj podoba. - odpowiedział, a następnie dodał:
- Przeprowadziłbym się tutaj na nowo. Tu jest inaczej niż w Londynie.
- Masz racje.
Pochodziliśmy jeszcze trochę i wróciliśmy do domu. Trochę zmarzliśmy. Poszliśmy do kuchni i przygotowaliśmy sobie dwie gorące czekolady.
Mamy Josh'a z rodzeństwem nie było, bo musieli gdzieś pojechać. Razem z napojami udaliśmy się do salonu. Chłopak włączył jakiś film. Wypiliśmy nasze czekolady.
- Kocham cię. - powiedział.
- Ja ciebie też.
Następnie pocałował mnie. Nasz pocałunek nie skończył się tylko na jednym. W pewnym momencie po pokoju weszła mama Josh'a. Szybko oderwaliśmy się od siebie.
- Już wróciłaś? - zapytał.
- Tak. Pojechałam do cioci, ale jej nie było, więc postanowiłam wrócić. Jak było na spacerze? - powiedziała.
- Fajnie. - odpowiedział.
Dokończyliśmy oglądanie filmu. Później przyjechały ciocie Josh'a. Jego mama zrobiła kawę oraz ciasto. Usiedliśmy i zaczęliśmy rozmawiać. Było bardzo miło oraz śmiesznie. Zrobiło się dosyć późno, więc goście pojechali. Ja pomogłam posprzątać naczynia, a później poszłam do sypialni. Udałam się do łazienki i wzięłam kąpiel. Następnie ubrałam piżamę i wróciłam do pokoju. Położyłam się w łóżku i przyszedł później do mnie Josh. Położył się w łóżku i zasnęliśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz