Tydzień później...♥WALENTYNKI♥
_____________________________________________________
~~Pat~~
O nie dzisiaj Walentynki. Najgorszy dzień w całym moim życiu. Nigdy, ale to nigdy nie lubiłam tego święta. Nie szczęśliwa więc, że dzisiaj jest ten dzień wstałam z łóżka i ruszyłam na dół w poszukiwaniu Hazzy. O dziwo nigdzie go nie było. Zdziwiłam się trochę i już chciałam do niego dzwonić, jednak w domu rozległ się dźwięk dzwonka. Podeszłam więc do drzwi z nadzieją, że to właśnie Styles. Otwarłam drzwi a moim oczom ukazał się listonosz (?).
- Pani Styles?- spytał na co ja prawie wybuchnęłam śmiechem.
- Tak.- odpowiedziałam śmiejąc się.
- Proszę tu podpisać.- podpisałam durną karteczkę i odebrałam paczkę żegnając się z facetem.

Podobają się kwiaty? :* To dopiero początek dzisiejszego dnia. W jadalni znajdziesz bilety na samolot do Paryża, który masz o 15. Do tego czasu przygotuj się wyjątkowo, ale spakuj też parę rzeczy. :*
Z lotniska odbierze Cię mój kierowca i zawiezie na miejsce. Tam się spotkamy :* Do zobaczenia. ♥ Mr. Styles

- Just do it!- pstryknęłam i ruszyłam na górę.
- No cześć Kate.- oznajmiłam.
- Hej Pat, właśnie załatwiłam ci udział w reklamie.- dodała szczęśliwa.
- O w końcu coś się będzie dziać. A jaka to reklama?
- Calvin'a Klein'a.- dodała wybuchając śmiechem.
- Co?!?! Mam reklamować bieliznę?- spytałam prawię płacząc ze śmiechu.
- Tak, ale najdroższą na świecie i to w dodatku z Justin'em Bieber'em.
- HAHAHAHAHAHAH.- wybuchnęłam śmiechem.- A kiedy to ma być?
- Za 2 dni spotkamy się w tym budynku na Oxford Street.- dodała.
- Okej, to do zobaczenia, pa.- uśmiechnęłam się.
Lot minął bardzo szybko. Wylądowaliśmy w Paryżu i opuściłam lotnisko razem z walizką. Znalazłam się przed budynkiem, gdzie miał czekać na mnie jakiś kierowca Hazzy. Nie myliłam się...mężczyzna ubrany w garnitur podszedł do mnie uśmiechając się i wręczając bukiet czerwonych róż.
- Dziękuję.- oznajmiłam podziwiając kwiaty.
- Pan Styles miał rację, jest pani na prawdę bardzo śliczna.- dodał uśmiechając się a ja jak każda dziewczyna zaczerwieniłam się.
- Dziękuję, ale czy możemy już jechać?
- Zapraszam.- powiedział po czym otworzył mi drzwi do swojego luksusowego Mercedesa.
- Hej.- powiedziałam zatrzymując się przed nim.
- Cześć, gotowa na cudowny wieczór? - spytał ciągle się uśmiechając, myślałam, że tam zemdleje.
- Tak.- uśmiechnęłam się po czym chłopak złapał mnie za rękę i nie wiem dokąd prowadził.
- Harry, sam to wymyśliłeś? - spytałam podekscytowana podziwiając wieżę Eiffla na którą mieliśmy idealny widok.
- Tak, usiądźmy.- oznajmił odsuwając mi krzesło.
- Dziękuję.- dodałam.

~~Harry~~
Zacząłem całować dziewczynę coraz namiętniej. Nie mogłem już dłużej czekać. To było moim marzeniem od czasu kiedy się w niej zakochałem.
Z uśmiechem na ustach przenieśliśmy się na łóżko. Ściągnąłem jej sukienkę, potem ściągnąłem swoją bluzkę i spodnie. Całowałem ją po szyi a ona pomrukiwała cicho co bardzo mi się podobało. Błądziłem dłońmi po jej ciele, które było idealne. Nie mogłem jednak znieść tego, że kiedyś na moim miejscu był ten kretyn. Wszystko potoczyło się bardzo szybko, to nawet dobrze. Cieszyłem się, że to się w końcu stało. Kochałem ją.
Po tej cudownej chwili oboje zasnęliśmy.
Zacząłem całować dziewczynę coraz namiętniej. Nie mogłem już dłużej czekać. To było moim marzeniem od czasu kiedy się w niej zakochałem.

Po tej cudownej chwili oboje zasnęliśmy.
~~Alex~~
Włącz ~> to.
Dziś są Walentynki. Przyznam,
że kiedyś uwielbiałam ten dzień. Ale teraz? No cóż… jakoś niekoniecznie. Mam za
dużo tajemnic przed moim bliskimi. Tak nie powinno być. Najgorsze jest to, że
jeśli chcę ich chronić to nie mogę puścić pary z ust. Przykro mi, że musze
okłamywać Cody’ego. To chyba najbardziej mnie boli…
Mój piesek wskoczył na łóżko i chciał się bawić. Pogłaskałam go a potem wstałam z łóżka dziwnie obolała i zeszłam cichutko na dół. Kiedy weszłam do salonu i zobaczyłam Emetta, Agnes, Steven’a i Paula to próbowałam sobie przypomnieć… Jak trafiliśmy do mnie? I dlaczego tego nie pamiętam? Potem zaczęłam się zastanawiać gdzie jest mój narzeczony, ale w drodze do kuchni znalazłam go śpiącego za kanapą razem z moim psem. Właśnie! Muszę go jakoś nazwać! Tylko… jak? Ech… pomyślę o tym potem, a teraz śniadanie.
Weszłam do kuchni i niemal krzyknęłam. Niesamowicie się wystraszyłam…
Kiedy już prawie skończyłyśmy jeść przyszli zaspani panowie i Agnes. Dziewczyna szybko zajęła miejsce obok mnie i Kat, a chłopcy usiedli na wolnych miejscach.
Całą czwórką ruszyliśmy na lotnisko. Zwierzęta zostają pod opieką mojego brata, więc nic im nie będzie. Na lotnisko dojechaliśmy po 30 minutach. Ach te korki… No ubóstwiam je. Czujecie ten sarkazm? Masakra jakaś. Kiedy przeszliśmy przez odprawę i zajęliśmy swoje miejsca w samolocie, rozglądaliśmy się czy wszyscy są.
Paul Wesley z Phoebe Tonkin, Ian Somerhalder z Nikki Reed, Daniel Gillies z żoną Rachael, Joe i Candice , Steven i Kat, Emett, Agnes, Cody i ja. Jak na razie nic nie dostałam na walentynki, ale to nawet dobrze.
Za jakąś godzinę i 30 minut powinniśmy być w Genewie, w Szwajcarii. Już nie mogę się doczekać. W samolocie siedziałam koło Kat i Agnes. Świetnie się dogadujemy. Candice siedziała za nami ze swoim mężem i Stevenem.
Mój piesek wskoczył na łóżko i chciał się bawić. Pogłaskałam go a potem wstałam z łóżka dziwnie obolała i zeszłam cichutko na dół. Kiedy weszłam do salonu i zobaczyłam Emetta, Agnes, Steven’a i Paula to próbowałam sobie przypomnieć… Jak trafiliśmy do mnie? I dlaczego tego nie pamiętam? Potem zaczęłam się zastanawiać gdzie jest mój narzeczony, ale w drodze do kuchni znalazłam go śpiącego za kanapą razem z moim psem. Właśnie! Muszę go jakoś nazwać! Tylko… jak? Ech… pomyślę o tym potem, a teraz śniadanie.
Weszłam do kuchni i niemal krzyknęłam. Niesamowicie się wystraszyłam…
- Kat? Ty też tu jesteś?- powiedziałam ściszonym głosem. Dziewczyna spojrzałam na mnie i się uśmiechnęła.
- Nic nie pamiętasz co?- zapytała.
- Nie.
- Spoko, ja też nie.- zaśmiała się.
- Oo… no to przynajmniej nie jestem jedyna.- posłałam jej ciepły uśmiech i zajrzałam do lodówki w poszukiwaniu maślanki i owoców.
- Zrobię koktajle.- oznajmiłam zadowolona.

- Właściwie to przepraszam, że się panoszę w twoim domu. Wstałam chwilę przed tobą i pomyślałam, że może zrobię jakieś śniadanie czy coś, w podzięce za przenocowanie nas. – uśmiechnęła się Kat.
- Nie ma sprawy. Jak będzie dobre, to będziesz tu częściej.- zaśmiałyśmy się.
Kiedy już prawie skończyłyśmy jeść przyszli zaspani panowie i Agnes. Dziewczyna szybko zajęła miejsce obok mnie i Kat, a chłopcy usiedli na wolnych miejscach.
- Jak się spało? Bo widzę, że chyba średnio wygodnie.- zaśmiałyśmy się z Kat.
- Nie no… całkiem nieźle się spało na podłodze w dodatku za kanapą.- skomentował Cody masując sobie bark, na którym leżał.
- Ojej… trzeba było przyjść do mnie, do łóżka. Czekałam na ciebie. Ale skoro wolałeś podłogę no to cóż…- powiedziałam żartobliwie, a chłopcy zrobili długie „Uuu...”
- No wiesz… Przepraszam, ale nie dałem rady.- zaśmiał się.
- Agnes zasnęła na schodach, ale ją przenieśliśmy na kanapę, a potem sami się położyliśmy.- pogadaliśmy jeszcze trochę i potem panowie pozmywali naczynia a dziewczyny poszły na górę.
- Ciekawa jestem, co też Cody wymyślił na walentynki.- zaczęła Agnes.
- Z tego co słyszałam to jedziemy do Szwajcarii w góry, czyż nie?- powiedziałam.
- Serio? Ja też dziś tam jadę! To może pojedziemy razem?- dodała podekscytowana Kat.
- Czemu nie? W grupie raźniej. Po za tym… chcę was lepiej poznać.- uśmiechnęłam się.
- A właśnie… Steven dziwnie się zachowywał na balu. Cały czas się rozglądał nerwowo po Sali i patrzył na ciebie. Coś się stało?- zapytała Kat, a ja zbladłam. Co mam jej powiedzieć.
- Serio? Ojej… No nie wiem...- udałam.
- Może zapytam jego.- wzruszyła ramionami.
- Może lepiej ja z nim porozmawiam?- zagadnęłam.
- Jak chcesz.- uśmiechnęła się.- Dobra, ja muszę iść do siebie, żeby się spakować. Nie zapomnijcie grubych kurtek i rękawiczek!- dodała wychodząc z pokoju.
- Alex… przyznaj się. Coś się stało na balu?- ściszyła głos Agnes.
- Nie, a czemu miałoby się coś stać?
- Jeszcze pytasz? Mało razy coś ci się stało? W dodatku Steven był taki podenerwowany.
- Nie wiem co z nim się stało.
- Może jest o ciebie zazdrosny?
- Że co?! Haha… no nie przesadzajmy. Znam go od niedawna. To nie możliwe.- zaśmiałam się, ale dziewczynie nie było do śmiechu.
Całą czwórką ruszyliśmy na lotnisko. Zwierzęta zostają pod opieką mojego brata, więc nic im nie będzie. Na lotnisko dojechaliśmy po 30 minutach. Ach te korki… No ubóstwiam je. Czujecie ten sarkazm? Masakra jakaś. Kiedy przeszliśmy przez odprawę i zajęliśmy swoje miejsca w samolocie, rozglądaliśmy się czy wszyscy są.
Paul Wesley z Phoebe Tonkin, Ian Somerhalder z Nikki Reed, Daniel Gillies z żoną Rachael, Joe i Candice , Steven i Kat, Emett, Agnes, Cody i ja. Jak na razie nic nie dostałam na walentynki, ale to nawet dobrze.
Za jakąś godzinę i 30 minut powinniśmy być w Genewie, w Szwajcarii. Już nie mogę się doczekać. W samolocie siedziałam koło Kat i Agnes. Świetnie się dogadujemy. Candice siedziała za nami ze swoim mężem i Stevenem.
Jestem tu po raz pierwszy, ale już jestem zachwycona. To był dobry wybór. Znaczy... zobaczymy co będzie dalej, ale jak na razie zapowiada się niesamowicie. Ian i Nikki powiedzieli, że nauczą mnie jeździć na snowboardzie. Nie mogę się doczekać kiedy pójdziemy na stok. Ale na razie musimy iść ogarnąć pokoje i jakiś obiad. Cody z Emett'em i Ian'em poszli do recepcji a my czekaliśmy na nich. W końcu odebraliśmy klucze do pokoi. Zdecydowałam się być w pokoju z Kat i Agnes. Steven, Emett i Cody będą razem a reszta ma parę wiec nie ma problemu. :)
- To co? Idziemy na stok?- zaproponował Ian.
- Jasne!- niemal krzyknęłam z radości. Nikki się zaśmiała i objęła mnie ramieniem.
- Czeka nas sporo pracy.- powiedziała.- Ale damy radę.- dodała na pocieszenie.
- Nie marnujmy czasu. Chodźmy.- powiedział Paul.
Nagle obok mnie prze prysnął jakiś chłopak i zrobił kilka niesamowitych trików.
Wow...- westchnęłam zachwycona. Ian prychnął.
Steven jak zawsze musi się popisywać.- dodał.
Steven?- zapytałąm i odwróciłam się. Rzeczywiście. Agnes trzymała się Nikki i Kat.
Wróciliśmy przed 21 do hotelu. Chciałam wziąć kąpiel, ale na łóżku znalazłam karton z wstążeczką i karteczkę.
"Za 20 minut przy recepcji. Przebierz się.
Cody"
- Pięknie wyglądasz.- powiedział całując mnie w dłoń i podając mi piękny bukiet róż.
- Dziękuję.- powiedziałam rumieniąc się.
- Idziemy?- zapytał, podając mi rękę.
Wow.- westchnęłam.
Siadaj.- pomógł mi zasunąć krzesło za mną, jak prawdziwy dżentelmen.
Zjedliśmy romantyczną kolację, porozmawialiśmy i odprowadził mnie do pokoju. Pożegnaliśmy się i musiałam opowiedzieć wszystko dziewczyną, które już czekały na mnie. Nie zdążyłam im wszystkiego opowiedzieć a ktoś zapukał do drzwi. Agnes poszła otworzyć drzwi. Ale po chwili wróciła.
- Ym.. Alex to do ciebie.- powiedziała.
- Do mnie?- zdziwiłam się. Ale poszłam do drzwi. Wyszłam na korytarz i rozejrzałam się. Zobaczyłam Steven'a.
- Cześć.- przywitał się.
- Cześć.- odpowiedziałam.
- Wszystkiego najlepszego z okazji walentynek.- uśmiechnął się.
- Dziękuję. Tobie również.
- Chciałem ci to dać wcześniej, ale Cody cię zabrał więc... jestem teraz.
- Nie musiałeś.- uśmiechnęłam się szerzej.
- Ale chciałem. To dla ciebie.- powiedział podając mi bukiet róż ułożonych w kształcie serduszka i niebieskie pudełeczko. Zaciekawiona otworzyłam je i zobaczyłam piękną bransoletkę.
- Jaka piękna. Dziękuję.- przytuliłam się do niego.
- Nie ma sprawy. I jak było na kolacji?- zapytał.
- Nieźle.
- Tylko?
- No dobrze.- zaśmiałam się.
- Leć do dziewczyn bo pewnie się niecierpliwią.
- Dobrze. Jeszcze raz dziękuję. Jesteś kochany.- znów go przytuliłam, a ten mnie pocałował w policzek. I poszłam do pokoju.
Potem, kiedy skończyłam im opowiadać wszystko, przyszedł Emett i każdej z nas dał kubek z napisem "I ♥ you" i perfumy od Chanel. To dziwne, ale... zaczynam myśleć, że Agnes i Kat mają rację i Steven coś do mnie czuję.
Wykąpałyśmy się i poszłyśmy spać. Pogadałyśmy jeszcze trochę i zasnęłyśmy przed 1 w nocy. ^_^
_____________________________________________________
~~Oliv~~
Włącz > to.
Obudziłam się i spojrzałam na zegarek, który wskazywał 10.30. O kurde, ale długo spałam. Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic, a następnie poszłam się ubrać. Ubrałam się, zrobiłam makijaż i rozczesałam włosy, które zostawiłam jak zwykle rozpuszczone. Później poszłam do kuchni. W domu było strasznie cicho. Na stole zauważyłam kartkę.
Musiałem pilnie dzisiaj wyjechać, ale spokojnie sobie mieszkaj u mnie.Niedługo wrócę i udanych walentynek Ci życzę. ( W wazonie są dla ciebie kwiaty ode mnie). Baw się dobrze :)
Charlie

Poszłam do kuchni i faktycznie były tam kwiaty. Trochę zdziwiło mnie to, że przyjaciel tak nagle wyjechał, ale najwyraźniej miał jakiś powód. To dzisiaj chyba zapowiada się nudny dzień. Miałam zamiar iść coś przygotować do jedzenia, ale ktoś nagle zadzwonił do drzwi, więc poszłam je otworzyć. Przyszedł kurier.
- Pani Williams? - zapytał.
- Tak.
- Przesyłka dla pani.
- Dla mnie?
- Tak, proszę. - odpowiedział, podał mi niby paczkę i poszedł.
.jpg)
- Pani Williams?
- No tak. Był tu pan niedawno.
- Przesyłka do pani.
- Znowu?
- Tak, proszę i miłego dnia życzę. - powiedział i odszedł.
Nie zdążyłam się zapytać od kogo są te kwiaty. W tym drugim pudełku na pewno też są kwiaty. Otworzyłam je i nie myliłam się. Były to kwiaty. Teraz to chyba otworzę kwiaciarnię z taką ilością kwiatów. Rozejrzałam się czy nie ma jakieś kartki. W końcu znalazłam jakiś liścik.
Przepraszam Cię za wszystko. Kocham cię.
Nic więcej nie pisało. Było to na 100 % kwiaty od Josh'a. Usiadłam na krześle spoglądając na te kwiaty i myśląc. Zastanawiałam się co mam teraz zrobić. Po dłuższych rozmyślaniach poszłam do sypialni i zaczęłam się pakować. Spakowałam tyle rzeczy ile mogłam. Ubrałam na siebie kurtkę, wzięłam kluczyki od samochodu i razem z walizką wyszłam z domu.
.gif)
- Przepraszam cię. Wiem, że popełniłem wielki błąd... - zaczął mówić.
- Nie rozmawiajmy już o tym. - powiedziałam i chłopak znowu mnie pocałował.
.jpg)
Później chłopak pomógł mi zanieść moje walizki. Następnie usiedliśmy na kanapie.
- Bardzo za tobą tęskniłem. - powiedział.
- Ja za tobą też.
- Obiecuję ci, że już nigdy nie zrobię ci czegoś takiego. Przyrzekam.
- No wiem, bo daję ci ostatnią szansę, więc nie zmarnuj jej.
Chłopak pocałował mnie. Strasznie za nim tęskniłam. Posiedzieliśmy i porozmawialiśmy jeszcze chwilę.
- Nie będziemy siedzieć tak w domu. Za godzinę wyślę ci adres , dokąd masz przyjechać. - powiedział.
- Ale gdzie ty idziesz?
- Spotkamy się za 2 godziny. Przyjedzie po ciebie taksówka, więc przygotuj się.
- No dobrze. Ale o co chodzi?
- Zabieram cię dzisiaj gdzieś i ubierz się jakoś.
- Gdzie?
- Wszystkiego dowiesz się później.
- No dobrze.
Nie wiem co on znowu wymyślił. Chłopak wyszedł z domu, a ja poszłam rozpakować część moich rzeczy do garderoby. Cieszę się, że mogę tutaj znowu być. Po jakimś czasie poszłam się przebrać. Ubrałam na siebie sukienkę oraz założyłam buty. Włosy zostawiłam rozpuszczone tylko poprawiłam sobie makijaż. Założyłam na siebie płaszcz i byłam już gotowa. Zauważyłam, że podjechał już jakiś samochód, więc wyszłam z domu. Kierowca wyszedł i otworzył mi drzwi od samochodu.
- Pani narzeczony czeka już na panią. Zapraszam. - powiedział.
- Dziękuję. - odpowiedziałam i wsiadłam do samochodu.
W sumie to nie wiem co mam myśleć. Josh chyba nie jest moim narzeczonym, bo zerwałam z nim i oddałam mu pierścionek. No dobrze, nie będę teraz nad tym myśleć. Po kilku minutach kierowca zatrzymał się. Wyszedł z auta, otworzył mi drzwi i podał mi rękę, abym mogła wyjść. Na miejscu czekał Josh, który był ubrany w garnitur.
- Ślicznie wyglądasz. - powiedział.
- Dziękuję.
- Idziemy?
- Tak.
Weszliśmy do restauracji. Kelner zaprowadził nas do naszego stolika. Wszystko wyglądało tak pięknie. Usiedliśmy i po kilku minutach kelner przyniósł nam danie i nalałam nam szampana. Zaczęliśmy jeść potrawę, która była na prawdę pyszna. Po skończeniu kelner zabrał nasze talerze i przyniósł nam deser. Wyglądał wyśmienicie. Z ledwością zjadłam go i wypiłam szampana.
- Idziemy? - zapytałam.
- Tak. Tylko zamówię nam taksówkę.
- Może przejdziemy się?
- No dobrze. Jak chcesz.
Ubrałam na siebie płaszcz. Chłopak podszedł do mnie z kolejnym bukietem kwiatów.
- To dla ciebie. Proszę. - powiedział i podał mi bukiet kwiatów.
- Dziękuję, ale nie kupuj mi już dzisiaj kwiatów. Mam ich tyle, że chyba jakąś kwiaciarnię otworzę. - powiedziałam, po czym chłopak zaczął się śmiać.
- No dobrze, jak nie chcesz kwiatów to nie będę ci kupować. Chodź idziemy.
- Okey.
Wyszliśmy z restauracji i szliśmy najpierw przez miasto. Na ulicach było spokojnie. Była już dość późna godzina, więc może dlatego.
.gif)
Otworzyłam oczy i ujrzałam wannę napełnioną wodą oraz płatkami róż. Obok znajdował się szampan oraz truskawki.
.gif)
- Strasznie cię kocham. - powiedział.
- Ja ciebie też. - odpowiedziałam i chłopak mnie pocałował.
Później chłopak wziął mnie na ręce i obrócił mnie wokół własnej osi. Przez chwilę nawet niósł mnie. Po jakieś godzinie byliśmy już w domu. Dzisiejszy dzień był pełen wrażeń.
- Mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę. - powiedział.
- Jaką?
- Zamknij oczy.
- Mam zacząć się bać?
- Nie spokojnie.
- No dobrze.
- Możesz otworzyć oczy. - powiedział.
Otworzyłam oczy i ujrzałam wannę napełnioną wodą oraz płatkami róż. Obok znajdował się szampan oraz truskawki.
- Jesteś kochany.
- No wiem. To co rozbieramy się?
- My?
- No przecież nie będziesz się sama kąpać.
- Ale ty śmieszny jesteś.
Weszłam do wody i położyłam się w wannie. Chłopak później dołączył do mnie. Nalałam nam do kieliszków szampana. Siedzieliśmy wygodnie popijając szampana i zjadając truskawki. Było wspaniale. Po jakieś godzinie wyszliśmy. Wytarłam się ręcznikiem i ubrałam na siebie piżamę. Następnie poszłam do sypialni. Położyłam się w łóżku i przyszedł do mnie chłopak. Położył się obok mnie i zasnęliśmy.
_____________________________________________________
_____________________________________________________
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz